Zaczynamy na nowo

Historia Marco i Anny. Zawrotna droga wobec wolności syna. Co ich podtrzymywało? „Miejsce relacji” takie jak Famiglie per l’Accoglienza. „Patrzyliśmy na rodziców, którzy nie zamartwiali się tym, jak się wszystko skończy”
Paola Ranconi

Na początku wskazali jako maksymalny wiek 5 lat. Ale od czasu, kiedy złożyli podanie do sądu dla nieletnich w sprawie adopcji międzynarodowej, minęło wiele czasu bez żadnego odzewu. W ten sposób Anna i Marco decydują się podnieść wiek do 8 lat. W przeciągu kilku tygodni nadchodzi tak długo wyczekiwany telefon: w Polsce żyje Iwan, ma 8 i pół roku i czeka na nich.

Jest rok 2007. Po wielu latach małżeństwa pragnienie dziecka, niemożność posiadania go oraz pomysł adopcji powoli stawały się drogą. Następnie spotkanie z Famiglie per l’Accoglienza (Stowarzyszenie Rodzin Zastępczych): stowarzyszeniem, w którym mieli zrobić kurs przygotowujący do adopcji, ale które z czasem stawało się wciąż coraz ważniejszym miejscem przyjaźni. Prawie zasadniczym. „Zawsze poruszało mnie w tych rodzinach to, że pomimo trudnych i bolesnych historii, byli szczęśliwymi ludźmi – mówi dziś Anna – nie wchłoniętymi przez życie”. A w niej zrodziły się wtedy dwie równoległe myśli: „Tak, damy radę”, a „poza tym takie historie i tak nigdy nam się nie przydarzą”.

Anna i jej mąż zostają w Polsce około dwóch miesięcy z powodu formalności oraz by poznawać trochę Iwana: porzucony po urodzeniu, matka w więzieniu, wysłany do sierocińca; przez krótki czas mieszkał z ciocią, a potem znowu w domu dziecka. „Wróciliśmy do Włoch dzień przed jego dziewiątymi urodzinami”. W samą porę, by nie przekroczyć granicy wieku adopcyjnego. To, że jest z nimi Iwan, jest przeznaczeniem.

Życie razem jest rewolucją, ale powoli Anna i Marco uczą się przyjmować nowego członka rodziny: inny rytm, przestrzenie, które się zmieniają, zarówno na zewnątrz, jak i w sercu. Iwan jest bardzo zamknięty w sobie, mało mówi, ale zaczyna mieć przebłyski dotyczące jego przeszłości związanej z porzuceniem i zaniedbaniem. Pozostaje tylko jedna dobra rzecz: wspomnienie cioci. „Kiedy jakaś osoba robi dla ciebie coś dobrego, nie zapominasz o tym” – mówi któregoś dnia chłopiec. W okresie dojrzewania pojawiają się konsekwencje tego, co przeżył, i rodzice korzystają z pomocy specjalisty. Na początku wydaje się, że także Iwan wykazuje gotowość przejścia pewnej drogi. Tymczasem jego reakcje są takie, że między nim a Anną porozumiewanie się staje się prawie niemożliwe. „Musiałam wprowadzić pewien dystans – mówi. – Mieszkaliśmy razem, ale nie mogliśmy komunikować się bezpośrednio ani pozostawać sam na sam”. Na Marco spada obowiązek utrzymywania relacji z chłopcem oraz rola pośrednika, co wiąże się z wieloma trudnościami.

