Jak żyć?

Byłam smutna. Nie podejmowałam drogi, o której po raz kolejny przypomniał nam ksiądz Carrón. Czekałam na cud, wykluczając trud

Mała podwarszawska miejscowość – Kanie Helenowskie. Co skłoniło 20 osób z różnych stron Polski do wybrania się w drogę, która w niektórych przypadkach nie obyła się bez przeszkód? Jechałam na to spotkanie pełna nadziei – chyba jak każdy z nas. Nadziei na to, że coś się w moim życiu zmieni. Pragnienie może niekonkretne, ale bardzo proste. I stało się. Stało się więcej, niż mogłam sobie wyobrazić.

Punkt 30. encykliki Lumen Fidei, nad którym w naszej krakowskiej wspólnocie pracowaliśmy właśnie w tygodniu poprzedzającym rekolekcje CLU, uznaje widzenie i słuchanie za narzędzia wiary. W te kilka dni zarówno słuchanie, jak i widzenie stało się dla nas faktem. „Słuchaliśmy” lekcji księdza Carróna, przywoływanych przez niego doświadczeń, a w czasie wizyty w domu rodziny Agnieszki i Piotrka Szularów mogliśmy „zobaczyć”. To jest jasny dowód na to, że w Ruchu mamy wszystko, co pomaga nam uwierzyć, a narzędzia, z których korzystamy, nie są oderwane od nauki Kościoła.

Dla mnie samej rekolekcje były czasem, w którym uświadomiłam sobie, jak bardzo uległam redukcji, poniekąd także z własnej winy. Teraz, na ostatnim roku studiów, kiedy mam dużo wolnego czasu, czułam się nieprzydatna, niepotrzebna. Za wszelką cenę szukałam zadań, które pozwoliłyby mi potwierdzić moją wartość. Dodatkowo stałam w miejscu, wyobcowana z otaczającej mnie rzeczywistości. Byłam smutna. Nie podejmowałam drogi, o której po raz kolejny przypomniał nam ksiądz Carrón. Czekałam na cud, wykluczając trud.



Po tym, czego doświadczyłam w trakcie tego spotkania, na pytania: jak żyć? i czy warto zadawać sobie to pytanie po raz kolejny?, odpowiadam jednoznacznie: tak. Potrzebuję ciągle zadawać sobie te pytania i odnajdywać na nie odpowiedź, po to, żeby żyć. Teraz, po powrocie, widzę różnicę w moim spojrzeniu na to, co mnie otacza. Zauważam moje pragnienia i chcę za nimi podążać. Doświadczam tego, czego doświadczały osoby historycznie współczesne Jezusowi, Jego spojrzenia, które mnie przebudziło, po raz kolejny.

„Żeby była taka noc, kiedy myśli mkną do Boga, żeby były takie dni, że się przy Nim ciągle jest. Żeby był przy tobie ktoś, kogo nie zniechęci droga, abyś plecak swoich win stromą ścieżką umiał nieść”. Ciągle mam w pamięci wieczór wspólnych śpiewów. Odnalazłam tę piosenkę, ale kiedy jej słucham sama, odczuwam brak. Żeby iść, potrzebuję Waszego towarzystwa. Dziękuję za ten czas.

Paulina, Kraków