Ferie 2019. „A nóż widelec”

Odkrywanie wartości czytania tekstu Szkoły Wspólnoty, szczęście, jego przyczyny i ładowanie baterii

Przyjechałem na ferie GS tylko ze względu na przyjaciół. Miałem świadomość, że na tym wyjeździe, tak jak kiedyś, może mi się wydarzyć coś niesamowitego, wspaniałego (oczywiście w znaczeniu duchowym) ale ta możliwość była tylko dodatkiem do wizji spędzenia czasu z przyjaciółmi. I rzeczywiście, cały czas wolny poświęcałem grom, rozmowom i wszystkiemu co mogłem robić z ludźmi, na których spotkanie tak bardzo czekałem.

Wszystkie świadectwa, choć uważałem za bardzo mądre i prawdziwe, nie trafiały do mnie, to znaczy nie powodowały we mnie powstania czegoś nowego, cudownego co dałoby mi szczęście, takie szczęście które już kilka razy odczuwałem tylko i wyłącznie na GS, szczęście, które tak właściwie decydowało o tym, że GS jest dla mnie takim a nie innym miejscem.

W końcu nadszedł czas pracy nad tekstem, a ja, nie chcąc tracić możliwości wykorzystania go na zabawy z innymi, przeczytałem tekst bardzo powierzchownie i tuż przed samą Szkołą Wspólnoty, która nie była dla mnie zbyt owocna (może dlatego, że czekałem tylko na jej koniec i trochę mnie nudziła?). Takie traktowanie tekstu i Szkoły Wspólnoty trwało u mnie już od kilku wyjazdów i zauważyłem, że podczas tych wyjazdów prawie nic duchowego mi się nie wydarzyło, a na pewno było gorzej niż podczas tych wakacji i ferii, gdy z ciekawością i skupieniem czytałem tekst i czynnie brałem udział w Szkole Wspólnoty. Kiedy jednak dostaliśmy dziesięcio stronniowe teksty do rozważenia w domu pomyślałem, że może po przyjeździe usiądę sobie i przeczytam, „a nóż widelec” będzie tam dla mnie coś odkrywczego. I tak zrobiłem. Położyłem się i w ciszy zacząłem czytać. Już od pierwszych stron zaczęło napływać do mnie szczęście (właśnie ten typ szczęścia, który kilka razy czułem na GS). Nadal nie wiem czym było ono spowodowane.

W samym tekście chyba najbardziej poruszyło mnie to, że tak wiele było tam prawdziwych rzeczy, które mnie dotyczą. Kilka godzin potem spotkałem się z przyjaciółmi z GS a następnie z jednym z nich rozmawiałem przez całą noc. Oprócz zabawnych i zwykłych tematów rozmawialiśmy o rzeczach głębszych. Zdziwiła mnie jego otwartość i wtedy znowu zacząłem czuć się szczęśliwy (ponownie to samo szczęście, w sumie chyba jeden z największych rodzajów szczęścia, który mi się kiedykolwiek przydarzył). To szczęście trwa nadal i problemy, które wcześniej wydawały mi się prawie nie do pokonania wydają się bardzo proste do przezwyciężenia. Na Diakonii część osób mówiła o tym, że GS jest miejscem gdzie mogą podładować baterie na szkołę i życie codzienne.

Dla mnie też takim było. Ktoś powiedział, że baterie kiedyś się wyczerpią czego też sam wiele razy doświadczałem. Teraz jednak czuję, lub przynajmniej mam nadzieję że to szczęście, te moje baterie, się nie wyczerpią. Mimo, że nie znam konkretnej przyczyny tego szczęścia, to czuję, że pochodzi ono w bardzo wielkim stopniu z samego rozważania tekstu Szkoły Wspólnoty i dlatego właśnie zamierzam to regularnie robić. Was też zachęcam do praktykowania tego. Może nie poczujecie tego co ja, ale zróbcie to na tej samej zasadzie, która kierowalem się ja „a nóż widelec”. Pozdrawiam!

Stanisław, Warszawa