Aż do ukończenia 19 lat życie Iwana toczy się w ten sposób. Chodzi do szkoły, czasami po zajęciach nie wraca do domu, nie mówiąc ani słowa na temat tego, z kim przebywa ani co robi. Obecność rodziców nie wydaje się znacząca dla niego. „Nie wiedziałam nawet, o co prosić Boga, tak wielka była emocjonalna pustka, którą odczuwałam pomiędzy nami – mówi Anna. – Wydawało mi się, że to tylko strata czasu”. Porusza ją jednak jeden fragment Ewangelii, mówiący o odnalezieniu Jezusa w świątyni. „«Z bólem serca szukaliśmy ciebie» – mówi Maryja. Cóż, a zatem ja też mogłam być zmartwiona. Matka Boża jednak «zachowywała to wszystko w swoim sercu». Ale by zachowywać, trzeba pamiętać, chronić i dbać o to, co się przeżywa, tymczasem ja pragnęłam tylko, by wszystko minęło. I zastanawiałam się, jaki jest sens bycia taką matką”.

Nie porzuciła jednak takiego syna, pozostała. Co jej na to pozwoliło? „Niektóre rzeczy bolą tak bardzo, że albo je współdzielisz, albo cię zabijają – mówi. – Mogłam nieść je tylko z kimś, kto nie osądzałby mnie ani Iwana. Potrzebowałam serca większego niż moje. W stowarzyszeniu Famiglie per l’Accoglienza widziałam przyjaciół, którym udawało się «trwać» w swoim położeniu. Pomijając ich wybory, interesowało mnie to, jak to przeżywają. I patrzyłam na nich. A widziałam rodziców, którzy nie zamartwiali się tym, jak wszystko się skończy, ani tym, co mogli pomyśleć o ich postępowaniu inni, ale bardziej pragnęli dobra dla siebie i dla swoich dzieci. Widziałam sposób bycia rodzicami, który czasami „sprowadzał się” do trwania pośród burzy, ale było to jak rafa, której dzieci mogły się uchwycić; mogło być to też tylko czekanie na powrót dziecka”. Anna uświadamia sobie stopniowo, że los Iwana rozgrywa się w horyzoncie i w czasowych granicach innych od tych, które wyznacza ona: „Zdałam sobie sprawę, że mogłam coś zyskać: głębię relacji z przyjaciółmi i wolność w relacji z moim synem. Trud pozostawał, ale dzięki tym przyjaciołom mogłam w pełni przeżywać tę sytuację po ludzku nie do wytrzymania, zawierzając ją całkowicie na modlitwie”.

Pewnego ranka trzy lata temu Iwan był w szkole. W jego pokoju Anna i Marco znajdują zmięty, napisany odręcznie list. Pisał w nim, że nie jest w stanie powiedzieć głośno matce o udręce, która go męczy od lat z powodu tego, jak się zachowywał, tak samo jak nie może zapomnieć tego, co mu się przydarzyło, kiedy był mały. I to go rozdrażniało. „Postanowiłam napisać mu kilka linijek i zostawiłam je tam, na łóżku – opowiada Anna. – Iwan wrócił do domu. Zanim zrozumiałam, czy je przeczytał, zawołał mnie do pokoju. Objął mnie. I powiedział: «Przepraszam»”. Zdarzyło się to, co dla niej było niemożliwe: Iwan uległ wobec ich dobra. „Można rozpocząć od nowa. Zacznijmy jeszcze raz” – mówi mu. Nie opuszczać znaczy także wybaczyć.

CZYTAJ TAKŻE: Kazachstan. Ogień poniżej zera

Odkąd Iwan skończył dziesięć lat, w domu wieczorami często dochodziło do kłótni, ponieważ wołany raz i kolejny nigdy nie przychodził na posiłki. W pewnym momencie rodzice poddali się. „Dopiero w zeszłym roku powiedział nam: «Kiedy byłem w domu dziecka i rozlegał się dzwonek, musieliśmy pędzić, bo inaczej nie zostawało nic do jedzenia. Z wami mogłem zrobić wszystko na spokojnie». Minęło ponad dziesięć lat, zanim nam o tym powiedział. Dlaczego zajęło to tak dużo czasu? Ponieważ «dopiero teraz jestem wolny»”. A jej wszystkie te lata wydawały się jedynie straconym czasem.