Panikować czy nie?
W momencie, kiedy zamknięto Uniwersytet Warszawski coś we mnie pękło, poczułam się realnie zagrożona. Do tego stopnia, że postanowiłam się przygotować „na wszystko”. Zakupy w Biedronce i spowiedź, w tej kolejnościNiechęć do bycia samej, podróż do domu pociągiem (strach osiąga apogeum). Dotarcie na miejsce, a tu luzik bluzik – podejście zdecydowanie bardziej racjonalne, zdroworozsądkowe niż emocjonalne. Wspólne spędzanie czasu z rodziną, wspólna modlitwa i myśl, że ja to mam DOBRZE! I kolejne pytania: Ile jeszcze można oglądać Netflix, rozmawiać ze znajomymi i w ogóle… egzystować, żyć na pół gwizdka?
Wróciła do mnie myśl z Warszawy, o pomocy studentów dla osób starszych. Jestem młoda i zdrowa, a są ludzie, którym jest ciężko, a którym można z łatwością pomóc. Telefon do Pani Basi, koleżanki mojej mamy z prośbą o pomoc w nawiązaniu kontaktów. Jej radość i wiara we mnie… W tym momencie pomagam pani Zosi, która ma 80 lat. Dzięki wsparciu ks. Marka, wspomagam swoją osobą również Caritas.
Dzięki tej inicjatywie, która zrodziła się z potrzeby mojego serca i wymogów chwili, czuję się szczęśliwa i bezpieczna. Lęk przed zarażeniem może nie zniknął, ale przekuł się w coś innego, w potrzebę dbania o drugiego człowieka.
To świadectwo powiedziałam na Szkole Wspólnoty w pierwszym tygodniu kwarantanny. W tym momencie mogę jedynie dodać, że nie spodziewałam się, że ta inicjatywa tak wpłynie na moje życie. Muszę uczyć się pokory i cierpliwości, ponieważ nie wszystkie pomysły można zrealizować od razu, ale działamy! Bardzo też mnie cieszy odzew studentów z Ruchu, którzy piszą, dzwonią i również chcą się zaangażować w podobne akcje.
Autorka znana redakcji