
„Wpatrywać się w Jezusa”
Dla mnie wpatrywanie się w Jezusa jest patrzeniem, podążaniem za i kochaniem Jego wcielenia, podążanie za „tak” Krystyny, zaspokajanie jej potrzeb w ciele i towarzyszenie jej całą sobą w drodze ku Przeznaczeniu. Świadectwo LetiziDrodzy Przyjaciele,
nazywam się Letizia Mascheroni i mieszkam w domu Memores Domini w Mediolanie. Chciałabym podzielić się z Wami tym, co dla mnie oznaczało „wpatrywać się w Jezusa”, do czego zaprosił nas papież Leon XIV w liście do Memores Domini z 21 lipca.
Czynię to, opowiadając Wam historię Krystyny Borowczyk, którą wielu z Was zna: przez lata tłumaczyła teksty i spotkania ruchu Comunione e Liberazione z włoskiego na polski, z bezwarunkowym oddaniem i wiernością.
Krystyna zaczęła odwiedzać nasz dom w Mediolanie około ośmiu lat temu. Nigdy nie mieszkała z nami na stałe, ale regularnie uczestniczyła w cotygodniowych spotkaniach i dniach skupienia, spędzając u nas co roku kilka urlopowych tygodni. 19 lipca przyjechała do Mediolanu ze Świdnicy z zamiarem dołączenia do nas na czas letnich rekolekcji w La Thuile, które miały rozpocząć się 26 lipca, ale od razu zorientowałyśmy się, że źle się czuje. 26 lipca pojechałyśmy razem na SOR szpitala Niguarda w Mediolanie, gdzie już po pierwszych badaniach postawiono bardzo poważną diagnozę: duży guz rozlewający się po jamie brzusznej. Agresywny nowotwór, który doprowadził do jej śmierci 3 października.
Od pierwszej chwili w szpitalu w jej sercu pojawiło się jasne, spokojne i pewne „tak”. Z prostotą powierzyła się temu, co się wydarzało, lekarzom, naszej opiece, a przede wszystkim Bogu, nie tracąc nigdy okazji do serdecznego uśmiechu czy pogodnego, ironicznego żartu. Nastąpiły intensywne tygodnie, wypełnione badaniami, biurokracją i pierwszymi kontaktami z polskimi przyjaciółmi. Pod koniec sierpnia wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że konieczne jest odwiezienie Krystyny do Polski.
W ten sposób 24 sierpnia wyruszyłyśmy do Wrocławia, gdzie została przyjęta do szpitala onkologicznego. Dla nas w domu i dla całego towarzystwa Memores od samego początku było jasne, że chcemy towarzyszyć Krystynie do końca, w drodze ku Przeznaczeniu. Oznaczało to wypowiadanie naszego osobistego i wspólnotowego „tak”, podążając za jej „tak”, i zaangażowanie wielu innych przyjaciół z Memores, którzy byli do naszej dyspozycji, by towarzyszyć jej we wszystkich jej potrzebach, a przede wszystkim zapewnić jej powołaniowe towarzystwo w drodze ku Przeznaczeniu.
Gdy tylko wylądowałyśmy na wrocławskim lotnisku, poczułam, że wydarza się coś nowego. Daga, nieznana nam wcześniej przyjaciółka, serdecznie nas powitała i zawiozła do hotelu. Następnego dnia przyjechał Miłosz, który zawiózł nas do szpitala i zostawił nam swój samochód. Od tamtej chwili, aż do dnia pogrzebu w Świdnicy, nastąpił ciąg gestów przyjmowania, konkretnej przyjaźni, troski, współdzielenia i opieki nad Krystyną.
Spotkałyśmy mnóstwo osób: niektórzy przynosili coś zrobionego własnoręcznie, inni coś kupionego, jeszcze inni użyteczny przedmiot, a jeszcze inni wpadli tylko po to, by nas pozdrowić i przytulić. Wokół Krystyny narodziło się braterskie, dyskretne i pełne czułości „my”. W tych obcych ludziach odnaleźliśmy ojców, matki, braci i siostry, którzy towarzyszyli nam z otwartymi i dyspozycyjnymi sercami w tak tajemniczym i bolesnym przejściu, na ziemi, która nie była nasza, ale która przyjęła nas tak gościnnie. Poczułyśmy się jak w domu.
