W Sali Klementyńskiej Pałacu Apostolskiego 1 grudnia 2022 Joseph Weiler odebrał z rąk papieża Franciszka Nagrodę im. Józefa Ratzingera – Fundacji Watykańskiej Benedykta XVI; Nagrodę przyznano po raz dwunasty. ©Vatican Media/Catholic Press Photo

Jarmułka i piuska

Jest pierwszym Żydem, który otrzymał Nagrodę Ratzingera. Rozmowa z prawnikiem Josephem Weilerem na temat Biblii, Jezusa i związków z CL. „Głównym wyzwaniem dzisiaj jest wyzwanie, jakim wierzący jest dla samego siebie” (ze styczniowych „Tracce”)
Luca Fiore

Jarmułka pod sklepieniem Sali Klementyńskiej, aby otrzymać z rąk papieża Franciszka Nagrodę Ratzingera. Po raz pierwszy Żyd otrzymuje nagrodę przyznawaną pod patronatem papieża Benedykta XVI, która jest dedykowana naukowcom wyróżniającym się w badaniach teologicznych. W ostatnich latach wybór nagrodzonych poszerzył się o osobowości spoza dziedziny ściśle teologicznej, takie jak prawosławny kompozytor Arvo Pärt albo szwajcarski architekt Mario Botta. Wspomnianym Żydem jest Joseph H.H. Weiler. Światowej sławy konstytucjonalista, teoretyk integracji europejskiej, wezwany w 2010 roku do obrony przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka możliwości eksponowania krucyfiksu we włoskich salach szkolnych. Przy tej okazji powiedział, że nie miał zamiaru bronić chrześcijaństwa, ale pluralizmu. Niemniej jednak, jak zauważył kardynał Gianfranco Ravasi w swojej laudacji wygłoszonej podczas uroczystości odbywającej się w Watykanie, „w różnych pracach Weiler skupia się na wolności religijnej, wartościach etycznych, związku między kultem a kulturą, między wiarą, rozumem a społeczeństwem, między religią a demokracją”. Jeden z jego esejów jest poświęcony właśnie myśli niemieckiego papieża: Od Ratyzbony do Berlina. Świętość i religia.
„To był bardzo poruszający moment” – komentuje Weiler, mówiąc o dniu spędzonym w Watykanie, najpierw na ceremonii wręczenia nagród i przywitaniu z papieżem Franciszkiem, następnie na godzinnej rozmowie z papieżem seniorem - Benedyktem XVI. „Nagroda była niespodzianką. Pokazała mi ponownie otwarcie Kościoła”. Czytelnicy „Tracce” dobrze znają uczonego nowojorczyka, także dlatego, że z biegiem lat stał się wielkim przyjacielem i stałym gościem Meetingu w Rimini. W tej rozmowie poruszyliśmy ważne i bliskie mu tematy: relację z chrześcijaństwem, jego pasję do Starego i Nowego Testamentu, wyzwania sekularyzmu i jego zainteresowanie CL.

Jaki ma Pan stosunek jako Żyd do magisterium papieży?
Lepiej znam myśl Ratzingera, którego staram się czytać jak najwięcej, także dlatego, że często wiąże się to z moją pracą naukową. Tymczasem jeśli chodzi o papieża Franciszka, przeczytałem encykliki i bardzo uderza mnie nacisk kładziony przez niego na czytanie Biblii: zachęca do czytania fragmentu każdego dnia. Uważam za prawie obraźliwe myślenie niektórych, że skoro ktoś jest Żydem, nie interesuje się Ewangelią, chrześcijanami czy słowami papieży. Jest to część ogólnej kultury średnio wykształconego człowieka Zachodu.

Co najbardziej interesuje Pana w myśli Benedykta XVI?
Jego sposób mówienia o relacji między człowiekiem a Bogiem. Jest to przydatna perspektywa nie tylko dla chrześcijan, ale dla każdego wierzącego. Jestem uczniem – nie mówię uczonym – Nowego Testamentu. I myślę, że w dwóch książkach poświęconych życiu Jezusa Ratzinger pokazuje, że jest nie tylko skrajnie wyrafinowanym teologiem, ale także bystrym i wrażliwym czytelnikiem Biblii, od którego uczę się bardzo dużo.

