Pēteris Vasks, urodzony w 1946 r. w Aizpute na Łotwie

Szeptem

„Jak wyrazić niewyrażalne?” Pytanie i droga Pēterisa Vasksa, Łotysza, jednego z największych żyjących kompozytorów. Wychowany w ateistycznym sowieckim reżimie słynie na całym świecie ze swoich utworów religijnych (z „Tracce” lipiec/sierpień)
Luca Fiore

„Nie straciłem zdolności zdumiewania się ani cieszenia pięknem świata, który dał nam Bóg. Ogień, który płonie we mnie, jeszcze nie zgasł”. Pēteris Vasks, 76 lat, Łotysz, należy do najwybitniejszych żyjących kompozytorów, a jego muzyka jest wykonywana na całym świecie przez wielkie orkiestry i znanych solistów. Jego nazwisko jest często kojarzone – nie tylko ze względu na geograficzną bliskość, ale też ze względu na stylistyczną wrażliwość – z nazwiskiem jego estońskiego kolegi Arvo Pärta, gwiazdy współczesnej muzyki klasycznej. Dziwny jest los tych dwóch kompozytorów, do których można by dodać Ukraińca Wałentyna Silwestrowa, urodzonych, dorastających i ukształtowanych artystycznie pod ateistycznym reżimem sowieckim, a dziś słynących przede wszystkim z dzieł o tematyce religijnej.
Vasks w 2022 roku otrzymał Europejską Nagrodę muzyki sakralnej, przyznawaną od 1999 roku podczas Festiwalu Schwäbisch Gmünd, odbywającego się w niemieckim miasteczku Badenia-Wirtembergia. W sobotę 16 lipca odbył się koncert na jego cześć, podczas którego została wykonana jego Msza na chór mieszany i orkiestrę smyczkową, Pater Noster na chór i orkiestrę smyczkową oraz modlitwa o pokój The Fruit of Silence („Owoc ciszy”) na chór mieszany. Posłuchajcie tych utworów, wszystkie można znaleźć na Spotify. Tylko w ten sposób zrozumiecie, kim jest Pēteris Vasks.
„Jestem synem protestanckiego pastora. Mieszkaliśmy w Aizpute, wiosce położonej w prowincji Kurlandii, w pobliżu zachodniego wybrzeża Morza Bałtyckiego” – opowiada „Tracce” kompozytor. Jego rodzina kochała muzykę, ojciec był potężnym tenorem i grał na różnych instrumentach, matka śpiewała wysokim i delikatnym sopranem. Siostry grały na fortepianie, mały Pēteris – na skrzypcach. Rodzina Vasksów kontynuowała XIX-wieczną tradycję prywatnego koncertowania. Nawet sala kościelna, gdzie ojciec głosił kazania, często wypełniała się dźwiękami głosów i instrumentów.

Kompozytor opowiada o swoim dzieciństwie jako o prostym życiu, z którym muzyka była powiązana organicznie. „W kościele, do którego chodziłem, kiedy byłem mały, widniał napis składający się z trzech słów: «Bóg jest miłością» – wyjaśnia. – Moja muzyka jest przekazem komunikującym miłość i światło. W to wierzę w życiu i w mojej pracy artystycznej. I będę powtarzał to do ostatniego mojego dnia”. Nie było łatwo być synem kaznodziei w radzieckiej Łotwie, gdzie religia uchodziła za najbardziej niebezpiecznego wroga reżimu, a kościoły przekształcano w stajnie albo muzea ateizmu. Pēteris nie mógł zapisać się do Akademii Muzycznej w Rydze, gdzie chciał uczyć się gry na skrzypcach. Został przyjęty tylko do podstawowej szkoły muzycznej, gdzie zaprzyjaźnił się ze swoim rówieśnikiem Gidonem Kremerem, dziś jednym z najwybitniejszych światowych solistów, któremu kompozytor zadedykował jedno ze swoich najsłynniejszych dzieł: Tala Gaisma („Dalekie światło”). Aby móc kontynuować swoje kształcenie, musiał wyemigrować na Litwę, gdzie został zmuszony do wyboru innego instrumentu: kontrabasu. Wstąpił do Filharmonii Litewskiej. Udało mu się wrócić do ojczyzny w 1973 roku, aby zapisać się na Akademię Muzyczną w Rydze i uczęszczać na kursy kompozycji Valentina Utkina. Pierwszej publikacji swojego dzieła doczekał się dopiero w latach pierestrojki.

