Fot.: Gabriel Piętka

Co daje nam smak życia?

Dzielę się z Wami doświadczeniem wiary, będąc jednocześnie wdzięczna za charyzmat ks. Luigiego Giussaniego, który nigdy wcześniej nie był mi tak bliski

Drogi Księże Jurku i wszyscy przyjaciele!
22 lutego 2023 r., w rocznicę śmierci ks. Giussaniego, w Środę Popielcową zdiagnozowano u mnie dwa typy złośliwego nowotworu. Dodam, że badam się regularnie i dbam o swoje zdrowie (zbilansowana dieta, sport). To nie wystarczyło. Poczułam lęk i przerażenie zarówno o własne życie, jak też o to, jak zniosą chorobę moi najbliżsi – ukochany mąż i dzieci. Pan Bóg nas nie zostawił. Od początku choroby jest z nami kochająca rodzina – mama, tata, rodzeństwo, chrzestni, kuzyni, jak również osoby z pracy oraz przyjaciele, głównie z Ruchu. Moje przyjaciółki, siostry – Marzenka i Monia ze Ś. założyły grupę „Post za A. i P.”. Czujemy się niesieni przez przyjaciół z Ruchu. W grupie tej znajdują się osoby z całej Polski, odpowiedzialni za młodzież szkolną z ks. Waldkiem, osoby z Bractwa ze Ś. i B., przyjaciółka z Włoch, ale też osoby, które mało znałam. Codziennie ktoś za mnie (za nas) pości, przyjmuje Komunię Świętą, modli się za wstawiennictwem Sługi Bożego ks. Giussaniego, odmawia Nowennę Pompejańską. Było to wielkie wsparcie w czasie ciężkiej chemioterapii. Jak tylko pogarszały się wyniki krwi, ruszał szturm do Nieba i po 12 godzinach była poprawa. Ta grupa stała się dla nas wszystkich jak rodzina. Modlimy się za siebie nie tylko w czasie choroby, ale też łączymy się duchowo z okazji urodzin, imienin, jubileuszów małżeństwa itd.

Dowodów tej hojności Pana Boga okazywanej poprzez przyjaciół z CL nie ma końca. Regularnie dostaję informacje o mszach wieczystych w mojej intencji o szybki powrót do zdrowia i potrzebne łaski. Otrzymuję mnóstwo smsów i telefonów od przyjaciół z Ruchu. Wspólnota B. zamawia za mnie i za całą rodzinę msze św. Przyjaciele z Bractwa z B. towarzyszą mi non stop w modlitwie. Wiem, że wiele osób wspiera nas modlitwą dyskretnie, w cichości serca. My również codziennie modlimy się za Was i bardzo często ofiarujemy Komunię Świętą.

Fot.: Gabriel Piętka

Zrozumiałam, że czas choroby jest dla naszej rodziny przepełniony miłością Pana. Czujemy się zmęczeni trudem leczenia (unikaniem skupisk ludzi, żeby nie złapać infekcji oraz niemożnością wyjazdów na wakacje, inaugurację roku pracy itd.), ale równocześnie ukochani przez Boga i ludzi. Codziennie za wszystko dziękuję Panu: za możliwość wstania, spacer, gotowanie, odrastające włosy, brwi i rzęsy, za smak potraw, za czucie w dłoniach i stopach. Wszystko od Niego zależy. Mam pokój w sercu, chociaż niczego nie mogę zaplanować. Największą ucztą i radością jest dla mnie i męża codzienna Eucharystia. Możliwość przyjmowania Jezusa jest najlepszym pokarmem i siłą do walki z chorobą. Eucharystia daje nam smak życia.

Niespełna dwa miesiące po pierwszej interwencji chirurgicznej okazało się, że mam zakażenie bakteryjne miejsca operowanego i zagrożenie sepsą. Lekarz stwierdził, że nie mam po co jechać do szpitala, bo nikt mi nie pomoże. Poczuliśmy bezsilność. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że mogę umrzeć. Wcześniej odczuwałam niepokój, co będzie z mężem, dziećmi. Teraz zawierzyłam do końca całe moje życie Jezusowi. Powiedziałam, żeby zrobił ze mną, co chce. W tej próbie cały czas towarzyszył mi kochający mąż, który opatrywał moje otwarte, niegojące się rany i całą noc sprawdzał, czy nie gorączkuję, oraz przyjaciele z CL. Któraś z przyjaciółek napisała do mnie wtedy: „To jest jakaś tajemnica woli Bożej, że jeszcze dopuszcza to cierpienie na Ciebie. Wierzę, że przyjęte cierpienie z zaufaniem Bogu jest czymś wielkim, choć ogromnie trudnym. Wspieramy Cię w tym! Jestem przekonana, że Twoje całkowite oddanie Bogu jest Mu bardzo miłe. W krzyżu nasze zbawienie”. Nieoczekiwanym owocem choroby, o który prosiłam jeszcze przed diagnozą, jest też dar przebaczenia osobom, które mnie zraniły.

W ubiegły piątek miałam drugą operację. I znowu osoby z Ruchu „niosły” mnie z pomocą postu i modlitwy. Czuję się pełna sił i życia. Przede mną następne etapy leczenia. Ufam Panu, że to, co się wydarzy, będzie dla mnie i dla naszej rodziny najlepsze. Czułość, pamięć, ofiara poprzez post i modlitwę przyjaciół z CL sprawiły, że charyzmat ks. Giussaniego i jego osoba przeniknęły dogłębnie moje życie. Wierzę, że tylko ktoś oddany bez reszty Chrystusowi, jak ks. Giussani, może pociągnąć do pójścia za Jezusem, tak wielką rzeszę osób.

Fot.: Gabriel Piętka

W chorobie doświadczam bliskości i cielesności Chrystusa poprzez osoby z Ruchu. Jedna z przyjaciółek napisała: „Ta grupka, nasze posty i modlitwa mają wielką moc. Jak to usłyszeliśmy na Rekolekcjach, jesteśmy dla siebie nawzajem takim obłokiem, poprzez który staje się widzialna niewidzialna obecność Boga. W naszym przypadku czasem nawet nasza fizyczna obecność nie jest widzialna, ale na pewno odczuwalna”. Jeszcze raz dziękuję Bogu za Was wszystkich. Zapewniam was o codziennej modlitwie.
Autorka znana redakcji

CZYTAJ TAKŻE: Schmitt „Widzę wiarę w społeczeństwie bez wiary”

Kilka słów od męża
Bardzo pragnąłem świętować nasz jubileusz w Częstochowie. Dziś, 21 października, przypadają 21 urodziny syna M. Wtedy, 21 lat temu, gdy przeżywałem dramat choroby, a później śmierci D., Pan Bóg też nie pozostawił mnie samego, a wszyscy zgromadzeni na inauguracji w Częstochowie błagali o uzdrowienie dla niej.
Aktualne doświadczenie związane jest z towarzyszeniem A. w przejściu przez chorobę i bycie w tym czasie z rodziną. Najważniejszym uczuciem z ostatnich miesięcy wydaje się być „bezsilność”. To był stan wobec nagłej wiadomości o chorobie A. Jest jednak coś więcej – to „wdzięczność” Bogu, że nie zostawił nas samych, ale obecny jest poprzez twarze i konkretne towarzyszenie tylu osób. Wdzięczność to też najlepsze podsumowanie 40 lat w Ruchu i spotkania z charyzmatem i osobą ks. Giussaniego.