Nędznicy. Siła Valjeana
Co jest tak potężnego w arcydziele Victora Hugo? Oto próba odpowiedzi, która rozciąga się od stron literatury do musicali, do kina. Między odrzuceniem zależności a miłosierdziemKim jest Jan Valjean? Kiedy spotykamy go po raz pierwszy, z wielką determinacją ciągnie maszt francuskiej flagi na rozkaz strażnika więziennego Javerta. Spoglądają na siebie: w oczach Javerta dostrzegamy szydercze zadowolenie. W oczach więźnia – ogień nienawiści. Oto więc Jan Valjean – galernik odznaczający się siłą Herkulesa. Skąd pochodzi ta jego siła?
Valjean, owszem, ukradł, ale tak naprawdę nie czuje się winny. Odpokutował 19 lat w więzieniu za kradzież bochenka chleba, którego nawet nie wziął dla siebie. Nie, nie czuje się winny. To raczej Francja jest winna i jest jego dłużniczką.
Nieprawdopodobna siła Valjeana nie jest więc tylko darem natury – ucieleśnia ona impet jego wściekłości, wściekłości za 19 skradzionych lat, których nikt nie będzie mógł mu nigdy zwrócić. A chodzi o wściekłość tak samo płomienną i potencjalnie wyniszczającą, jak wielka jest jego dusza. Istotnie wszystko w Valjeanie jest wielkie, nawet jeśli nikt, a tym bardziej on sam, jeszcze tego nie wie.
Te kilka wzmianek już wystarczy, by nasz horyzont się poszerzył. Valjean jest sobą, a zarazem pewnym symbolem – ucieleśnia on ducha swoich czasów, w jego sile uwidacznia się tłumiona złość całego pokolenia. Tak jak Mariusz, Enjoras, Courfeyrac, których spotkamy na barykadach Paryża, gotowych przelać swoją krew na zawołanie „Wolność, Równość, Braterstwo!”, tak również Valjean jest człowiekiem zranionym przez niesprawiedliwość świata, państwa, prawa, społeczeństwa.
Ale w jego życiu wydarza się coś, co otwiera przed nim inną drogę, drogę, która zaprowadzi go wprost do upragnionej przez tamtych mety: „Wznieśmy sztandar wolności, każdy człowiek będzie królem!” – śpiewają stojący na barykadach młodzi ludzie dzień przed rewolucją, w której prawie wszyscy stracą życie. To marzenie istotnie spełni się w osobie Valjeana. On rzeczywiście będzie człowiekiem wyzwolonym, który z niewolnika stanie się „królem”.
Metamorfoza dokonuje się dzięki spotkaniu. Po wyjściu z więzienia Jan Valjean błąka się jako wyrzutek społeczny. Nawet jeśli zadośćuczynił, jego błąd trwa jako wypalone ogniem znamię, które nie może zostać usunięte. Przestępcą był, przestępcą pozostaje – jego imieniem jest 24601, numer rejestracyjny.
Podczas swojej tułaczki spotyka biskupa Ludomiła, który gości go w swoim domu. Valjean kradnie mu nocą srebrne przedmioty i ucieka, ale zostaje schwytany i przyprowadzony na powrót przed oblicze biskupa. Tutaj wydarza się coś niewyobrażalnego. Ludomił nie tylko stwierdza, że podarował mu srebra, ale wyrzuca mu, że zapomniał dwóch najcenniejszych darów: dwóch srebrnych kandelabrów, o których ponownie usłyszymy pod koniec opowieści. Valjean nigdy się ich nie pozbędzie. Nie uczyni tego, ponieważ strzegą one tajemnicy wydarzenia, które z nędzarza przemieniło go w króla.
By to zrozumieć, trzeba wziąć pod uwagę finezję odpowiedniości: występuje tajemnicze podobieństwo między sytuacją Valjeana tuż po wyjściu z więzienia a biskupa padającego ofiarą kradzieży. Obydwaj zostali okradzeni. Ludomił nie wpada jednak w szał. Czyni gest, który ma moc nadać nowe znaczenie temu, co się wydarzyło, nie usuwając niesprawiedliwości przestępstwa: ofiarowuje Valjeanowi to, co tamten mu zabrał, pragnąc go oszukać. Co więcej, dodaje coś jeszcze. I tak oto przemienia znak winy Valjeana w znak miłości, potężniejszy od samej winy. Doprawdy, to sam Chrystus wdziera się tutaj w życie byłego galernika. Ludomił przy pomocy swoich sreber dokonuje tego samego aktu, którego dokonał Jezus przy pomocy swojej krwi. Ponieważ Jezus wydał się na śmierć w doskonałej wolności, krew wytryskująca z Jego przebitego boku po wbiciu włóczni (por. J 19, 34) staje się jednocześnie darem, znakiem nieustraszonej potęgi Miłości, zwyciężającej grzech w tym samym momencie, w którym zostaje on popełniony. To samo czyni Ludomił. Oddaje za Valjeana srebro, które ten mu ukradł. I w ten sposób zdobywa jego serce.