„Trzy kraje bałtyckie, Łotwa, Litwa i Estonia, zostały wchłonięte i okupowane przez Związek Radziecki przez 50 lat – wyjaśnia Vasks. – Aby przetrwać dziesięciolecia ucisku, upokorzenia, biedy i brutalnej rusyfikacji, musieliśmy stawiać opór na wszystkie możliwe sposoby i zachować wiarę w wolność. Ludzie kultury, w krajach bałtyckich wiele zrobili dla naszych narodów, pomimo cenzury. I to pozwoliło nam przetrwać. Dotyczy to również kompozytorów. Mieliśmy przywilej pisania muzyki instrumentalnej, którą ze względu na jej naturę trudniej cenzurować”.
Według holenderskiego pisarza Jana Brokkena, który w swojej książce Bałtyckie dusze opowiada o życiu Vasksa, jedną z jego pierwszych godnych uwagi kompozycji jest Gramata Čellam Solo („Książka na wiolonczelę solo”). Pochodzi z 1978 roku i jest utworem politycznym. Brokken pisze: „Vasks chciał opowiedzieć, jak wyglądało życie po tej stronie żelaznej kurtyny. Co się działo, kiedy jednostka sprzeciwiała się reżimowi, ktoś taki jak on, kto nie chciał stracić swoich ideałów i chciał wierzyć w potęgę i siłę miłości”. Dzieło jest podzielone na dwie części: Fortissimo (Marcatissimo) i Pianissimo (Dolcissimo). Pierwsza jest mocna, ostra, niegrzeczna, agresywna, z dramatycznym punktem kulminacyjnym. Druga jest katharsis, oczyszczeniem. Pisarz kontynuuje: „Niekończąca się pieśń oświetlana promiennym dzieciństwem. Jak wyrazić to, co niewyrażalne? Zadaje sobie pytanie Vasks. Jak wychwalać najpotężniejszą siłę świata, miłość? Mit leiser Stimme – brzmi odpowiedź. Szeptem”. Istnieje przejmująca interpretacja tego utworu w wykonaniu argentyńskiej wiolonczelistki Soli Gabetta, której nie było jeszcze na świecie, kiedy powstawała Gramata Čellam Solo. Solistka w przejmującym finale utworu akompaniuje linii melodycznej instrumentu swoim śpiewem, nadając jeszcze bardziej ludzki charakter temu hymnowi do wolności.

Sol Gabetta, argentyńska wiolonczelistka, wykonawczyni Gramaty Čellam Solo Vasksa

