Arcybiskup Gerhard Ludwig Müller

«Czego oczekuję od wiary»

Na zakończenie Synodu w sprawie nowej ewangelizacji rozmowa na temat jedynej, nieredukującej pragnienia, drogi („Ślady”, nr 6/2012).
Davide Perillo

„Człowiek potrafi używać swojej inteligencji, jeśli potrafi używać serca”. Od wychowania matki po relacje z niewierzącymi – arcybiskup Gerhard Ludwig Müller, prefekt Kongregacji do spraw Doktryny Wiary, przeprowadza nas przez wyzwanie, którym Kościół żyje w tym roku.
„Nowość życia potrafiąca zmienić nas dogłębnie” – te sześć słów wystarczyłoby, by zrozumieć, o co toczy się gra, by odkryć – być może na nowo – do czego wzywa nas Benedykt XVI w tych miesiącach. Arcybiskup Gerhard Ludwig Müller (64 lata), z pochodzenia Niemiec z Finthen (Moguncja), który od sześciu miesięcy przewodniczy Kongregacji do spraw Doktryny Wiary (na stanowisku, które długo zajmował jego rodak Joseph Ratzinger), a więc swojego rodzaju strażnik nieskończonego dziedzictwa, tak oto kilka dni temu, podczas Synodu poświęconego nowej ewangelizacji, zdefiniował wiarę: nowość życia „pełnego i wiecznego”. Coś, z czego możemy czerpać, stając wobec Tego, który „ofiarowując światu siebie, ofiarował mu nowość” – Chrystusa. Nie doktryna, której trzeba wyuczyć się na nowo, nie seria wniosków do wyciągnięcia. Ale przede wszystkim fakt. Osoba.
Jego Eminencja arcybiskup Gerhard Müller potwierdza to w rozmowie przeprowadzonej tuż po zakończeniu Synodu. Za wcześnie jeszcze na dokonywanie ostatecznych bilansów, by zrozumieć, w jaki sposób i gdzie treści, które wyłoniły się w czasie obrad w auli – poczynając od wkładu Papieża – przyniosą owoce. Jest to jednak najlepsza okazja do tego, by dobrze określić swoje stanowisko w perspektywie czekającej nas w najbliższych miesiącach pracy. Wychodząc właśnie od źródła.

Jaka konieczność, zdaniem Jego Eminencji, skłoniła Papieża do ogłoszenia Roku Wiary?
Zasadnicza konieczność została wskazana na początku Listu apostolskiego Porta Fidei: zaproszenie każdego ochrzczonego do ponownego odkrycia drogi wiary, by pokazać wszystkim piękno spotkania z Chrystusem. Wśród chrześcijan naszych czasów rzeczywiście uwaga wydaje się przenosić na konsekwencje wiary, podczas gdy samo jej istnienie uchodzi za oczywistość. Trzeba tymczasem znów zwrócić się świadomie ku centrum, do źródła naszej wiary, ku samej Osobie Jezusa. Jego samego pytali kiedyś o to ci, którzy Go słuchali: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?”. Na co On odpowiedział: „Na tym polega dzieło [zamierzone przez] Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał” (J 6, 28–29).

Jedną z najbardziej oczywistych cech współczesności jest dramatyczny rozłam między wiarą a wiedzą: wiarę postrzega się jako hipotetyczność, jako „niepotrzebną” albo związaną ze sferą uczuć, a nie rozumu i prawdy. Dlaczego? I jak Rok Wiary może odpowiedzieć na to wyzwanie?
Wiara jest źródłem poznania: dociera ona do prawdy, do której sam rozum nie jest w stanie dotrzeć. Im częściej dochodzi do spotkania z Chrystusem, tym bardziej inteligencja i wola człowieka zostają ponaglone do przyjęcia z zapałem i wdzięcznością treści zaczerpniętych z Bożego Objawienia. Jest to dar bezinteresowny i dogłębnie odpowiadający – wykraczający poza wszelkie przewidywalne oczekiwanie – najgłębszym pragnieniom serca każdego człowieka. Jeśli natomiast wiara zostaje zredukowana do nieracjonalnego sentymentu, do czegoś prywatnego, co w żadnej mierze nie przystaje do rzeczywistości, którą można poznać i kochać – jak gdyby wiara miała na celu ograniczanie zaburzeń psychiki, wystawionej na ciężką próbę pośród złożoności współczesnego życia – wówczas a priori przesądza się o możliwości określenia jej prawdziwej natury oraz doniosłości, jaką odgrywa w poznaniu prawdy. To również jest wielkie wyzwanie, z którym Rok Wiary ma zamiar się zmierzyć.

