Gest charytatywny – rok towarzyszenia uchodźcom z Ukrainy

Kiedy w lutym 2022 r. wybuchła wojna na Ukrainie, wśród wielu osób z naszej wspólnoty zrodziło się przekonanie, że nie możemy być obojętni wobec dramatu uchodźców. Bo miłość jest konkretna

Początki pomocy dla Ukraińców w warszawskiej wspólnocie związane były z organizacją miejsca pobytu dla trójki sióstr z piątką dzieci, a potem dla matki z dwójką dzieci. Później udało się zorganizować rekreacyjny, jednodniowy wyjazd dla blisko setki uchodźców z dużego centrum pobytowego. Finalnie skupiliśmy się na naszej obecności w Centrum Misji Afrykańskich w Borzęcinie. Z pomocą finansową AVSI Polska udało się zorganizować lekcje języka polskiego, pomoc w poszukiwaniu pracy, wsparcie finansowe w różnych bieżących potrzebach, zajęcia plastyczne i wycieczki dla grupy matek z dziećmi oraz inne formy adekwatne do rozeznawanych potrzeb. Po pewnym czasie zobaczyliśmy jednak, że to współdzielenie życia rodzi znacznie więcej – jest doświadczeniem towarzyszenia i przyjaźni, która ma znaczenie zarówno dla tych, którym pomagamy, jak i dla nas. Tak zrodził się gest charytatywny, z którego kilkoma doświadczeniami chcielibyśmy się podzielić.

Od kiedy poznaliśmy grupę kobiet – uchodźców, można zauważyć w nich dużą zmianę. Początki były bardzo trudne. Kobiety miały zapewnione dobre warunki w ośrodku misyjnym w Borzęcinie, co powodowało, że nie miały motywacji do aktywnego poszukiwania pracy i potrzeby usamodzielnienia się. Z drugiej strony miały nadzieję na szybki powrót do Ukrainy. Gdy zmieniły się przepisy prawne dotyczące finansowania uchodźców w Polsce, mieszkanki Borzęcina znalazły się w trudnej sytuacji. Program zrealizowany z grantu AVSI dotyczący wsparcia kosztów mieszkania poza ośrodkiem misji, był dla nich szansą na rozpoczęcie samodzielnego życia w Polsce. Siedem kobiet skorzystało z tego wsparcia. Na kolejnych spotkaniach można było zauważyć dużą, pozytywną zmianę w ich podejściu do życia w Polsce i podjęciu odpowiedzialności za usamodzielnienie.
Adrian

Wojna w Ukrainie przyniosła ze sobą śmierć, poniżenie, brak poszanowania dla ludzkiego życia i godności. Strach i niepewność o siebie i dzieci towarzyszył kobietom, które znalazły schronienie w ośrodku misyjnym, a ich dzieci bezpieczną przestrzeń do zabawy i nauki. Mamy w ciąży urodziły zdrowe dzieci w bezpiecznych warunkach. Niektórzy, mając nadzieję na szybki koniec wojny, szykowali się do powrotu na Ukrainę. Tak stali się żywą odpowiedzią na śmierć i zniszczenie. Życie to wielka tajemnica, a dobro to wielka siła. Wierzę, że towarzyszenie tym kobietom w ich trudach i rozterkach, udzielenie pomocy i wsparcia w rozwiązywaniu problemów codziennego dnia, przyczyniło się bezpośrednio do tego, że dziś czują się silniejsze psychicznie i fizycznie, aby podjąć nowe życie w Ukrainie i tam: zawalczyć o swój dom, albo odbudować swoje życie w nowych warunkach, jaką jest dla nich Polska.
Sytuacje życiowe i serce ludzkie nie są wolne od pokusy, by złem na zło odpowiadać, szczególnie w obliczu ogromnej krzywdy i niesprawiedliwości. Jeśli jednak zawalczymy i przezwyciężymy w swym sercu te uczucia, to będzie oznaczać, że jesteśmy ludźmi wiary i Boga. Udział w tym geście sprawił, że w moim sercu jeszcze mocniej wybrzmiewają słowa z listu św. Pawła Apostoła do Rzymian: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21) i nie poprzestawaj. Amen.
Agnieszka



Na pierwszym spotkaniu z uchodźcami w Borzęcinie zobaczyłam przede wszystkim smutek i przygnębienie malujące się na twarzach Ukraińców. Byli zalęknieni, zamknięci, niechętni do jakichkolwiek relacji. Zaproponowany im program AVSI – wsparcia ich w poszukiwaniu pracy, przy jednoczesnym dofinansowaniu miejsca zamieszkania czy przedszkola dla dzieci – nasilił raczej lęk niż wiarę, że to może jest jakaś propozycja, którą warto się zainteresować. Dla mnie był to bardzo trudny moment, bo nie wiedziałam, jak nawiązać jakąkolwiek nić porozumienia. I wtedy zobaczyłam młodych ludzi, którzy siedząc razem byli troszkę inni, bardziej spokojni i jakby bardziej ożywieni niż ich mamy. Podeszłam, rozpoczęłam rozmowę i po kilku wypowiedziach wiedziałam, że chcę tam wrócić, chociażby dla tych młodych, w których postawie zobaczyłam głód życia. Tak zaczęło się moje pragnienie bycia i towarzyszenia uchodźcom z Ukrainy w Borzęcinie. Po 12 miesiącach systematycznych spotkań wiem, że pomaganie zaczyna się od osobistego spotkania z człowiekiem, rozmowy, słuchania i usłyszenia, czym żyje, jakie ma potrzeby i w jakiej hierarchii je ustawia. Oferowana propozycja pomocy, musi być proponowana z rozwagą, z wyczuciem, z indywidualnym podejściem do każdego człowieka i z szacunkiem dla jego odmienności, również kiedy słyszysz odmowę. Tę tajemnicę ciągle zgłębiałam w geście charytatywnym. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie moi przyjaciele z Ruchu, z którymi ciągle uczę się współdzielenia doświadczenia, współpracy, uważności, wspólnego podejmowania decyzji, zaangażowania swojego czasu z takim samym pragnieniem serca, jak oni; pragnieniem, by ten czas zawsze nas wszystkich ubogacał, czynił bardziej wrażliwymi na każdego człowieka i byśmy wzrastali w jedności. A kiedy dzisiaj patrzę na nasze ukraińskie rodziny i całą przemianę, która w nich zaszła w ciągu roku, to jestem spokojna i szczęśliwa i zadaję sobie pytanie – kto więcej zyskał: oni czy ja?
Gosia

