W sercu Boga
Jest autorem znanego wywiadu z Benedyktem XVI, który zaskoczył wszystkich ze względu na odniesienia do Kościoła oraz do miłosierdzia. Ojciec Jaques Servais wyjaśnia, dlaczego emerytowany Papież mówi o „ewolucji dogmatu” („Ślady” nr 3/2016)Jacques Servais, 67 lat, jezuita, uczeń i badacz dzieł Hansa Ursa von Balthasara, dyrektor znajdującego się w Rzymie „Domu Balthasara”, jest teologiem, który przeprowadził znany i często ostatnio cytowany wywiad z Benedyktem XVI, zamieszczony w książce Per mezzo della fede [Poprzez wiarę], pod red. Daniele Libanori, San Paolo), przytaczany także podczas tegorocznych Rekolekcji Bractwa CL. Na stronicach tych, mówiąc o wielu zagadnieniach, emerytowany Papież zatrzymuje się między innymi nad kwestią „głębokiej ewolucji dogmatu”, zgodnie z którym sądzono, że wszyscy nieochrzczeni są skazani na wieczne potępienie. Podczas Soboru Kościół odszedł jednak od tej wizji, mając świadomość, że Bóg nie może pozwolić zginąć wszystkim nieochrzczonym i że nawet czysto naturalne szczęście nie stanowi dla nich rzeczywistej odpowiedzi na problem ludzkiego istnienia.
Właśnie o tej ewolucji dogmatu chcemy porozmawiać z ojcem Servaisem. Otóż Kościół jest częścią społeczeństwa, któremu trudno jest zaakceptować jakąkolwiek prawdę. I dlatego decydującym argumentem jest zrozumienie, do przekazywania czego Kościół jest wezwany, a przede wszystkim, w jaki sposób ma to czynić, także w odniesieniu do zasad, które zrozumiał i przyjął w swojej trwającej dwa tysiąclecia historii. W sprawie „niewiernych” i ich „potępienia” Joseph Ratzinger wyraził się ze zwykłą sobie szczerością: „Nie ma wątpliwości, że w tej kwestii stajemy wobec głębokiej ewolucji dogmatu”. W życiu Kościoła to kluczowy moment.
Jak możemy rozumieć stwierdzenie emerytowanego Papieża? Czy chodzi o zakwestionowanie dogmatu? Tego, czego Kościół do tej pory nauczał?
Tak naprawdę Papież nie udzielił swojej odpowiedzi na płaszczyźnie ściśle dogmatycznej, ale duszpasterskiej. Jego spostrzeżenie miało przede wszystkim charakter historyczny. „Jeśli to prawda – stwierdził – że wielcy misjonarze z XVI wieku byli jeszcze przekonani, że ten, kto nie jest ochrzczony, jest zgubiony na zawsze – i to wyjaśnia ich misyjne zaangażowanie – Kościół katolicki odszedł ostatecznie od takiego przekonania po Soborze Watykańskim II”. W przeciwieństwie do tego, co było dawniej, kiedy to przedstawiano nam obraz massa damnata (masy potępionych – przyp. red.), bardzo niewielu współczesnych może sobie wyobrazić Boga, który skazuje nieochrzczonych na wieczne potępienie.
Do czego odnosi się Benedykt XVI, kiedy krótko zatrzymuje się właśnie na tej „głębokiej” ewolucji dogmatu? Istnieją zapewne takie chrześcijańskie pojęcia, które trzeba rozważać w odniesieniu do historycznego tła ich opracowania. Ale czy tutaj nie stajemy wobec kwestii zasadniczej z punktu widzenia doktryny i dogmatu, której nie można rozrzedzać na płaszczyźnie duszpasterskiej?
Teolog Luis Bouyer zauważa, że po epoce Odrodzenia „odkrycie mnóstwa ludów, do których nie dotarła jeszcze ewangelizacja, a w ostatnich czasach masowa sekularyzacja narodów, które wcześniej były (albo wydawały się) chrześcijańskie, zmusiło wielu chrześcijańskich myślicieli do zadania sobie na nowo pytania o zbawienie niewiernych”. Trzeba także mieć na uwadze pewien proces rozjaśniania. Jeśli występuje zmiana akcentu między sformalizowanym nauczaniem w Katechizmie Soboru Trydenckiego na temat „wyroku w sprawie dobrych i wyroku w sprawie złych”, a o wiele bardziej powściągliwą formułą Katechizmu Kościoła katolickiego (zob. nr. 633 i 1037), jest tak dlatego, że lepiej uświadomiono sobie ograniczenia „augustiańskiej”, zreformowanej i jansenistycznej teologii wybrania, przedstawiającej starotestamentowy obraz Pana, który predestynuje albo odrzuca. Emerytowany Papież ma jednak przede wszystkim na myśli prowokacje współczesności, przez co „to już nie człowiek uważa, że potrzebuje usprawiedliwienia przed Bogiem, ale że to Bóg [powinien się] usprawiedliwić z powodu wszystkich okropieństw na świecie”.