Fiedor Dostojewski zadawał sobie pytanie: „Czy człowiek wykształcony, współczesny Europejczyk, może wierzyć w bóstwo Syna Bożego, Jezusa Chrystusa?”. Co na to pytanie odpowiedziałby Jego Eminencja?
Człowiek potrafi używać swojej inteligencji, jeśli potrafi używać serca. Zwykła erudycja nie wystarcza. Mogłaby napełnić niestosowną dumą. Moja matka nie skończyła studiów wyższych, zajmowała się domem, jako osoba głęboko wierząca w bóstwo Jezusa Chrystusa nauczyła mnie jednak „czytać wewnątrz” rzeczywistości, weryfikować dogłębnie to, co ona sama otrzymała w darze wiary, którą mi przekazała. Inne spotkania, także te intelektualnie ważne, nastąpiły w moim życiu później. Zawsze byłem przekonany, że wiara katolicka odpowiada na najwyższe intelektualne potrzeby i że w żadnym razie nie musimy mieć kompleksów. Trzeba jednak prosić o proste serce i go poszukiwać, o serce pokorne, jak mówił Jezus, bez którego ludzki duch nie otworzy się na rzeczywistość całościowo, nawet na rzeczywistość objawioną przez Boga, roszcząc sobie prawo do zredukowania jej do skończonej miary.

W jaki sposób jednak wiara odpowiada na potrzeby współczesnego człowieka? W jaki sposób pojmujemy, czy i w jakiej mierze „przystaje do jego potrzeb”, zgodnie z syntetycznym sformułowaniem księdza Giussaniego?
Dzisiejszy człowiek, jak wszyscy ludzie, od zawsze, pragnie być szczęśliwy. Myślenie o zredukowaniu szczęścia do tego, co o nim sądzi poszczególny człowiek w sposób wyizolowany, indywidualistyczny, subiektywny, wyobcowany i wrogi bliźnim – zabiegając o całą mnogość „rzeczy” (albo wręcz osób), które powinny zagwarantować to szczęście – nie prowadzi zbyt daleko na drodze do upragnionego celu. Świadczy o tym doświadczenie oraz dane. Chrześcijańska wiara ze swojej strony – od samego początku, odkąd Pan przywołał do siebie swoich pierwszych przyjaciół – dawała światu możliwość życia z innymi ludźmi w nowy sposób. Żyjącym kryterium w tym życiu jest Chrystus, a samo życie miało stać się niezbędną przestrzenią dla przebaczenia. Pomimo kruchości oraz słabości nas, chrześcijan, Kościół wciąż jest miejscem współczesności Chrystusa dla człowieka wszystkich czasów. W tym obiektywnym miejscu Jego obecności prawdziwe potrzeby współczesnego człowieka – tak jak to było w przypadku człowieka wczoraj i będzie w przypadku człowieka jutra – zostają rozpoznane i dowartościowane.

