Trudny dar
Wakacje spędzone z przyjaciółmi, leżenie w łóżku i zainstalowanie windy, dzięki której może częściej bywać w kościeleTegoroczne wakacje spędziłam z moją córką Krysią i całą wspólnotą CL w Ustroniu. Były to pierwsze wakacje spędzone z przyjaciółmi z Ruchu. Na zawsze pozostaną one w naszej pamięci jako piękny dar.
Krysia „leży w łóżku” już 53 lata. Gdy inni patrzą na nas, myślą, że spotkało nas wielkie nieszczęście. Ja przyjmuję życie Krysi jako łaskę. To jest dar trudny do uniesienia, ale Pan przygotowywał mnie do jego przyjęcia od najmłodszych lat. Urodziłam się na Wołyniu w Starej Hucie wczesną wiosną 1939 roku, tam spędziłam też czas wojny. Miałam sześcioro rodzeństwa. W 1945 roku z całą rodziną przyjechałam na Zachód i osiedliłam się w Gałowie koło Wrocławia. Ukończyłam siedem klas szkoły podstawowej. Od najmłodszych lat pomagałam rodzicom w gospodarstwie rolnym. Wykonywałam bardzo ciężkie fizyczne prace. Gdy skończyłam 20 lat, wyszłam za mąż. Urodziłam siedmioro dzieci – dwie córki i pięciu synów. Krysia jest drugim dzieckiem z kolei. Gdy miała trzy miesiące, zachorowała na zapalenie opon mózgowych i rdzenia kręgowego. Wtedy Pan spojrzał na mnie w szczególny sposób. Bardzo gorąco modliłam się o życie dla Krysi. Prosiłam Pana Boga, by pozostawił ją przy życiu „obojętnie, jaka będzie”. Pan mnie wysłuchał. Dar, który mi ofiarował, przyjęłam z wielką pokorą i radością i tak przyjmuję go do dziś. Krysia z roku na rok rozwija się umysłowo i duchowo. Chociaż nasze życie rodzinne obfitowało w różne trudne chwile, to im więcej było trudności, tym więcej było modlitwy, a Krysia przywoływała mnie do niej.
Z chwilą, gdy moje zdrowie zaczęło podupadać, Pan Bóg postawił na mojej drodze księdza Józefa Adamowicza i księdza Andrzeja Białka oraz lutyńską wspólnotę CL, a w niej Piotra i Bożenkę Szarów. Od tego czasu nasze życie zaczęło rozkwitać. Wspólne spotkania, wyjazdy do Częstochowy, wakacje w Krynicznie wypełniły nasze życie radością, zwłaszcza Krysia poczuła się potrzebna. Od tamtej chwili z roku na rok powiększa się grono naszych przyjaciół.
W 1995 roku zmarł mój mąż. Dzieci założyły własne rodziny i zostałyśmy same z Krysią. Razem wypełniamy dany nam czas modlitwą, od 2007 roku w Bractwie CL. Poznałyśmy Miłosza i Jacka, którzy zatroszczyli się o to, by Krysia miała windę, dzięki której może częściej bywać w kościele i na spacerach.
Codziennie dziękujemy Panu Bogu za dar wspólnoty i staramy się go pielęgnować, modląc się za cały Ruch CL w Polsce i na świecie.
Irena, Lutynia