Zanurzeni w świecie
„Życie bez strachu w dobie niepewności”. Przedstawiona podczas Meetingu wystawa poświęcona sekularyzacji zrodziła się z przyjaźni, która patrzy na nasze czasy bez cenzurowania czegokolwiek („Ślady” nr 5/2021)Meeting w Rimini. Pawilon B3. Duży ekran trzeciej „sali” wygasa, pozostaje tylko zdanie księdza Giussaniego: „Nie jestem w stanie znaleźć innego wskaźnika nadziei, jeśli nie pomnażanie się liczby tych osób, które są obecnością. Pomnażanie się liczby tych osób; oraz nieuniknioną sympatię między nimi”. Wystawa audiowizualna „Żyć bez strachu w dobie niepewności” zakończyła się. Przy wyjściu Alessandra Gerolin, Pia De Simone, Alessandro Rovati i Samuele Busetto – młodzi wykładowcy filozofii i kuratorzy wystawy – czekają na zwiedzających. Podchodzi jakiś pan. „Ostatnio mój syn powiedział mi o sobie coś, co jest dla mnie skandalem. Wychowawczą porażką. Wystawa pokazała mi, że mogę patrzeć na tę sytuację nie jak na wyrok. Pragnę stawać wobec niego i jego potrzeby pełnej człowieczeństwa. Dziś rozpoczyna się pewna droga”. Kilka tygodni później znajoma, która oglądała wystawę zdalnie, zadzwoniła do Samuele, wykładowcy filozofii w Treviso: „Dziękuję za wykonaną pracę. Poczułam tę samą «niewypowiedzianą i wszechogarniającą wibrację», która pochwyciła mnie w spotkaniu z Ruchem i która jako jedyna jest w stanie mnie podnieść”. SMS-y, rozmowy tego typu pojawiały się nawet po zakończeniu tygodnia w Rimini. „Prawie niewytłumaczalny nadmiar człowieczeństwa. Coraz bardziej rozumiałem, że to nie było coś naszego. Pan działał w tajemniczy sposób. Było to bardziej dzieło naszych rąk” – mówi Alessandro, dziekan wydziału teologii w Belmont Abbey College w Północnej Karolinie.
Ale co znajduje się u początków tej pracy, która poruszyła i wciąż porusza człowieczeństwo tak wielu osób? Pewna przyjaźń, „nieunikniona sympatia między nimi”. Od samego początku. W październiku 2019 roku Charles Taylor, emerytowany profesor filozofii na Uniwersytecie McGill w Montrealu, przyjechał do Rzymu w związku z przyznaniem mu Nagrody Ratzingera. Dla Alessandry, wykładającej filozofię moralną na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie, była to okazja, by ponownie zobaczyć się z kanadyjskim filozofem. Pierwszy raz spotkali się w 2015 roku, również w stolicy, podczas konferencji i wtedy zaciekawiony chciał uczestniczyć w audiencji papieskiej dla Ruchu. Siedząc na stopniach placu św. Piotra, powiedział: „Jeśli dobrze zrozumiałem, wszystko to zrodziło się z przyjaźni między pewnym księdzem a kilkoma młodymi ludźmi”.
Razem z Pią, przyjaciółką a teraz wykładowczynią filozofii starożytnej w Trewirze w Niemczech, Alessandra zaprosiła Taylora i Carróna na kolację. Obydwaj prowadzili bardzo bogaty dialog, zbieżny w dwóch kwestiach: chrześcijaństwo nie jest zbiorem zasad, ale służy do tego, by żyć, a sekularyzacja jest wielką szansą, by zweryfikować naturę swojej potrzeby oraz by odkryć naturę wiary. „Z tego, co mi opowiadacie, żyjecie tym, o czym ja mówię jako wykładowca. Wspaniale byłoby zakomunikować to ludziom” – powiedział w pewnym momencie Taylor. „Byłoby wspaniale, gdyby podczas Meetingu została zorganizowana wystawa poświęcona tym zagadnieniom” – rzuciła wówczas Alessandra. „Tak, spróbujmy wykonać tę pracę” – brzmi odpowiedź Carróna. Wymiana zdań przy stole trwała maksymalnie 40 sekund.
Pia i Alessandra składają propozycję Samuelowi i Alessandro. Łączy ich przyjaźń zawiązana na Uniwersytecie Katolickim w ramach doświadczenia Ruchu, która doprowadziła ich do spotkania – w Oksfordzie i Cambridge – z wielkimi intelektualistami ze świata anglikańskiego; intrygowało ich to, jak oni żyli chrześcijaństwem. Był wśród nich Rowan Williams, były arcybiskup Canterbury. Nazwisko to pojawiło się podczas tamtej kolacji „ze względu na jego fascynujące stanowisko wobec rzeczywistości” – opowiada Alessandra.
Krąg pracy poszerza się o dwójkę kanadyjskich przyjaciół: Kirsten Gfroerer i Aarona Richesa. Wybucha pandemia i odbywają się kolejne spotkania na Zoomie: między nimi, a także z Carrónem, Taylorem i Williamsem. Są to intensywne dialogi. „Ze względu na percepcję rzeczywistości, jaką mają. Ze względu na ich spojrzenie pełne «sympatii» do człowieka” – wyjaśnia Pia. Prace postępują naprzód wraz ze wskazaniem słów–kluczy, dla których punktem wyjścia jest sekularyzacja: wolność, człowieczeństwo, pełnia, nadzieja, pragnienie… Stają się one osią wywiadów z trzema rozmówcami oraz budowy struktury wystawy. Pia wspomina: „Myśleliśmy o klasycznych panelach z cytatami poetów, pisarzy, może o refrenie jakichś piosenek, aby udokumentować to, co nam powiedzieli. A tymczasem…”. Zaczynają wypytywać o opinię niektórych badaczy. Wreszcie ich przyjaciel teolog prowokuje ich: „Ale kto teraz czyta panele? Trzeba stworzyć wystawę zanurzającą. Nagranie. Posłuchajcie piosenek, przy których bawią się nastolatkowie, to są nowe psalmy XXI wieku. Spróbujcie”.
