Photo by Mikael Kristenson on Unsplash

Bazylea. „Dlaczego pytasz o to mnie?”

Wchodzę w okoliczności pewna, tylko dlatego, że ciągle jestem przygarniana przez Jezusa. Im dłużej idę i pozostaję w nurcie Ruchu, podążając za ojcostwem Carróna, tym bardziej dostrzegam dzięki czemu odradza się i wzrasta moje serce

Na krótko przed pandemią zaszłam w ciążę z moim trzecim dzieckiem. Mniej więcej w tym samym okresie w ciążę zaszła także żona jednego z moich doktorantów. Tak naprawdę dowiedziałam się o tym, kiedy stracili już dziecko, a on przyszedł do mnie, by poprosić mnie o kilka dni urlopu. Miał zbolałą twarz i nie mogłam powstrzymać się, by nie zapytać go, czy coś się stało. Wyznał mi, że chciał wziąć kilka dni wolnego, żeby dotrzymać towarzystwa żonie, która właśnie poroniła.

Po kilku tygodniach poinformowałam o mojej ciąży grupę studentów, którzy ze mną pracują. Odczuwałam lekkie zakłopotanie, robiąc to, ale nie unikałam wzroku tamtego studenta. Cztery tygodnie później został ogłoszono lockdown.

W kwietniu pod koniec jednego ze spotkań online student ten zapytał mnie nieśmiało, czy może zadać mi osobiste pytanie. „Czy pani, wiedząc, że stanie się to, co się teraz dzieje, zdecydowała się na to samo? Czy wydałaby pani na świat dziecko?” Od razu uświadomiłam sobie doniosłość jego pytania – nie mogłam odpowiedzieć, wygłaszając jakiś dyskurs, nigdy bym go nie przekonała ani też nie przekonałabym samej siebie. Jego pytanie też mnie raniło. I nie mogłam przed nim uciec. Zapytałam go zatem, czy dla niego ta pilna potrzeba – którą być może pandemia i utrata dziecka uczyniły jeszcze bardziej palącą i świadomą – nie jest być może, tak jak dla mnie, w gruncie rzeczy tą samą pilną potrzebą, z jaką wchodzi się w każdy dzień. Jak dawał radę żyć także przed pandemią? Po co się angażował albo trudził w pracy? Jak to się stało, że zdecydował się spędzić resztę życia z żoną?

Odpowiadałam mu, zadając inne pytania. Te same, które zadaję sobie ja, by kontynuować moją drogę.
Dialog, który się wywiązał, dotrzymywał mi towarzystwa i zachęcał mnie do bycia świadomą każdego dnia.
Dlatego przy innej okazji zapytałam mojego studenta, jak to się stało, że zadał mi to pytanie. „Ponieważ nie ma wielu osób, którym można zadać takie pytanie”. Co we mnie zobaczył, by stwierdzić coś takiego? Kogoś, kto mógł przygarnąć jego pytanie, jego potrzebę.

Zdałam sobie sprawę, że wchodzę w okoliczności pewna, ostatecznie radosna, tylko dlatego, że ciągle jestem przygarniana przez Jezusa. Przepełnia mnie wdzięczność. Im dłużej idę i pozostaję w nurcie Ruchu, podążając za ojcostwem Carróna, tym bardziej dostrzegam, że każda okoliczność, każdego dnia, jest okazją do uświadomienia sobie, dzięki czemu odradza się i wzrasta moje serce, moje człowieczeństwo i inteligencja. Ciągle zapominam, a jednak Jezus wciąż się o mnie upomina (choćby za pośrednictwem pytania studenta), pokazując mi na nowo, jak bardzo jest atrakcyjny.

Ilaria