Zobaczyć piękno, które się wydarza
3/2011 (Miłosz - spotkanie z Davide Biasonim)ZOBACZYĆ PIĘKNO, KTÓRE SIĘ WYDARZA
„Nie chcę rozmawiać o problemach, których na pewno macie wiele. Wolałbym pomówić o tym, co pięknego i poruszającego wydarzyło się ostatnio w Waszym życiu” – tymi słowami Davide Biasoni, odpowiedzialny w ruchu Comunione e Liberazione (Komunia i Wyzwolenie) za Europę rozpoczął spotkanie polskiej diakonii w sobotę, 14 maja, we Wrocławiu. Po takim wstępie Davide opowiedział o swoim pobycie w Rzymie z racji beatyfikacji Jana Pawła II. Wspomniał o poruszającym świadectwie „ludu”, który przybył z całego świata; o wielu, bardzo wielu Polakach zrodzonych i zjednoczonych przez świadectwo życia naszego wielkiego Rodaka; o tym, że udział w tych wydarzeniach sprawił, że potem nawet jedzenie obiadu w restauracji nie było już banalną czynnością. Davide przyjechał do nas z własnej inicjatywy, skontaktował się z nami, proponując jedyny wolny termin, jakim dysponował. Jako odpowiedzialny za Europę po raz pierwszy odwiedził nas rok temu razem z księdzem Andreą D’Aurią w Warszawie. Wcześniej, mniej więcej 18 lat temu, jako student towarzyszył polskim studentom, a przyjaźnie z tamtych lat, na przykład z Markiem Biernackim i jego rodziną, przetrwały do dziś.
Swojego rodzaju kontynuacją diakonii było otwarte dla wszystkich spotkanie pytań, które odbyło się w sobotę popołudniu w Auli Jana Pawła II na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Po tym jak Davide i ksiądz Jurek zaprosili wszystkich do zadawania pytań, zapadła długa cisza. Przerwała ją Anette Murdzek, opowiadając o „sztywnej” kolacji z królem Szwecji i prezydentem RP w Warszawie, w której wzięła udział, towarzysząc mężowi Wojtkowi, prezydentowi Świdnicy. Pozostały mi w pamięci jej słowa, które dotyczyły tego, o czym myślała przed tą kolacją: „Panie Boże, jeśli stawiasz mnie w takim miejscu,to na pewno czegoś ode mnie oczekujesz, daj mi rozpoznać, co to jest”. Po czym opowiedziała o rozmowie ze swoim sąsiadem, zasiadającym obok niej za królewskim stołem, biznesmenem z międzynarodowej korporacji, który powiedział jej o swojej potrzebie poszukiwania w życiu „czegoś więcej”.
Wiedząc, że Davide ma liczną rodzinę, oraz znając jego zaangażowanie w życie Ruchu (przez wiele lat był także wizytatorem w Słowenii), zadałem pytanie, które nurtowało mnie i moją żonę Natalię: jak pogodzić życie rodzinne z pracą, a „do tego” jeszcze z zaangażowaniem w życie Ruchu? Rozmawiałem o tym z Davide już podczas diakonii, ale pytanie powtórzyłem na spotkaniu, aby usłyszeć pełną odpowiedź. No i właśnie wszystko rozbija się o to, co kryje się za sformułowaniem „a do tego”. Jeśli moje zaangażowanie w życie Ruchu jest czymś dodatkowym, co „muszę” jeszcze zrobić oprócz wszystkich innych rzeczy, to prędzej czy później zabraknie mi sił albo zacznę wydzielać: trochę czasu dla Ruchu, trochę dla rodziny, trochę dla pracy itd. Nie jest jednak możliwe znalezienie „złotego środka”, by wszystko pogodzić. Jeśli Ruch jest tym wyjątkowym miejscem, częścią Kościoła, w którym dane mi jest rozpoznawać obecność Pana, jeśli jest miejscem, w którym zostaję przytulony i przygarnięty, to całe moje życie planuję już z tą perspektywą, biorę ją pod uwagę, podejmując każdą decyzję. Nie oszczędza mi to problemów i trudu, ale wtedy właśnie moje życie może być spójne, wtedy staje się prawdziwą drogą. Otwartość serca, o którą błagam w modlitwie, może mnie uwrażliwiać na Piękno, które obiektywnie się wydarza; bez prostego serca mogę Go zwyczajnie nie dostrzec. Chcę błagać o Jego obecność, bo tylko ona może dać mi siłę i wielkie serce do zaangażowania w rzeczywistość i odrzucenia sceptycyzmu z mojej listy problemów i spraw do załatwienia.
Miłosz, Wrocław