Benedykt XVI z dwoma nagrodzonymi: Josephem Weilerem i ks. Michelem Fédou. ©Fondazione Ratzinger/Catholic Press Photo

Co zaczerpnął Pan od Ratzingera w odniesieniu do swoich studiów prawniczych?
Jeden z najważniejszych teoretyków demokracji liberalnej, którym był Amerykanin John Rawls, twierdził, że wierzący muszą powstrzymywać się od dyskursu politycznego, ponieważ musi on opierać się na rozumie, podczas gdy wierzący zabierają głos zgodnie z wiarą, która nie podlega dyskusji. W kwestii ostatniego aspektu ma rację: wiary nie można negocjować. Ale interesujące jest to, że najbardziej autorytatywnej odpowiedzi na tę tezę udzielił właśnie Ratzinger, nie cytując bezpośrednio Rawlsa. Akceptuje on przesłankę: demokratyczny dyskurs musi opierać się na rozumie. Ale dodaje, że kto odmawia chrześcijanom możliwości uczestniczenia w dyskursie politycznym, nie zrozumiał, czym jest chrześcijaństwo, ponieważ prawo naturalne nie opiera się na objawieniu, ale właśnie na rozumie. Nie ma zatem powodu, mówi Ratzinger, aby uniemożliwić chrześcijaninowi, jako chrześcijanin, wejście w przestrzeń publiczną i wyrażenie swoich opinii opierających się na prawie naturalnym. Według niego jest również odwrotnie: kiedy obowiązuje zasada państwa oparta na religijnym źródle, nie wolno narzucać jej niewierzącym. Ratzinger jest bardzo precyzyjny i wyważony: dobrze wyjaśnia relację między wierzącym a przestrzenią publiczną we współczesnych demokracjach. Następnie jeszcze inny aspekt jest ważną częścią jego nauczania.

Jaki?
Przypomina wszystkim wierzącym, że etyka i moralność nie wyczerpują doświadczenia religijnego. Trzeba by sięgnąć ponownie nie tyle do najbardziej znanego przemówienia w Ratyzbonie, co do homilii wygłoszonej następnego dnia, w której papież podkreślił znaczenie wymiaru sakramentalnego wiary. To jest moje odczytanie, nie chciałbym włożyć w jego usta moich słów. Ale wydaje mi się, że istnieje tam ukryta krytyka wiernych, którzy uważają, że wystarczy być osobą etyczną i moralną, aby być dobrym chrześcijaninem. Nie, nie wystarczy. Wymiar rytualny, msza św., Eucharystia… Są zasadnicze, nie tylko dla wiary chrześcijańskiej, ale dla społeczeństwa w ogóle.

Dlaczego?
Jednym z powodów, dla których nasze społeczeństwo jest zsekularyzowane, jest to, że ludzie nie mają już kontaktu z osobami otwarcie religijnymi, praktykującymi. Bez tego świadectwa religia sprowadza się do zachowania etycznego, do próby bycia dobrymi. A na etyczne zachowanie my, osoby religijnego, nie mamy monopolu. Jest wielu ateistów, którzy są szlachetni i dobrzy.

Ale czy poszanowanie rytuałów nie mogłoby ograniczyć się ponownie do moralizmu?
Uwaga: rytuał bez etyki się nie liczy. Połączenie między tymi dwiema sferami wyróżniają homo religiosus.

Jaka jest Pana relacja do postaci Jezusa?
Jest postacią całkowicie godną podziwu. Teologicznie, ja to tak widzę, Jezus został posłany, aby zbawić resztę świata. Bóg objawił się najpierw pojedynczemu człowiekowi, Abrahamowi. Następnie objawił się ludowi poprzez Prawo i proroków. I na koniec reszcie świata za pośrednictwem postaci Jezusa. Ale on nie jest moim zbawicielem, Żydzi znajdują zbawienie poprzez Torę. Ale nie ma powodu, aby Żyd negował, że poganie mogą uzyskać zbawienie poprzez Jezusa. Nawiasem mówiąc, jest to stanowisko wyrażone w dokumencie Komisji Watykańskiej do spraw stosunków religijnych z judaizmem, opublikowanym w 2015 roku. Niewielu go czyta, ale jest to niezwykły dokument.