Nigdy nie czułyśmy się osamotnione. Co więcej, każdego dnia otrzymywałyśmy jakiś gest, wizytę, dar, modlitwę i, muszę to powiedzieć, także „mnóstwo jedzenia”. Również wtedy, gdy Krystyna została przeniesiona do Świdnicy, nie zabrakło przyjaźni i wspólnoty. Powiedziałam Miłoszowi, jak bardzo jestem poruszona tak zjednoczoną i troskliwą wspólnotą, a on odpowiedział, że to wszystko jest cudem jedności, która narodziła się właśnie z naszego przybycia do Polski, by towarzyszyć Krystynie. Myślałam, że to my podążamy za tymi wszystkimi podarowanymi przyjaciółmi, a tymczasem on powiedział mi, że oni również odpowiadali na naszą obecność. Komu jednak odpowiadali? W tym momencie zrozumiałam, że dokonuje się wielkie Wydarzenie: Jego Obecność stawała się ciałem w naszym „tak” dla Tajemnicy, która wciela się pośród nas.
Chciałabym przeczytać Wam wiadomość, którą Krystyna napisała do nas, mieszkanek domu. To cenny dar, którym pragnę się podzielić z każdym z Was:
„Najdroższe Przyjaciółki, słowami polskiej piosenki – bardzo mi drogiej – pragnę wyrazić całą moją wdzięczność i całą moją miłość za nieskończone dobro, którego doświadczyłam – i nadal doświadczam – będąc z Wami w tym Domu, w tej szczególnej i tajemniczej dla mnie, ale i dla Was okoliczności: «Nie umiem dziękować Ci, Panie, / Bo małe są moje słowa. / Zechciej przyjąć moje milczenie / I naucz mnie życiem dziękować. // Naucz milczeć w zachwycie, gdy dajesz, / Naucz kochać goręcej, gdy bierzesz. / Naucz ufać miłości Twej, Panie, / Choćby wszyscy przestali Ci wierzyć». Pośród Was dotykam Jezusa, żywego i obecnego, jedynego, który jest w stanie dokonać tak wielkich i pięknych rzeczy, jeśli Mu na to pozwalamy.
Najdroższe, z płaczącym sercem z powodu tej chwilowej rozłąki, ale jednocześnie przepełniona ufnością, pewnością i spokojem, jestem gotowa postawić kolejny krok, który mnie czeka. Wzbogacona – co więcej, przepełniona niespodziewaną naodobfitością Waszej miłości, dobroci i dyskrecji, ale także Waszej uwagi, Waszej gotowości do służenia mi, Waszych poświęceń – czuję się silniejsza, by stawić czoła nowym próbom.
Dziękując Wam, dziękuję Panu, bo gdyby nie On, nic z tego nie mogłoby się wydarzyć. A widzę Go w Waszych twarzach, w Waszym byciu razem, w sposobie, w jaki budujecie ten wspaniały Dom. Jedna z przyjaciółek powiedział mi: «Odwiedził Cię Jezus». Tego życzę sobie i każdemu z nas: pozwólmy, by Jezus nawiedzał nas we wszystkich okolicznościach naszego życia, niekoniecznie tak dramatycznych jak moje dzisiaj.
Mocno Was ściskam! I do zobaczenia wkrótce!”
CZYTAJ TAKŻE: Pewna wierności Boga, Jego Miłości, żyła prośbą do Jezusa
Najdrożsi Przyjaciele, dziękując Wam z serca za całą troskę i otrzymaną przyjaźń, mogę jedynie potwierdzić to, co powiedziałam na początku: dla mnie wpatrywanie się w Jezusa było i nadal jest patrzeniem, podążaniem za i kochaniem Jego wcielenia, czyli Jego objawiającego się w najbliższym ciele, przyjaciół, którzy są mi dani. Oznaczało to podążanie za „tak” Krystyny, zaspokajanie jej potrzeb w ciele i towarzyszenie jej całą sobą w drodze ku Przeznaczeniu. A potem podążanie za „tak” moich współlokatorek i Waszym, drodzy polscy Przyjaciele, z którymi współdzieliliśmy każdy szczegół.
Zobaczyłam, że wystarczy, by jedna osoba spośród nas powiedziała „tak”, a podążanie za tą osobą rodzi jedność i komunię, nieoczekiwaną, ale realną. Otrzymaliśmy dar: przekazując go innym, możemy pozwolić Panu objawiać się w naszej komunii i żyć radośnie, ponieważ wspólnie podążamy drogą.
Kończąc już, pomyślałam: „Komunia jest wyzwoleniem!”. Jego obecność jest wśród nas czymś, co widzimy oczami i czujemy sercem. I jest stokroć więcej tu na ziemi.
„Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3, 28).
Dziękuję z całego serca! W Chrystusie
Letizia Mascheroni
#krystynaborowczyk