Muzyka była wówczas na służbie, ale czy może służyć jeszcze dzisiaj? „Żyjemy w ciemnej epoce. Świat staje się coraz bardziej niezrozumiały – zwierza się Vasks. – Grzęźnie coraz bardziej w materializmie. Nienawiść między ludami, narodami i krajami, przekształciła się w wojnę w Europie. Z tego powodu moje przesłanie jako kompozytora powinno wibrować coraz bardziej, powinno pomagać w dostarczaniu światła. Naprawdę wierzę, że muzyka ma moc, by uczynić nas bardziej otwartymi na miłość”. Jeśli zapytamy kompozytora, jaka jest jego największa troska jako artysty, Vasks odpowiada, że ​​wszyscy znajdujemy się w obliczu alternatywy: „Zadowolić się wygodnym dobrobytem albo opowiedzieć się po stronie wiecznych wartości. Pozostawanie pomiędzy nie jest już opcją. I dotyczy to wszystkich, nie tylko tych, którzy tworzą muzykę”.
W jednym z wywiadów określił siebie jako członka ruchu nacjonalistycznego w swoim kraju. Nawet jeśli dzisiaj „nacjonalista” jest złowrogo brzmiącym słowem. „Moja mała i piękna ojczyzna nad brzegiem Bałtyku bardzo cierpiała. Dla mnie Łotwa jest bardzo ważna i jestem gotów oddać życie za niepodległość mojego kraju. Czy jestem nacjonalistą? Czy Ukraińcy, którzy dziś się poświęcają, którzy walczą o swój kraj i bronią go kosztem swojego życia, są nacjonalistami? Czy też może nacjonalistami są rosyjscy zbrodniarze wojenni, którzy wykonują rozkazy Putina, mówią o Ruskim mirze (rosyjskim świecie) i niszczą Ukrainę bez litości? Dzisiaj zadaję sobie pytanie: gdzie się zgubiliśmy, próbując zrozumieć koncepcję nacjonalizmu?”.
Przychodzi na myśl krótkie nagranie z jego kolegą, ukraińskim kompozytorem Wałentynem Silwestrowem, który po przybyciu do Berlina po trwającej trzy dni ucieczce przed bombardowaniem Kijowa, wykonuje na fortepianie muzykę skomponowaną w autobusie, w samochodzie, podczas oczekiwania na granicy. Białoruski reżyser Witalij Aleksiejenok, który przyjął go w stolicy Niemiec i nakręcił to krótkie wideo, napisał na Facebooku: „Po wykonaniu utworu, powiedział nam: «To wspaniałe, wszystkie te dni były takie przerażające, a w mojej głowie cały czas była taka spokojna muzyka»”.
Także Vasks, podobnie jak Pärt i Silwestrow, należy w całości do awangardy muzycznej, która w XX wieku rozsadziła struktury melodyczne, ale jednocześnie jest zdolna do bardzo słodkich melodii i, jak zauważa Brokken, musi nawet uważać, by całe to piękno nie stało się nudne. Vasks twierdzi, że nie aspiruje do l’art pour l’art, (sztuki dla sztuki), ale do l’art pour l’homme (sztuki dla człowieka). Dla niego oznacza to, że muzyka nie może być oddzielona od tego, co dzieje się w społeczeństwie. Widać to było w jego pierwszej symfonii, napisanej w 1991 roku, którą zatytułował Głosy, odnosząc się do tych, którzy ustawili się w 1989 roku na odcinku 650 kilometrów, tworząc bałtycki łańcuch, z Tallina do Rygi i z Rygi do Wilna: to była śpiewająca rewolucja, która widziała, jak dwa miliony osób bierze się za ręce i śpiewa, by prosić o niezależność trzech republik. A jednak zdumiewa fakt, że źródłem inspiracji dla Vasksa nie są tyle bieżące wydarzenia , te, które stają się historią, co raczej odgłosy natury. Płynąca woda, szelest liści na drzewach, śpiew ptaków. „Natura jest najwspanialszym arcydziełem Stwórcy. Mój entuzjazm wywołany tym, co nas otacza, zwiększa się z roku na rok. Co za gama, jakież bogactwo: od najmniejszego kwiatka po gwiazdy na niebie! Tak, natura jest moją największą inspiracją”.

Relacja na miarę człowieka religijnego, który z biegiem lat prawdopodobnie oddalił się od wrażliwości czy też sposobu bycia protestanckiego kaznodziei, jakim był jego ojciec, któremu – i z pewnością nie jest to przypadek – Vasks poświęcił po jego śmierci Pater Noster po łacinie, w języku Kościoła katolickiego. Wciąż coraz częściej wybierał do swoich kompozycji język kościelny par excellence. „Pisałem do tekstów łotewskich, brytyjskich i niemieckich. Magię łaciny odkryłem, pisząc Dona nobis pacem na chór i orkiestrę. Dona nobis pacem – tylko trzy słowa, ale jakaż wszechwieczna potęga! Łacińskie teksty religijne mają długą historię. Od wieków kompozytorzy wyrażali swoje modlitwy w tym języku. W ostatnich latach próbowałem zrobić to samo także ja”.
Ale czego poszukuje Pēteris Vasks w swojej pracy dzisiaj, mając 76 lat? I czy kiedykolwiek znalazł to, za czym podążał przez całe życie? „Szukam swojej drogi. Tak, aby moje przesłanie miłości i pokoju było głoszone poprzez muzykę. Pragnę karmić duszę tego, kto słucha, w świecie, który nie ma już wiary ani ideałów. Myślę, że ją znalazłem. Oczywiście zawsze jest pytanie: czy ta droga nie będzie zbyt szeroka? Czy może powinienem znaleźć inną?”.