Czy stajemy wobec całkowitego odwrócenia tradycyjnego sposobu myślenia? I czy zagadnienie miłosierdzia nie zostaje przeakcentowane?
Dzisiaj wierzący, nawet jeśli nie podąża za takim tokiem myślenia, który odwraca całkowicie perspektywy, czuje się jakby zobowiązany do skonfrontowania się z tematem ludzkiej nędzy oraz odpowiedzialności Boga w stosunku do człowieka. Dopóki rozważano tę kwestię, przyjmując punkt widzenia „katolickiej cywilizacji”, można było mieć złudzenia, że cały rodzaj ludzki stanie się chrześcijański. Ale w momencie, w którym zrozumiano, że lud wierzących w Jezusa Chrystusa stanowi i może dalej stanowić coraz skromniejszą mniejszość na Ziemi, narzuciło się pytanie o zbawienie niechrześcijan, a wraz z nim o zagadnienie Bożego miłosierdzia w stosunku do cierpiącej ludzkości. Idea Bożej dobroci staje się w ten sposób osią, wokół której krąży nasza wiara, albo lepiej: nasza nadzieja. „To właśnie miłosierdzie kieruje nas ku Bogu, tymczasem sprawiedliwość sama w sobie budzi strach” – utrzymuje Joseph Ratzinger, powołując się na Jana Pawła II oraz na wizje siostry Faustyny, które wywarły na niego wielki wpływ.
Franciszek przyzwyczaił nas już do tego rodzaju zaakcentowania tematu miłosierdzia, ale chyba niektórzy z nas nie spodziewali się czegoś podobnego ze strony emerytowanego Papieża…
Zadajmy sobie przede wszystkim pytanie o to, co to jest dogmat i dlaczego możemy mówić – w liczbie mnogiej – o dogmatach. Dogmatem, do którego muszą lgnąć wierni, jest centrum, ku któremu wszystko dąży i które wszystko rozjaśnia – Jezus Chrystus, Bóg, który stał się człowiekiem, to znaczy Krzyż i Zmartwychwstanie jako punkt szczytowy i wypełnienie się przyjścia Boga na świat. To – potwierdzał wciąż na nowo Hans Urs von Balthasar, odwołując się do najbardziej autentycznej Tradycji Kościoła, której Joseph Ratzinger jest wiarygodnym interpretatorem – jest ostateczne Słowo Boga, który daje odpowiedź wykraczającą poza doczesne ludzkie poszukiwania. W nim Bóg objawia w najwyższym stopniu samego siebie jako Byt-dla-nas. To wydarzenie, poprzez które po długim przygotowaniu zwrócił się do ludzkości raz na zawsze, jest dobrowolnym – nienależnym – darem Jego miłości, spełniającym, ale także absolutnie przewyższającym, wciąż na nowo, to wszystko, czym mogły być nasze pragnienia i nasze oczekiwania.
Jeśli to wszystko, co Ojciec mówi, jest prawdą, ten tak bardzo podkreślany brak ciągłości między Benedyktem XVI a Franciszkiem – pomijając różnicę charakterów albo sposobu bycia niemieckiego Papieża i Papieża z Argentyny – wydaje się wymysłem mediów…
Tak naprawdę łatwo dostrzec, jak bardzo w tej zasadniczej kwestii dwóch ostatnich Papieży doskonale się ze sobą zgadza. Wywiad pokazuje silną więź, która – pomijając tak bardzo różny sposób bycia – ich łączy. Papież jezuita nie przestaje głosić Kościołowi i światu Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego; zaprasza do kontemplowania Jego „ciała” w ubogich i zepchniętych na margines. W myśl nauczania szkoły św. Ignacego, pojmuje Wcielenie jako proces, który wciąż naznacza tę historię jako wnikanie jedynego żywego, absolutnego Ducha Bożego w kruchość i wielorakość dotykających człowieka uwarunkowań. W Krzyżu i w Zmartwychwstaniu dostrzega centrum historii, która rozgrywa się między wolnością Boga a wolnością człowieka, i jako skrzyżowanie dwóch przeciwnych wymiarów i rzeczywistości: w skończonym wydarzeniu – nieskończona pełnia, w czasie – wieczność, miłosierdzie Boga, które jaśnieje poprzez ludzką nędzę i winę, ogarniając ją. Także różnorodne sposoby „otwarcia” Franciszka na rodzinę są kontynuacją poprzedzającego go wielkiego pontyfikatu. Pierwszym usprawiedliwieniem – potwierdzają obydwaj Papieże – jest przebaczenie, którego Bóg udziela w Krzyżu swojego Syna. On jest gotowy przebaczyć, zanim ludzie żałują. W ten sposób Chrystus – wraz ze swoimi prawdziwymi, podążającymi za Nim uczniami – nie uzależnia okazania miłosierdzia od uprzedniej skruchy występnych.