Prezentacja książki <em>Bezbronne Piękno</em> we Wrocławiu

Wrocław. Zostałem zdobyty, cały!

List prowadzącego spotkanie we Wrocławiu prezentujące książkę Bezbronne Piękno skierowany do księdza Juliána Carróna

Drogi Juliánie!
Dziś we Wrocławiu odbędzie się publiczna prezentacja Twojej książki Bezbronne piękno. Byłem odpowiedzialny za polskie wydanie tej książki, byłem też obecny w Krakowie na jej prezentacji i mam nawet Twój autograf. Jednak pragnienie publicznego podzielenia się jej treścią we Wrocławiu zrodziło się najpierw w moim przyjacielu Jacku - właśnie po spotkaniu w Krakowie i po wcześniejszych Rekolekcjach Bractwa, gdzie mówiłeś o „kulturowym ciężarze naszej przemiany”. Poszliśmy za nim - ja, Dagmara i inni przyjaciele i z czasem to pragnienie stało się także naszym.



Podjęliśmy pracę nad przygotowaniami do prezentacji wykorzystując nasze cotygodniowe spotkania na „kawie mini diakonii” godzinę przed pracą. Ustalaliśmy listę rzeczy do zrobienia, zastanawialiśmy się kogo zaprosić. W pewnym momencie moi przyjaciele poprosili mnie, abym poprowadził tą prezentację. Zmobilizowało mnie to do dokładnego przeczytania całej książki w (jak dla mnie) krótkim czasie. Nie jest to łatwe przy intensywnej pracy, rodzinie z czwórką dzieci, prowadzeniu Szkoły Wspólnoty, etc. Jednak czytając stronę po stronie, zobaczyłem jak ta książka powoli staje się moja.



W okresie Świąt Bożego Narodzenia spotkaliśmy się z prelegentami, rozmawialiśmy o książce, o pytaniach - i miałem wrażenie, że trochę zaraziliśmy ich jej treścią przez to, że naprawdę tym żyliśmy. Po wywiadzie w lokalnym radiu, na którym byliśmy z Jackiem przyszła do mnie myśl - ale jak to? Skąd to jest? Ja jestem inżynierem i menadżerem, nie mam wykształcenia humanistycznego, filozoficznego czy teologicznego, więc skąd ma to co mam, że mogę rozmawiać z biskupem, reżyserem, profesorem ekonomii, dziennikarzem podejmując problem człowieka i jego pytań, kryzysu, wychowania, wydarzenia? Skąd mam pewność, że istotnie „wyczuwam te najodleglejsze opiłki prawdy w kieszeni każdego”, nie pomijając naszej ostatniej noblistki z dziedziny literatury pani Olgi Tokarczuk, która w Polsce tak bardzo została skrytykowana przez różne środowiska?

Jedyną rozumną odpowiedzią jest fakt, że u początku tego wszystkiego co mam, kim jestem teraz było „tak” Maryi, ks. Giussaniego i Twoje „tak” drogi Julianie. Wiem, że to nie jest na zawsze, bo jestem słaby, uparty, leniwy, dlatego błagam Chrystusa, aby zmiłował się nade mną i nadal prowadził mnie tą piękną drogą, na którą mnie zaprosił. Na nic nie zasłużyłem, nic nie jest moją zasługą, moim skarbem jest wyłącznie to, że to On jako vir pugnator zdobył mnie w tym momencie, gdy moje imię zostało wypowiedziane w taki sposób, że zostałem zdobyty, cały!

Kilkanaście lat temu to właśnie Jacek powiedział mi, że spotkał fajnych, młodych ludzi, którzy żyją radośnie, chodzą po górach i twierdzą, że dziś można spotkać Chrystusa. Ja byłem wtedy u progu kariery, jednak po ciężkim wypadku wracałem do sił i powiedziałem mu, że chciałbym ich poznać, ponieważ do tego momentu próbowałem w życiu już chyba wszystkiego oprócz tego jednego - nigdy dotąd Go nie szukałem.
Jestem wzruszony pisząc te słowa i proszę Cię o Twoje kapłańskie błogosławieństwo na dzień prezentacji i naszej dalszej drogi tutaj we Wrocławiu i w Polsce.

Kończąc, zacytuję mail, który wysłałem do ks. Jurka i do Ciccio po spotkaniu z moimi rodzicami przed Bożym Narodzeniem.

Drogi księże Jurku, drogi Giovanni!

Chcę krótko podzielić się z Wami tym, co wydarzyło się wczoraj.
Jadąc na święta do rodziców Natalii, zatrzymaliśmy się u moich rodziców, aby złożyć sobie życzenia. (...) W domu rodziców, jak w każde święta powiesiłem nasz plakat. Gdy siedzieliśmy wszyscy przy stole, opowiedziałem im historię Bezimiennego, o jego braku szczęścia i szczególnie o tym spojrzeniu Kardynała, które wzruszyło mnie w Czernej podczas Twojej opowieści Ciccio. Po chwili tato opowiedział o swoim przyjacielu z pracy, wierzącym, świetnym, bardzo żywym człowieku, który jednak nie przyjmuje Komunii św. bo jak zwierzył się tacie, nie potrafi przebaczać. Nosi ranę z dzieciństwa, bo w dzielnicy gdzie się wychowywał nikt nikomu nie przepuszczał, bili się nawzajem do upadłego. I mój tato stwierdził na koniec: On ma z tym duży problem, skoro mi to wszystko mówi i dlatego jestem pewien, że potrzebuje was - bo na pewno ruch CL ma wpływ na to jak żyjecie i my to zauważamy. Wy jesteście żywymi łącznikami pomiędzy wiarą, a tymi którzy jej potrzebują....
I w tym momencie w domu moich rodziców miało miejsce Boże Narodzenie.

Drogi Julianie, nie jestem w stanie opisać moje wdzięczności za drogę, którą mnie prowadzisz!

Miłosz, Wrocław