Jan Adamowicz

Piękna historia

Wspomnienie o Janie Adamowiczu, jednym z fundatorów Fundacji Pomocy Biednym Dzieciom „Ut Unum Sint”, muzyku i przyjacielu

Ostatni czas był dla mnie trudny. Na chwilę wszystko się zatrzymało, ból, pustka, dziwny niepokój… 9 września 2017 roku, po długim okresie zmagania z chorobami i cierpieniem, odchodzi do Pana Janek Adamowicz, o którym mogę powiedzieć, że był i jest moim Przyjacielem, w najgłębszym tego słowa znaczeniu.

Natychmiast ożyły wspomnienia, w których na nowo zobaczyłam, jak jego fascynacja osobą Chrystusa, obecnego w charyzmacie ruchu Komunia i Wyzwolenie, rozpalała moje serce i wielu innych osób, dodawała mi odwagi w podejmowaniu różnych konkretnych wyzwań związanych z życiem wspólnoty, które stawały przede mną – od sposobu wykorzystania czasu wolnego, poprzez zmianę pracy i całkowite zaangażowanie się w dzieło charytatywne Fundacji „Ut Unum Sint”, aż po rozpoznanie osobistego powołania. Powróciły w pamięci przeróżne spotkania, wyjazdy, kolacje, rozmowy, wakacje, śpiewy, koncerty, wspólnie podejmowane inicjatywy, osoby, które Janek zapraszał do swojego domu, wciąż krzątająca się po kuchni i przyjmująca ciągle nowych gości jego żona Ania, dzieci biologiczne i te przyjęte do rodziny…

W tych niezliczonych zdarzeniach Janek szukał osądu i wyrażał wdzięczność za dar spotkania z Ruchem poprzez osobę swojego brata Olka (księdza Józefa), za możliwość rozpoznania i bliskości konkretnej obecności Chrystusa w swoim życiu. Był przekonany, że „to, co często wydaje się niemożliwe w oczach świata, jest możliwe do podjęcia wyłącznie w doświadczeniu Komunii ludzi wierzących, w doświadczeniu Ruchu, Kościoła jako obecności Chrystusa «tu i teraz». Był pewny, że Bóg jest obecny na co dzień przez ręce podające chleb głodnym, ubierające nagich, poprzez słowa pociechy, ale i napomnienia, poprzez konkret towarzystwa w codziennym życiu, miłość i obecność Boga staje się faktem możliwym do spotkania i rozpoznania. To właśnie znaczy, że Słowo stało się Ciałem” (U Boga nie ma nic niemożliwego, „Ślady” 8-9/1992).

Odwaga i pasja, z jaką podejmował problemy i okoliczności, nie pozwalała mi na bierne przyglądanie się, lecz wzmagała pragnienie, by iść razem. Było to dla mnie prawdziwe doświadczenie przyjaźni, bardzo ludzkiej, bo naznaczonej także słabościami, cierpieniem i nieustanną walką, ale przede wszystkim dlatego, że wewnątrz tej zwyczajnej, ludzkiej więzi, mówienie „tak” Chrystusowi było dla mnie proste i piękne. Moje serce jest przepełnione wdzięcznością Bogu, że postawił na mojej drodze życia i drodze wielu z nas osobę Janka, i modlę się o łaskę nieba dla Niego.

Jan Adamowicz z Marcusem Linzem (1993)

Ta piękna historia wciąż trwa w moim życiu. Jezus żyje i prowokuje mnie wewnątrz okoliczności, które stawia przede mną. Także odejście Janka stało się dla mnie pretekstem do refleksji na temat przyjaźni, wspólnoty. W tych dniach odczułam, jak często oddalałam się od tego, co do czego miałam pewność, przebywając blisko Janka. Na szczęście wokół mnie wciąż są obecne osoby, którym zależy na moim szczęściu, z którymi mogę współdzielić swoje życie. Znowu poczułam się przywołana. To właśnie z tego powodu pragnę podążać drogą charyzmatu. W twarzach przyjaciół Jezus czyni się obecny i bliski dla mnie także dziś, choć minęło wiele lat od pierwszego spotkania. Jeszcze bardziej wzmaga się moje pragnienie, aby poważnie traktować dar, jakim jest wspólnota. W tym miejscu jesteśmy sobie podarowani nie po to, by wspólnie przeżywać tylko piękne chwile, takie jak wakacje, nie po to, by wspólnie podejmować dzieła, angażować się w zmienianie świata. Jesteśmy razem, by uczyć się spojrzenia Jezusa, by naprawdę wybaczać i przyjmować siebie nawzajem z miłością, by naprawdę troszczyć się o swoje zbawienie. Pragnę uczestniczyć w takiej Komunii.

Danka, Świdnica