Ferie 2019. Droga do Betlejem
Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia, zauważanie więcej rzeczy w codzienności, otwartość na propozycje i ładowanie akumulatorów. Oraz pogłębianie relacji i sposobu patrzenia na rzeczywistośćPrzed Adwentem jeden z moich przyjaciół zadał mi pytanie: czy moje serce jest gotowe?. Zmotywowało mnie to do tego, aby podejść poważnie do postanowień adwentowych. Nie były to tylko postanowienia o niejedzeniu słodyczy ale były związane z moim sercem oraz charakterem. Mam wrażenie, że pierwszy raz przeżyłam święta bardziej skupiona na tym, co ważne. Nie tylko by się najeść i ucieszyć z prezentów lecz by spotkać Boga w mojej rodzinie. Jest to w pewien sposób dziwne, bo myślałam, że jeżeli nie będę skupiać się tylko na emocjach to stracę coś. Myliłam się, bo dzięki temu mogę zauważać więcej rzeczy w mojej codzienności, pomimo moich humorów.
Byłam otwarta na wszystkie propozycje, które miały mnie spotkać na GS. Jechałam z pytaniami, które były związane ze mną i z moją przyszłością oraz by naładować akumulatory. Tylko nie takie zwykłe akumulatory, bo one mają swoją pojemność. Spróbuję wyjaśnić co mam na myśli. Teraz mam inną wrażliwość i inne rzeczy mnie poruszają. Więc teraz dostaję odpowiedzi na pytania oraz na moją teraźniejszość. To nie znaczy, że zapomniałam o poprzednich tekstach i o moich starych doświadczeniach. Dalej mi towarzyszą ale teraz potrafię sobie z nimi poradzić.
Przed wyjazdem miałam wątpliwości czy GS jest moim miejscem, czy dzięki niemu wzrastam, czy może poszukać czegoś innego. Co ciekawe zawsze GS zaskakuje mnie czymś nowym. Teraz poczułam, że te ferie były nasze. Nie potrzebowaliśmy świadectw kogoś znanego, ale mogliśmy się uczyć od siebie nawzajem, co poruszyło nasze serca. Łatwiej jest zadać pytanie osobie, która jest w twoim wieku i przeżywa podobne doświadczenia. Ludzie z GS są dla mnie autorytetami, o których była mowa w tekście. Oni mnie prowadzą do głębszego odkrycia mojej relacji z Bogiem, a przez to z samą sobą. Sama dowiedziałam się, że jestem autorytetem dla niektórych przyjaciół, byłam zdziwiona. Pomógł mi tekst, który mówi, iż muszę wiedzieć, że jest to pewnego rodzaju odpowiedzialność, czy jak było napisane, ojcostwo.
Ucieszyłam się, gdy przyjechali moi bracia, bo mogłam usłyszeć pierwszy raz świadectwo jednego z nich na temat misji na Kubie i tego co mu zostało w sercu. Wcześniej gdzieś zgubiła mi się jego przemiana, ponieważ żyjemy razem. Szybko takie zmiany stają się codziennością i umykają. Wydaję mi się, że teraz bardziej rozumiem to co robi. Jak widać, GS może być miejscem gdzie także pogłębia się relacja z rodziną.
Na koniec chciałam opowiedzieć o ostatnim poranku. Ledwo żywa wstałam na godzinę zbiórki. Przez głowę przeleciała mi myśl, że w sumie to ja widzę codziennie przed szkołą wschód słońca, ale mimo to poszłam. Poczułam pewną ciekawość. Nie żałuję. Wchodząc pod górę zastanawiałam się, co mi się przydarzyło przez te trzy dni. Gdy weszliśmy na szczyt, patrzyliśmy w stronę wschodu słońca a nasze rozmowy ucichły. Jakbyśmy czegoś słuchali. To była cisza. Piękna sama w sobie, która następuje przed blaskami słońca, które zabijają ciemności. Wzruszyła mnie owa cisza, słyszałam jeszcze podmuchy wiatru, które przeciskały się przez skały. Wtedy poczułam, że tu gdzie jestem, jestem szczęśliwa. Widzę zmianę w moim sercu, która następuje dzięki temu miejscu. Dziękuję Wam!
Joanna, Kraków