Co mówi?
„Fakt, że Żydzi mają udział w Bożym zbawieniu teologicznie nie podlega dyskusji, ale jest i pozostaje niezgłębioną Bożą tajemnicą, jak jest to możliwe bez bezpośredniego wyznawania Chrystusa”. Jest to bardzo subtelne stanowisko, ale bardzo owocne. Jest to tajemnica Boga. I to nie jedyna. Jak pogodzić wolność osoby z wszechwiedzą Boga? Oba aspekty są prawdziwe, ale tajemnicą jest, jak mogą współistnieć.

Wracając do Biblii, jaka jest Pana ulubiona postać biblijna?
Postać? Jakub. Dla mnie reprezentuje stanowisko współczesnego człowieka religijnego. Ponieważ nigdy nie wątpi w Boga, ale zawsze wątpi w samego siebie. I moim zdaniem to jest ontologiczne stanowisko współczesnego wierzącego. Jakub nie miał łatwego życia. Musiał walczyć z Bogiem. A księga? Samuela, która z literackiego punktu widzenia jest arcydziełem. Spośród proroków kocham Micheasza. Jest kluczowy. Spośród ksiąg mądrościowych natomiast często wracam do Hioba. To jest historia, która zadaje wielkie pytania bez udzielania odpowiedzi.

Co Pana zdaniem jest największym wyzwaniem dla wierzących dzisiaj, jeśli chodzi o przestrzeń publiczną?
Micheasz, jak wspomniałem, jest niezbędny. Mówi: „Człowiecze, nauczono cię, co jest dobre i czego wymaga od ciebie Pan: praktykować sprawiedliwość, miłować miłosierdzie, chodzić pokornie z twoim Bogiem”. Chodzić pokornie oznacza bez arogancji, bez mówienia „my znaleźliśmy prawdę, a wy nie”. Ale nigdzie nie jest napisane, że z Bogiem trzeba chodzić w ukryciu. Moja teza teologiczna, która niektórych dziwi, jest taka, że obecność Boga na świecie jest możliwa dzięki wierzącym. Jeśli wierzący nie są obecni, Bóg nie jest obecny. Nawet jeśli uważam, że nie jest to dziś główne wyzwanie.

A co by nim było?
Jest to wyzwanie, jakim wierzący jest dla samego siebie. Mam nadzieję, że do dnia mojej śmierci uda mi się dotrwać, przeżywszy co najmniej dziesięć dni, w czasie których nie będę musiał wstydzić się przed Bogiem. Ale nie wiem, czy dam radę.

W ostatnich latach ważna była przyjaźń z chrześcijanami. Jest Pan bardzo przywiązany do Meetingu w Rimini i do ludzi z naszego Ruchu.

CZYTAJ TAKŻE: ROZBROIĆ SERCE

Wielu moich liberalnych przyjaciół pyta mnie, jak mogę odwiedzać Meeting i CL. Mają na myśli podziały ideologiczne z lat 70. Zasadnicza dla mnie nie jest „idea” CL. Jest nią jego ludzka rzeczywistość. Jestem związany z ludźmi, których poznałem i spotykałem. Moje serce podbiło to, co widziałem w ich życiu, i rodzaj relacji, którą stworzyli ze mną. Wiecie, kim jestem: Żydem, który nie uznaje Jezusa za swojego zbawiciela. Ale to nie powstrzymuje was przed otwartością, przed okazywaniem mi szacunku, a niektórych – być może – przed kochaniem mnie. Przecież to coś oznacza… To samo zaskoczenie odczuwam, otrzymując nagrodę Ratzingera. Zaakceptowano mnie takim, jakim jestem: wierzącym Żydem. Grzesznikiem, ale wierzącym. Kiedy pytają mnie o powód mojej przyjaźni z CL, odpowiadam, że to normalne, że kocha się porządnych ludzi. Żartobliwie mówię: gdybyście więcej czytali Biblię, byłoby lepiej. Ale jesteście bardzo ważną rzeczywistością. I nie mówię o sferze włoskiej polityki. Mówię o ludzkiej kondycji. Jesteście czymś, czego trzeba strzec. Jesteście cenni.