Edgar Lee Masters. „Rozwiejcie magię”
Jego metoda pisania rozgrywa się między oczekiwaniem a objawieniem. Jest to także klucz do jego wierszy. Podróż po Antologii Spoon River, której wersy rozbrzmiały podczas Rekolekcji BractwaByła to stara książka z białą okładką w czerwone paski: Edgar Lee Masters, Antologia Spoon River. Wpadła mi w ręce, gdy byłem dzieckiem. Zauważyłem wtedy, że mój ojciec podarował ją mojej mamie, zanim przyszedłem na świat, pisząc niezrozumiałą dedykację: „Dla twoich pomarańczowych oczu”. Zacząłem przekartkowywać tom. Niewiele rozumiałem, ale zafascynował mnie spis treści, który składał się z serii imion i nazwisk. Może za sprawą tego dziwacznego sformułowania – pomarańczowe oczy – przeczuwałem, że te wiersze miały coś wspólnego z tajemnicą, z pamięcią, z tym, że każde pojedyncze życie jest niezwykłe.
Edgar Lee Masters (1868–1950) opublikował Antologię Spoon River w 1915 roku, stawiając sobie za cel „przedstawienie makrokosmosu, wychodząc od mikrokosmosu”. Publikacja, która odniosła ogromny sukces, składa się z 244 epitafiów, przepisanych zgodnie z zamysłem autora z cmentarza Spoon River, fikcyjnej wioski położonej na amerykańskim Środkowym Zachodzie. Są to krótkie wiersze, w których umarli przemawiają w pierwszej osobie. Niektóre teksty splatają się ze sobą, tworząc 19 historii przewijających się przez cały zbiór. Masters był prawnikiem i czerpał inspiracje ze swojej pracy, wraz z niepowodzeniami, kłótniami, kłopotami, codziennością utkaną z lęków i nadziei. Później porzucił zawód prawnika na rzecz pisania. Stworzył ponad 50 dzieł, podobnie dużo napisał przed Antologią. Ale nie udało mu się powtórzyć sukcesu Antologii i zmarł w biedzie, tak jak wielu jego bohaterów.
Książka pełna jest bankrutów, szaleńców, pijaków, a także zwykłych ludzi i światłych umysłów. Pojawiają się najróżniejsze zawody: lekarz, artysta, żołnierz, sędzia, modystka, chemik, nauczycielka, praczka, poeta i wielu innych. Obecne są osoby w każdym wieku, od nienarodzonego jeszcze dziecka po Lucindę Matlock, która zmarła w swoim pokoju w wieku 96 lat i tak oto podsumowuje swoje przepełnione łaską życie: „Przędłam, tkałam, zajmowałam się domem i chorymi, / uprawiałam ogród, a w święta / wędrowałam przez pola – gdzie nucił skowronek / nad Spoon River – aby zbierać muszelki, / różne kwiaty i zioła, / krzycząc do zalesionych wzgórz, śpiewając zielonym dolinom”* (s. 230).
W wierszach przeplatają się dwa nurty: z jednej strony każdy mężczyzna i każda kobieta dołączają do wspólnoty na zasadzie bliskości lub przeciwieństwa; z drugiej zaś każdy opowiada o swoich indywidualnych i niepowtarzalnych losach. Jak w blasku lampy w każdym epitafium wyróżnia się jakiś decydujący dla życia gest, słowo, myśl.
Sądzę, że głębsze znaczenie wykracza poza refleksję moralną autora, ale polega właśnie na samym działaniu wypowiadania imion i nazwisk wszystkich, także zapomnianych, wyrzutków, a nawet nikczemników. W 1930 roku Cesare Pavese zanotował: „Zasadniczo nowoczesna poezja jest poezją poszukiwania, niewystarczalności każdego schematu, potrzeby zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej. Uważacie, że żal za dzieckiem zmarłym na tężec zyskuje to samo kosmiczne znaczenie co ekstaza uczonego, który spędził życie, adorując ziemię i niebo”.
Właśnie Pavese sprowadził tom poezji do Włoch. W 1943 roku poprosił Fernanda Pivano, by go przetłumaczył, i udało mu się opublikować go w wydawnictwie Einaudi, pomimo faszystowskiej cenzury; było to wydanie historyczne, kilkakrotnie wznawiane. Gdy piszę ten tekst, mam przed oczami właśnie tę wersję – „dla twoich pomarańczowych oczu” – ale w międzyczasie ukazało się wiele innych. W 1971 roku Fabrizio De André wydał album, inspirując się Mastersem: Non al denaro non all'amore né al cielo („Ani o złocie, miłości, niebiosach”). Włoski bard był zafascynowany zwłaszcza postacią starego grajka Jonesa: „Ziemia podsyca pulsowanie / tutaj, w twym sercu, i to jesteś ty. / Kiedy odkrywają, że potrafisz grać, to już im grać musisz przez całe życie” (s. 79).
