Pan jest Pasterzem moim

Podjęcie gestu charytatywnego, które okazuje się przede wszystkim gestem miłości Pana Boga wobec osoby. Śmierć, która „rodzi”. Co takiego trafia w sedno poszukiwań odpowiedzi na trudne życiowe pytania?

Nie miałem nawet najmniejszej śmiałości przypuszczać, że podjęcie gestu charytatywnego wobec innych, wynikające z napotkanych okoliczności, ale również z faktycznej osobistej potrzeby, okaże się dla mnie przede wszystkim gestem miłości Pana Boga wobec mnie.

Śmierć zawsze niesie ze sobą wiele emocji, śmierć bliskiej osoby pozostawia trwałe ślady w sercu.

Tato.

Dla mnie, od chwili, kiedy kilka lat temu umarł mój Tato, śmierć „rodzi” też poczucie nadziei i ufność w życie wieczne. Kluczem stał się Psalm 23. Ten psalm w absolutnie niezwykły sposób towarzyszył śmierci mojego Taty i był – do dzisiaj jest – lekarstwem na ból spowodowany utratą bliskiej osoby oraz pomocą w rozumieniu końca ziemskiej drogi każdego.

Pan Marek.

Kiedy dwa lata temu podczas wakacji Ruchu pan Marek wspinał się górską ścieżką ku wieczności, dwójka rozbrykanych dzieci, jakby naśladując chór z oddali, śpiewała, fałszując nieco: „Pan jest Pasterzem moim”. Późniejsze uświadomienie sobie tych okoliczności stanowiło dla mnie oczywiste wyjaśnienie celu ostatniej drogi pana Marka.

Pola!

Pełna życia, choć nieuleczalnie chora siedmioletnia dziewczynka. Przykuta do łóżka dotarła do wybranych osób, by przekazać im najważniejsze przesłanie, to samo, choć dla każdego inaczej wypowiedziane – wypowiedziane, mimo że Pola już wtedy nie mówiła. Pośród bałaganu w świecie i beznadziejnej pogoni człowieka za wiatrem, mimo pędzących wskazówek zegara i wirtualnego substytutu rzeczywistości, Bóg jest i objawia się w miejscach i osobach niezwykłych. Przychodzi i daje nam szansę pójścia za.

Polę spotkałem dzięki wielu okolicznościom, które dopiero teraz, po jej śmierci, potrafię odczytać jako ciąg zależnych i chronologicznych zdarzeń, które dotykały nie tylko mnie, ale i moich bliskich. Także inne spotkane w tym czasie osoby wydają mi się wybrane i starannie dobrane do tego, co się wydarzało.

Spotkanie przeze mnie Ruchu ponad trzy lata temu oraz zapotrzebowanie na zaangażowanie się Ruchu w gest charytatywny też nie były przypadkowe, bo z niezwykłą precyzją, w gąszczu spraw codziennego życia, trafiły w sedno poszukiwań odpowiedzi na moje trudne życiowe pytania. Warto dodać, że inicjatywa w tych sytuacjach nie była moja i pojawiała się nieoczekiwanie.

Wspomniany gest charytatywny polegał w dużym uproszczeniu na towarzyszeniu Poli i jej rodzicom, w miarę możliwości fizycznym – w co zaangażowała się grupa kilku osób – ale także przez pamięć i modlitwę, którą podjęła cała wspólnota.

Wspominając dzisiaj ostatni rok, jestem przekonany, że Pola przez dziecięce wzrastanie, mimo że okupione okrutnym wysiłkiem i bólem, dała swoim rodzicom pełnię radości, stała się najcenniejszym owocem i jednocześnie niewyczerpanym spoiwem ich jedności. Dla mojej córki Pola była i jest najbliższą i prawdziwą przyjaciółką, z którą przeżyły niezwykłe i tajemnicze przygody. Dla mojej rodziny stała się nową i niekwestionowaną Obecnością. Dla wielu osób, także z Ruchu, stała się inspiracją do odkrywania czystego piękna i prawdziwej wartości życia. Przez dziewczęcą urodę i dziecięcą radość życia, przez męstwo i pokorę w cierpieniu, przez chrzest św., którego byliśmy świadkami, przez krzyż jej i jej rodziców, którego ciężaru nie potrafimy sobie wyobrazić, oraz przez okoliczności jej śmierci, Pola zaświadczyła o żywej obecności Chrystusa tu i teraz. Dla mnie Pola była żywą Obecnością.

W niedzielę 12 października, gdy Pola zamieszkała w domu Pańskim po najdłuższe czasy, w niebie była radość i wesele. Dla mnie ten dzień, mimo smutku z powodu utraty bliskiej osoby, przyniósł przejmujące zdumienie Obecnością, której doświadczyłem. Tego dnia cały Kościół śpiewał Psalm 23. Do tamtej pory nie zdawałem sobie sprawy, jak blisko był Chrystus, którego mogłem nawet przytulić.

Witek, Kraków