
„Musimy spotkać się osobiście”
Holandia: inicjatywa jednej studentki gromadzi w każdą sobotę grupę przyjaciół, także z daleka, angażując w nią nieoczekiwane osobyW kwietniu 2023 roku Marie odebrała telefon od Carla, odpowiedzialnego za Ruch w Holandii, z prośbą, by „spróbowała zebrać studentów CLU”. Studentów było niewielu, na dodatek rozrzuconych po kraju, ale Marie wciąż nosiła w sercu sześć miesięcy Erasmusa w Mediolanie, który właśnie dobiegł końca. W tym czasie dostrzegła sposób bycia razem, który „sprawiał, że warto podejmować ryzyko ze względu na drugiego”. Holandia to jednak inny świat. Marie, Niemka z pochodzenia, dorastała w Kalifornii, gdzie zetknęła się z ruchem Comunione e Liberazione. Na początku studiów przeprowadziła się do Nijmegen, miasteczka oddalonego obecnie o kilka kilometrów od Niemiec, aby studiować filozofię i nauki polityczne. Przez wiele dni powtarzała w sercu refren: „Musimy znaleźć sposób, aby spotkać się osobiście”.
Pierwsze zaproszenie było skierowane do przyjaciółki: zaczęły się spotykać, a ich relacja rozwijać. Marie zaangażowała innych studentów w pierwsze Szkoły Wspólnoty. Grupa szybko się powiększyła, licząc najpierw cztery, a potem pięć osób, niektóre na Erasmusie, a inne na stałe mieszkające w Holandii.
W grudniu Marie i Carlo zorganizowali pierwszy wyjazd połączony z nauką, na który zapisało się 30 studentów. Podczas assemblei zorganizowanej na zakończenie głos zabrał student z RPA, który przyjechał tam niemal przypadkiem: „Do tej pory byłem smutny. W każdym obszarze mojego życia coś się rozpadało: od relacji z rodzicami po naukę, także moja relacja z Bogiem wydawała się pusta i pozbawiona sensu. Tutaj jednak odkryłem miejsce, które pozwoliło mi odnaleźć nadzieję. Teraz jestem gotowy na powrót; uświadomiłem sobie, że całe moje życie może być bardziej zintegrowane”. Po tym doświadczeniu wielu zdecydowało się dołączyć do grupy CLU, po części dzięki przyjaźni z księdzem Michielem, kapłanem z CL i kapelanem Katolickiego Uniwersytetu w Tilburgu. Studenci podchwycili ideę „wędrujących” spotkań: w każdą sobotę kolejny student gości przyjaciół w mieście, gdzie studiuje, pokazując im piękno tego miejsca. Następnie odbywa się gra, Szkoła Wspólnoty i msza św., a na koniec to, co najlepsze: zasiadają przy wspólnym stole. Setki kilometrów odległości, trzy- lub czterogodzinne podróże w każdą niedzielę i mroźne holenderskie zimy nie odstraszają studentów. „Dla mnie to były rodzinne kolacje; naprawdę nie potrafiłabym nazwać ich inaczej” – mówi Marie.
W pewną niedzielę kapelan katedry w Utrechcie, w podeszłym już wieku i z problemami zdrowotnymi, zobaczył tę niezwykłą grupę młodych ludzi na mszy św. Był głęboko poruszony i zaproponował im miejsce na spotkania. Nie znał CL, a tym bardziej nie wiedział, czym jest Szkoła Wspólnoty, więc cierpliwie czekał przed drzwiami, aby po zakończeniu spotkania zamknąć salę. Jakiś czas później zmarł jego brat. Ksiądz, przy pierwszej okazji, zapytał młodych: „Czy ja też mogę dzisiaj dołączyć?”. Słuchał uważnie, po czym zabrał głos i opowiedział o swoim bólu, ofiarowując tym na wpół nieznanym studentom kawałek swojego serca.
CZYTAJ TAKŻE: Obietnica w Grenoble
Kiedy Marie zmagała się z pracą magisterską, uświadomiła sobie, że nadszedł czas, aby zrezygnować z obowiązków w CLU. Wzięła telefon, a wtedy w Amsterdamie, po drugiej stronie Holandii, odebrała Chiara, jedna z nowych osób. Pochodzi z Lugano, gra na altówce i uczęszcza do konserwatorium. „Moje małe ‘tak’ już przyniosło ogromne owoce – wyjaśnia studentka. – Kiedy po raz pierwszy napotkałam trudności w lekturze Szkoły Wspólnoty, wiedziałam, do kogo się zwrócić: zadzwoniłam do mojego dziadka, jednego z pierwszych uczestników spotkań z księdzem Giussanim”.
Mimo że jest najmłodsza, przyszło jej prowadzić małą grupę doktorantów i magistrantów. „Na początku wydawało mi się, że rzeczywistość nie jest po mojej stronie, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to właściwe miejsce dla mnie. Tegoroczne wakacje były tego dowodem, gdy zobaczyłam niezwykłą wolność, z jaką każdy bez wymówek angażował się w jakiś aspekt organizacji”. Aby jak najlepiej móc przyjmować nowo przybyłych, uczy się również gry na gitarze: „Czym byłoby CLU bez śpiewu?” – kończy studentka z uśmiechem pełnym ufności.#Ślady