Jaki wpływ na wierzących, zdaniem Jego Eminencji, może mieć ta inicjatywa? Jakie pozytywne „wyzwanie” rzuca w ten sposób światu Kościół?
Jeśli wierzący w Chrystusa ofiarują się jako świadectwo prawdy swojej wiary, która jest wiarą w prawdę Chrystusa spotkanego jako pełnia własnego istnienia, wówczas także niewierzący, być może, będą mogli się zdumieć. I właśnie tak jak to miało miejsce na początku chrześcijaństwa, będą być może mogli znów zadawać pytania w sposób wolny, w prawdzie oraz z właściwym pragnieniem poznania. Jak napisał Franz Kafka: „Nawet gdyby moje zbawienie nie miało nigdy nadejść, w każdej chwili chcę być gotowy na jego przyjęcie”.

Rok Wiary rozpoczął się w 50. rocznicę Soboru Watykańskiego II: jak ta okoliczność może pomóc nam na nowo odczytać jego doniosłość oraz treść?
Sobór Watykański II był najważniejszym wydarzeniem w historii współczesnego Kościoła. Jak słusznie, w skrócie, zostało to ujęte w Nocie zawierającej wskazania duszpasterskie na Rok Wiary Kongregacji Nauki Wiary z 6 stycznia 2012 roku: „W świetle Chrystusa, które oczyszcza i uświęca w świętej liturgii (por. Konstytucja Sacrosanctum concilium), i na podstawie Jego Bożego Słowa (por. Konstytucja dogmatyczna Dei verbum) Sobór pragnął pogłębić wewnętrzną naturę Kościoła (por. Konstytucja dogmatyczna Lumen gentium) i jego więź ze współczesnym światem (por. Konstytucja duszpasterska Gaudium et spes). Obok tych czterech Konstytucji, prawdziwych filarów Soboru, powstały Deklaracje i Dekrety, które podejmują największe wyzwania czasu” (cyt. za: www.vatican.va). Ojciec Święty Benedykt XVI ofiarował nam właściwy klucz do ich odczytania, kiedy uznał za błędną tak zwaną „hermeneutykę nieciągłości i zerwania z przeszłością”, a opowiedział się za hermeneutyką, którą on sam nazwał „«hermeneutyką reformy», odnowy zachowującego ciągłość jedynego podmiotu-Kościoła, który dał nam Pan”, ponieważ chodzi o podmiot, który „w miarę upływu czasu rośnie i rozwija się, zawsze jednak pozostaje tym samym, jedynym podmiotem – Ludem Bożym w drodze” (Benedykt XVI, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2005 r., cyt. za: www.opoka.pl). Dlatego trzeba przezwyciężyć wszelkie starcia ideologiczne, niezależnie od tego, która ze stron by je wszczynała, zrezygnować z pretensjonalnych polemik, dyktowanych przez przygodne racje oraz zanurzyć się jednogłośnie w doktrynie Kościoła, który za sprawą Ducha Świętego zachowuje nienaruszalne w czasie patrymonium wiary, przekazane przez Tradycję apostolską.

Czego Jego Eminencja oczekuje po tym Roku?
Oczekuję, że piękno wiary w Chrystusa będzie mogło rozbłysnąć na obliczu oraz w życiu wielu osób. Że przyniesie, poprzez świadectwa, owoce nawrócenia. Chodzi w gruncie rzeczy o opatrznościową okazję ofiarowywaną przez Kościół każdemu w jego wolności: jej przyjęcie jest wskaźnikiem roztropności, ponieważ Jezus pozwala nam również dzisiaj spotkać Siebie i nie przestaje kołatać do drzwi. Rok Wiary pomaga każdej chwili życia być chwilą osobistego rozpoznania Chrystusa.

O co w szczególności prosi nas jako Ruch Jego Eminencja?
O to, by ceremonia eucharystyczna była duszą waszych dni. By pokarmem dla was było Słowo Boże. Zgłębiajcie otrzymany dar poprzez najróżniejsze formy kultury, charytatywności oraz misyjności. A wraz ze wszystkimi waszymi braćmi w wierze przyczyniajcie się do budowania Ciała Chrystusa, aby świat przejrzał i, widząc dobre dzieło wiary, uwierzył.