Obraz Jackson David z Pixabay

List z Kuby. Małe, wielkie cuda

Radości, których jest wiele na wyspie uciemiężonej ideologią. Udzielanie sakramentów i radość z duchowej więzi. Clara, Mario, Edo, Ignazio, Mimi, Ariagna, Anderson i inni...

Przyjaciele!
Tym razem będzie o moich radościach, których jest wiele i to one budzą moje serce do bycia gdzie jestem i do wdzięczności za wszystko. Na wyspie uciemiężonej czerwonizmem nie ma wielu rozrywek. Kino wyjątkowo tendencyjne i projektor się przegrzewa w trakcie i pan obsługujący przeprasza i zaprasza na następny dzień jak projektor wystygnie. Teatr czasami lekko pokrytykuje, ale przecież wszystko w granicach oficjalnego przyzwolenia. Tutaj, jak mawiał polski poeta ,,ściany mają uszy, a sąsiad lornetkę”. Pojechać się gdzieś nie da, bo paliwo limitowane i nie wystarczy do końca miesiąca. Wszystkie te przejściowe okoliczności krzyczą o nadanie znacznie głębszego sensu i poszukiwanie radości ewangelicznej. Oto kilka z nich.

Moją pierwszą radością jest udzielanie sakramentów i radość z duchowej więzi z moimi przybranymi dziećmi, braćmi i siostrami. Nic piękniejszego od patrzenia w oczy nowo ochrzczonemu czy parze, która zawarła sakrament małżeństwa. Kiedy się zbliżają, przypominam sobie moment, wcześniejsze trudności i radość wielkiego dnia. Jako duszpasterz znam wszystkich moich wiernych i ich życie jest po części moim, ich zwycięstwa są moimi, a ich bóle moimi bólami. Szczególnie cieszy mnie nawet mały wzrost duchowy moich braci i sióstr. Te małe, codzienne cuda, kiedy Clara wraca do swojego męża, Mario po latach pisze list do swojego ojca, a Edo wychodzi z więzienia i odwożę go do domu, będąc świadkiem łez starszej matki. Wzrost moich młodych jak wychodzą poza siebie i jadą ze mną na dalekie wioski, aby poprowadzić z dziećmi katechezę czy zwyczajnie pobyć z innymi. Radość z tego, że zamknięty w sobie Ignacio codziennie przychodzi do zakrystii, uśmiecha się i podaje rękę. Małe, wielkie cuda Bożego działania.

W ostatnią niedzielę Mimi przystąpiła do swojej pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej. Pięknie ubrana na biało, uśmiechnięta 85 latka, babcia Ronala i Rodolfa. Teraz wiem dlaczego... Zwyczajnie w latach 50. jej rodzice byli tak biedni, że nie mogli sobie pozwolić nawet na najskromniejsze białe ubranie... i ze wstydu nie poszła więcej do kościoła... Później przyszła rewolucja i zabrano księdza, podobnie jak innych ponad 250 duchownych... A dziś uśmiechnięta przyjęła Jezusa po raz pierwszy. Mały cud w życiu wielkiej Mimi, na który czekała prawie 80 lat życia, a przecież ona uczyła dzieci i wnuki wiary i modlitwy...

Radość z moich prostych owieczek, które szczerze kochają Kościół. Ariagna nie skończyła wielu klas, ale w ubiegłym tygodniu na zapytanie sprzedawczyni w wiejskim sklepie czy wierzy w Boga powiedziała: tak, ale jeszcze bardziej Bóg wierzy we mnie! A kiedy sklepowa protestantka wykrzykiwała, że katolicy to bałwochwalcy i że jej ksiądz to szatan z prostotą odpowiedziała: ja po stokroć wolę mojego szatana Polaquito (Polaczka), od waszego z wioski catorce. Mój młody, wykształcony i międzynarodowy! I poszła w swoją stronę. Takich mam cudownych wiernych.

Sprzedawca nielegalnej szynki, a na co dzień lekarz endokrynolog, Anderson, z uśmiechem pokazuje zdjęcie maleńkiej córki i sam nie będąc ochrzczonym pyta o chrzest. To kolejny mały cud, kiedy kolejnego dnia maleńka przyjmuje chrzest, a ja jestem ojcem chrzestnym. Co prawda szynki nie sprzedaje ani peso taniej, ale jest radość.

CZYTAJ TAKŻE: List z Kuby. Wielki Baranek

Chodząca po ulicach chora psychicznie Debora z niedopałkiem papierosa, który znalazła na ulicy rozmawia sama ze sobą i nawet się wykłóca. A na zapytanie z kim rozmawia atakuje mnie: a co ty, ateista czy komunista? Z Bogiem rozmawiam! I jest radość, a zarazem rekolekcje dla mnie.
Kocham mój lud i kocham taki Kościół i to są moje codzienne radości. Trzeba tylko otworzyć oczy, szeroko otwierać je każdego dnia i dziękować za wszystko.

Wasz Adam, Bayamo