To jest całkowity przewrót. Nie szukają już potwierdzeń, ale podejmują wyzwanie: opowiedzieć o spojrzeniu, które dzisiaj jest w stanie objąć pytania wszystkich. A odpowiedź znajduje się w rzeczywistości. „Odkrywaliśmy, że w każdej ekspresji, nawet najbardziej ekstremalnej, znajduje się ten element nieredukowalności człowieczeństwa, którego nic nie jest w stanie zarysować, istnieje pragnienie pełni, którego żadna instytucja ani reguła nie jest w stanie wyczerpać” – kontynuuje Pia. Stopniowo wystawa nabiera kształtów. Pomysł paneli jest więcej niż przestarzały, w miejsce tego pojawiają się trzy nagrania, w których Carrón, Taylor i Williams opowiadają o sobie i o swoim spotkaniu z chrześcijaństwem, prowadzą dialog z rzeczywistością widzianą za pośrednictwem obrazów, klipów filmowych, seriali telewizyjnych i piosenek. Nic nie zostaje wykluczone. Słowa wolność, nadzieja, człowieczeństwo stają się twarzami, które przemawiają, krzyczą, poszukują. Kiedy Samuel ogląda na komputerze nagranie z opowiadającym o sobie transseksualistą, myśli: „Ma on w sobie tę samą potrzeba pełni, co ja”. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej moralistycznie ostemplowałby tę egzystencję jako owoc błędnego wychowania, społeczeństwa znajdującego się na krawędzi. „Z takim spojrzeniem sekularyzacja została już pokonana” – mówi Alessandra. Albo raczej staje się „powołaniem, wezwaniem Boga, który zaprasza nas, byśmy weszli w nową głębię relacji z Nim i ze światem” – jak powiedział Williams podczas spotkania w czasie Meetingu.
W kwestii realizacji pomysłu proszą o pomoc swojego przyjaciela Massimo Bernardiniego, autora programów telewizyjnych i prezentera, oraz jego syna Matteo, którzy proponują, by całość wyreżyserowała Giulia Sodi. „Spotkanie z nimi było fundamentalne – kontynuuje Samuele. – Przede wszystkim Giulia prosiła o wyjaśnienia we wszystkich kwestiach. Nie przepuściła ani jednej”.
Półtora roku pracy pośród osobistych historii każdego z nich. Trzy miesiące poprzedzające Meeting są dla Alessandry najtrudniejsze. W ciągu dnia pracuje i opiekuje się chorym ojcem, wieczorem koordynuje przygotowania do wystawy. „Kiedy czytałam tytuł, otwierając plik, zastanawiałam się: czy dla mnie jest to prawdziwe? Co pozwala mi żyć bez strachu, z nadzieją?”. Tata zmarł w niedzielę podczas Meetingu. „Pomyślałam: szczęśliwy on, patrzący na Tego, którego my poszukujemy także w tym tygodniu. Poczułam się przepełniona nieoczekiwaną radością i wdzięcznością”.
Kiedy żydowskie wspólnoty z Gastonii i Charlotte proszą Alessandro o zorganizowanie spotkania na temat dialogu międzyreligijnego, proponuje widywać się co dwa tygodnie, aby czytać wspólnie teksty obydwu religii na konkretny temat. „Spojrzenie pełne zaciekawienia, którego doświadczałem podczas przygotowań do wystawy, sprawiało, że byłem pełen pytań”. Konferencja się odbyła. „Ale najdroższą rzeczą, którą zabieram do domu, jest trwająca wciąż przyjaźń”.
Wiadomość o wystawie wykracza poza granice Włoch i przyjaciele ze wspólnoty moskiewskiej postanawiają przygotować do niej podpisy po rosyjsku. Kilka tygodni później pewien prawosławny ksiądz z obwodu donieckiego, obszaru spornego dla Rosji i Ukrainy, pyta: „Czy mogę rozpowszechnić to nagranie między ludźmi? To pomogłoby zmierzyć się z tragiczną sytuacją, którą przeżywamy”.
Ostatniego dnia Meetingu jakiś chłopiec, przyklejony do swojego telefonu komórkowego, podąża za rodzicami zwiedzającymi wystawę. Kiedy docierają do drugiego „pokoju”, podnosi wzrok na duży ekran i widzi ich – to są jego ulubieni raperzy. Zwraca się do starszego brata i prosi o słuchawki. Obraz się zmienia, ale nie oddaje już słuchawek, aż do ostatniego „pokoju”, łącznie z końcowymi napisami. Forget your perfect offering („Zapomnij o swojej idealnej ofierze”), śpiewa Leonard Cohen w ostatnim nagraniu. „Zapomnij, że twoja rzeczywistość musi być «właściwa». Nie muszę jej naprawiać, żeby zaoferować ją innym. Mogę patrzeć na nią w całości” – mówi Samuel. To jest wyzwanie tej wystawy.