Studenci w Barcelonie

Barcelona. Jeśli nauczyciel jest obecny

Miesiące ciemności za ekranem, której towarzyszyła zbyt duża nieufność w stosunku do młodzieży. Ale dzisiaj przy nauczaniu stacjonarnym rozgrywka jest taka sama: obserwacja i ryzyko
Davide Perillo

Ekran pozostawał czarny przez cztery miesiące. Tylko okienka z imionami. Żadnych włączonych kamer, żeby chronić prywatność. I żadnych twarzy. W czasie całego pierwszego lockdownu Betta Pellegatta, 43 lata, pochodząca z Brianzy di Seregno we Włoszech, mieszkająca obecnie w Barcelonie (gdzie w liceum uczy łaciny, języka włoskiego, literatury powszechnej i religii) nie mogła nawet zobaczyć swoich uczniów. Kiedy podczas spotkania z Carrónem 30 stycznia ponownie usłyszała o „dorosłych, którzy są obecnością”, uświadomiła sobie, że zawsze czytała o tym, przykładając do tego moralistyczny klucz, czyli „narzucając sobie miarę: «O mój Boże, czy jestem dla nich obecnością, czy też nie?»”. Tymczasem w jej doświadczeniu czasu, w którym się znalazła, ucząc pośród ciemności, znajduje się coś głębszego: głosy i to wszystko.
„Na początku stosowałam metodę prób i błędów – opowiada. – Cały czas sprawdzałam listę osób połączonych. Odpytywałam ich na wyrywki. Ale godzina lekcyjna upływała na wywoływaniu do odpowiedzi. Przede wszystkim uświadomiłam sobie, że moim punktem wyjścia była nieufność. Szybko zrozumiałam, że musiałam obrać właściwy kurs. I im zaufać”.
Cały czas obierać właściwy kurs. I ryzykować wszystko, stawiając na wolność tego, kogo miała przed sobą. W gruncie rzeczy na tym polega praca każdego, kto wykonuje jej zawód. Betta mówi, że musiała się tego ponownie nauczyć w tym samym momencie, w którym przyjechała do Hiszpanii w 2008 roku. „Inna mentalność i inny sposób nauczania – mówi. – Młodzież przebywa w szkole od godziny 8 do 17. Mało pracy w domu, wszystko robi się w klasie. Brak promocji do następnej klasy jest bardzo rzadkim wyjątkiem: jeśli uczeń sobie nie radzi, musisz porozumieć się z rodzicami”. Przekładając na plusy i minusy: „Jest większa pogoda ducha i mniejszy niepokój o rezultaty, ale wszystko zależy od relacji, które stworzysz”.
Rozkładające na łopatki zderzenie. „Myślałam: to jest niemożliwe. Ale widziałam kolegów, którym się udawało. I to postawiło mnie na stanowisku obserwatora. Przede wszystkim dało mi do zrozumienia, że zawsze trzeba zaczynać od tego, co jest. Jest to zysk, którego nie chcę stracić”. Dlatego po dwóch latach, kiedy wróciła do Mediolanu, w 2018 roku „poprosiłam o możliwość ponownego wyjazdu do Hiszpanii”. I kiedy nadeszła pandemia, znalazła się przed tym czarnym ekranem z tysiącem pytań, ale z bardziej otwartym spojrzeniem.

Betta Pellegatta

Przykłady? „Dawałeś kolesiowi jedno zdanie po łacinie do przetłumaczenia: cisza. W pierwszej chwili pomyślałam: «Szuka w Googlach…». Brak zaufania właśnie. Dopiero stopniowo zaczęłam otwierać się na możliwość, że się zastanawia. Szanować tę ciszę. I od tego zaczynać. Może to prawda, że znalazł wszystko w Googlach, ale i tak był to dla mnie punkt zaczepienia do pracy: «Ok, to jest podmiot. Dlaczego?»”. W ten sposób – mówi – „zaczęłam otrzymywać więcej odpowiedzi niż wtedy, gdy bawiłam się w policjanta i złodziei”. I otwierać niewyobrażalne podwoje. „Czasami po prostu pytałam: «Pomóżcie mi zrozumieć: jesteście? Kto pozostał w tyle?». Dzięki temu odpowiadali: «Od kilku dni nie odrabiam pracy domowej» lub «Zgubiłem się, proszę pani» i zaczynaliśmy od początku”.
Jest to dynamika, która trwa nawet teraz, kiedy ciemność się skończyła i wrócili do klasy, mimo że nie na stałe. Okazuje się, że Betta inaczej patrzy na Hugo, „któremu zawsze szło bardzo ciężko: brakuje mu podstaw gramatycznych, metody uczenia się… Ale jest zainteresowany”. Wcześniej pilnowała go sylaba po sylabie. „Ale zdałam sobie sprawę, że moja cierpliwość to za mało. Zaczęłam szukać innych dróg, żeby stał się bardziej samodzielny”. Także tam obserwacja i podejmowanie ryzyka „Teraz zdarza się, że mówię mu: «Słuchaj, musisz dojść do tego miejsca za pół godziny. Ja tymczasem idę dalej z innymi”. Rzecz w tym, czy także on zobaczył to, co ja zobaczyłam z jego pragnienia. Czekam na niego. Musi być przestrzeń, w którą nie wchodzisz, żeby drugi stawiał swoje kroki. W przeciwnym razie po prostu siada i na tym koniec”. I co się wtedy dzieje? „Walczy. Czasami zdarza się, że mówi «nie». Ale nigdy nie pozostał z założonymi rękami całą godzinę”.

CZYTAJ TAKŻE: Matka na Triduum Paschalnym

W listopadzie podczas spotkania online z innymi hiszpańskimi nauczycielami opowiedziała o tym, jak zaskoczył ją przyjaciel, który natknął się na wersety pewnego poety i zaproponował je swoim uczniom, ponieważ był poruszony. „Często słyszałam, że «wychowywanie jest komunikowaniem siebie» – tam zobaczyłam, że to się wydarza. Bardzo mnie sprowokował i uczynił bardziej wolną”. Na tym spotkaniu podjęła zdanie Juliána Carróna, które ją poraziło: „Młodzież zawsze działa ze względu na jakieś racje: pytania, obawy, zranienia. Trzeba poszukiwać tego, co ich porusza”. „Otóż właśnie, teraz w ich przypadku ciągle tego szukam – mówi Betta. – Obserwuję ich i staram się zrozumieć. To jest cudowne”.
W taki właśnie sposób odkrywa w nowy sposób bycie obecnością: „Uświadomiłam sobie, że pierwszą kwestią jest przede wszystkim moja potrzeba – moje bycie obecną wobec rzeczywistości. Wchodzenie do klasy i bycie całą sobą wobec tego, co może się wydarzyć. Nie jest to łatwiejsze od prowadzenia lekcji, gdy nie widzi się ich twarzy. Ale zawsze jest to nowość”.