Podejmowana przez nas pomoc dla uchodźców z Ukrainy, pomogła im i nam zobaczyć i doświadczyć wiele dobra, pomimo zła i zniszczenia, które niesie wojna. Gdybym znalazła się w takiej sytuacji, jak osoby, które poznaliśmy, chciałabym doświadczyć podobnej pomocy ze strony innych osób w obcym kraju. Cieszę się, że wskutek tej pomocy, która jest zapewne kroplą w morzu potrzeb, konkretne osoby mogły zacząć funkcjonować samodzielnie i mogły otrzymać od nas wsparcie, nie tylko materialne, ale też ludzkie i duchowe.
Ela

Wiem z autopsji, jak trudno w ciężkich doświadczeniach wykrzesać z siebie energię do życia i działania. W obliczu wojny, utraty bliskich, czy ciągłego zagrożenia życia i zdrowia myślę, że jest to niewyobrażalnie trudne i jestem pełna podziwu i szacunku dla tych kobiet, które chcą zawalczyć o dobre, godne życie dla swoich dzieci i dla siebie w obcym kraju. Stało się to możliwe dzięki pomocy finansowej, dzięki obecności, towarzyszeniu, zaangażowaniu i wielkiej wrażliwości na ich potrzeby osób, podejmujących ten gest.
Małgosia



Od chwili wybuchu wojny miałem pragnienie, aby nie śledzić tej wojny tylko w serwisach informacyjnych, ale żeby w sprawę pokoju zaangażować się w sposób konkretny. To pragnienie było również żywe w grupie kilku przyjaciół z warszawskiej wspólnoty CL i skutkowało podjęciem towarzyszenia uchodźcom z Ukrainy. Ostatnio była to przede wszystkim obecność wśród uchodźców z Centrum Misyjnego w Borzęcinie. Początkowo dostrzegałem zwłaszcza potrzebę, aby nasza pomoc była konkretna, efektywna, oraz żeby być wrażliwym na osoby, z którymi się spotykamy. Widoczne było dla mnie przy tym, że jako wspólnota jesteśmy w stanie odpowiedzieć tylko na małą część potrzeb, jakie się rysują. Ale z czasem, zacząłem coraz silniej dostrzegać, że wielu uchodźców, którym – trochę nieporadnie i tylko w pewnym stopniu – pomagamy, czeka nie tylko na pomoc materialną, ale też jeszcze bardziej na nas, na moment spotkania i rozmowy. Zwłaszcza od momentu, kiedy Adrian, który odpowiada za gest charytatywny, zaproponował, aby w trakcie spotkań, każdy po kolei opowiadał, czym ostatnio żyje – zobaczyłem wdzięczność i radość osób, które zostały wysłuchane: w swoim bólu, z powodu utraty bliskich i całego dorobku oraz trudzie odnajdywania się w nowej rzeczywistości. Bardzo przejmujące były też dla mnie inne drobne gesty współdzielenia życia, np. wysłanie nam na Whatsappie filmiku z powrotu do domu na terenach objętych wojną. Nie wiem w tym momencie, jaki będzie dalszy kształt naszego gestu charytatywnego, gdyż staramy się cały czas patrzeć na rzeczywistość i rozpoznawać, czy i jak dalej uchodźcom towarzyszyć. Ich potrzeby zmieniają się przecież w miarę, jak znajdują pracę, mieszkanie i zawiązują nowe znajomości. Natomiast jestem przekonany, że sposób podejmowania gestu, który proponuje ks. Giussani, nie rodzi we mnie rozpaczy wobec potrzeb, którym nie mogę zaradzić, lecz wychowuje mnie do wdzięczności, rodzi nadzieję i prowokuje, aby w rzeczywistości szukać tego, co prawdziwie istotne.
Jakub

Podsumowując, po roku systematycznych spotkań widzimy, jak wiele dobra dokonało się między nami. Nasze relacje stały się bliższe, niekiedy bardzo osobiste. Dziewczyny nauczyły się pomagać sobie, troszczyć się o słabszych, dzielić radościami i smutkami, również tymi z Ukrainy, prosić o pomoc w sytuacjach, w których potrzebują wsparcia, dokonywać wyborów. Okazują wdzięczność! Po kajakach dziękowały za pięknie spędzony czas w naszym towarzystwie i możliwość doświadczenia wypoczynku, jakiego wcześniej nie znały.
Wiele razy słyszeliśmy od uchodźców, że każde spotkanie z nami jest szansą na lepszą komunikację w języku polskim, ale też spojrzeniem w przyszłość z innej perspektywy życia i sytuacji, w jakiej się znajdują, niezależnie od doświadczanych okoliczności.
Patrząc z perspektywy tego doświadczenia odkrywamy, jak wielką mądrość życiową podarował nam ks. Giussani w sensie gestu charytatywnego, gdy podejmujemy go w działaniu.
Wspólnota warszawska