Masters opowiada w swojej autobiografii, że pisanie wierszy następowało w nieprzewidywalnym rytmie. Czasami epitafium pojawiało się niespodziewanie, po tym jak autor długo czekał, a objawienie było zapisywane w przelocie na kawałeczku papieru lub na odwrocie koperty. Dynamika oczekiwania i objawienia, oprócz tego że była metodą pisania Mastersa, jest także kluczem do wielu jego wierszy. Postacie żyją całe lata w oczekiwaniu, przeżywają długie epoki niepewności, a często oświecenie pojawia się w jednej chwili, pozostawiając ich z uczuciem, które przechodzi od gniewu do pogody ducha, od radości do wyrzutów sumienia.
„Jednak niezmiennie łaknąłem sensu w życiu. / I teraz wiem, że musimy podnieść żagle / i chwytać wiatr przeznaczenia, / dokądkolwiek wiedzie on łódź. / Dając sens życiu, możemy skończyć w szaleństwie, / lecz życie bez znaczenia to tortura / niepokoju i mglistego pragnienia. / To jest łódź, co pragnie morza, a jednak się lęka” (s. 83). Julián Carrón przywołał właśnie te wersy podczas ostatnich Rekolekcji Bractwa, aby zilustrować, na czym polega dramat wolności. Wszyscy jesteśmy jak łódź czekająca na morze, a jednocześnie bojąca się go. „Wtedy rozpoczyna się bój – powiedział. – Sprzyjać pragnieniu morza, podtrzymać głód za życiem pełnym znaczenia albo wycofać się, zadowolić się, nie ryzykować, z powodu lęku przed nieprzewidywalnym”.
Między oczekiwaniem a objawieniem, jakakolwiek jest jego natura, znajduje się właśnie wyzwanie wolności. A wolność może spełnić się jedynie w sposób subiektywny. Już Pavese podkreślał ten aspekt: „Każdy z tych zmarłych niesie w sobie jakąś sytuację, jakieś wspomnienie, jakieś słowo, które jest niewymownie jego sprawą”. My wszyscy, którzy żyjemy w czasie, zdaniem Pavese, dążymy „do ekstatycznego momentu, który pozwoli nam zrealizować naszą wolność”. Oczywiście decydująca chwila zakłada osobistą decyzję dotyczącą istnienia.
Kiedy słucham głosów ze Spoon River, wracam myślami do zdania filozofa Jeana Guittona, według którego „absurd i tajemnica są dwoma możliwymi rozwiązaniami zagadki, którą doświadczenie życia proponuje nam do odgadnięcia”. Każde epitafium podąża tym szlakiem, każde zbliżenie oscyluje między tymi dwoma biegunami. Pytanie pali: „Czy nadzieja na stertę cienia / i nic więcej jest naszym losem?”. Absurd wydaje się przenikać historię Cassiusa Hueffera, który „wojował z życiem / i zginął w tych zmaganiach” (s. 25). Są tacy, którzy jak Alonzo Churchill „przez gwiazdy” przeczuwają jednocześnie „małość” i „wielkość człowieka”. Ale może „nasze serca zmierzają do gwiazd, / które nas nie chcą?” (s. 82).
Guitton pisze: „W ciągłym wahadłowym ruchu oscylacji absurd prowadzi mnie w stronę tajemnicy”. Może się tak stać, że siedzisz ze znajomym „i nagle / milczenie zapada, a jego oczy / bez zmrużenia iskrzą się do ciebie: / obydwaj ujrzeliście tajemnicę, / on widzi ją w tobie, a ty w nim” (s. 246).
Może się zdarzyć, że bednarz Griffy, który oprócz tego, że „powinien znać się na baliach”, zna istoty ludzkie, kieruje do nas napomnienie: „rozwiejcie magię / myślenia, że wasza balia to życie!” (s. 85). Za absurdem porażek, samobójstw, niesprawiedliwości kryje się nadzieja wyrażona przez Le Roya Goldmana: „I błogosławiony jesteś, który wiesz wszystko, / ty, co straciłeś przed zejściem ze świata / ojca lub matkę, sędziwego dziadka czy babkę, / jakąś piękną duszę, która mocno przeżywała życie / i znała ciebie na wylot, i kochała zawsze, która na pewno wstawi się za tobą / i ukaże Boga najskrytszy obraz twej duszy” (s. 257). Kiedy czytam te słowa, wydaje mi się, że Antologię Spoon River zaludniają nie tylko osoby wymienione w spisie treści, ale wszyscy moi bliscy zmarli. Nie potrzebując epitafiów, w tajemnicy swojego milczenia, są obok mnie i dodają mi odwagi.
* Cytaty pochodzą z książki E.L. Masters, Antologia Spoon River, PIW, Warszawa 1981.