Oto tajemnica Miłosierdzia: przebaczenie Chrystusa nie jest dobrodusznym „przymykaniem oka”, ale siłą miłości, która wyzwala człowieka od jego zła, płacąc okup własną krwią.
Jest jednak coś więcej. Ludomił nie ogranicza się do przekształcenia ukradzionego srebra w dar. Dodaje kandelabry, które mają większą wartość materialną niż to wszystko, co wziął Valjean.
Wydaje się, że to detal, ale tak nie jest: Valjean nie zostaje po prostu uwolniony od swojej winy. Odkrywa wolność o wiele większą od zwykłego rozgrzeszenia, która nie ma żadnych granic i nazywa się darmowością. W Ludomile Valjean widzi wolność tak potężną, że potrafi ona przekształcić doświadczenie niesprawiedliwości w narzędzie potwierdzenia swojej wartości. W ten sposób źródła goryczy, które trzymały Valjeana w niewoli, zostały osuszone. Jest teraz wolny jak ten, kto może podarować siebie bez żadnej miary, ponieważ uznaje, że jest bezmiernie kochany.
Wówczas pojmujemy, dlaczego właśnie dwa kandelabry staną się dla niego najdroższym dobrem. Materializują one – jeśli można tak powiedzieć – to więcej, które Valjean otrzymał od Ludomiła: moc redamare, mówiąc za ludźmi średniowiecza, to znaczy odpowiadania na miłość otrzymaną bezinteresownie. Człowiek odkupiony nie jest po prostu człowiekiem, który otrzymał przebaczenie. Otrzymuje on w naddatku siłę, której nie posiadał wcześniej, będącą siłą udziału w bezinteresowności samego Boga. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20) – jest to dar Ducha Świętego. W ten sposób Ludomił nie ogranicza się tylko do przebaczenia Valjeanowi. Powierza mu zadanie, misję: „Nie zapominaj, nigdy nie zapominaj, że obiecałeś mi stać się uczciwym człowiekiem za pomocą tych pieniędzy. (…) Janie Valjeanie, bracie mój. Nie do występku należysz teraz, lecz do cnoty. Kupuję twą duszę, usuwam ją spod władzy czarnych myśli oraz ducha zagłady i oddaję ją Bogu” (W. Hugo, Nędznicy, tłum. W. Limanowska, Warszawa 2014,t. I, s. 148).
Także tutaj Ludomił przywodzi nam na myśl Chrystusa. Jezus w ten sposób postąpił z Piotrem: „Czy kochasz Mnie? Paś owce moje”. Biskup nie użala się nad Valjeanem. Nie głaska go, jak to się robi z wzbudzającym litość kulawym koniem. Wierzy on w ogromną moc łaski, która podnosi nędzarza i czyni z niego króla. I dlatego ryzykuje. Stawia wszystko na niego, jak nigdy dotąd. Jak gdyby wszystko zaczęło się dzisiaj, po raz pierwszy. I rzeczywiście, to jest Miłosierdzie: „Przeminęły stare rzeczy. Oto zrodziły się z nich nowe…”.
I Valjean odpowie. Cała reszta powieści, tak samo jak filmu, pokazuje owocowanie ziarna posianego w jego sercu przez biskupa: życie pełne bezinteresowności, sprawiającej, że Valjean zacznie działać z logiką różniącą się od logiki tego świata, z logiką, która koniec końców wzrusza. Ponieważ odpowiada prawdziwej mierze, dla której człowiek został stworzony.
Nie oznacza to, że reszta życia Valjeana biegnie prostą drogą. Przeciwnie, jego wolność staje wciąż na rozdrożu. Pewnego razu jakiś nieznajomy zostaje wzięty za niego i ma zostać skazany zamiast niego. Dla Valjeana oznaczałoby to definitywne „wyzwolenie” z pęt więzienia. Ale czy może zdradzić swoją nową „wolność”? Po niespokojnej nocy staje wobec sędziów i wyjawia, tym razem dobrowolnie, imię i numer, który na początku ze złością odrzucał: „Jestem Jan Valjean. Jestem 24601!”.
Mógł uciec z Paryża tak, jak zamierzał. Kiedy jednak dowiaduje się, że młody rewolucjonista Mariusz kocha z wzajemnością jego przybraną córkę Kozetę, ryzykuje własne życie dla ocalenia życia człowieka, który może zabrać mu jedyną miłość, jaka mu pozostała.
Wreszcie gdy Javert, najpierw dozorca Valjeana na galerach, a potem zaciekły prześladowca, wpada niespodziewanie w jego ręce, Valjean po raz ostatni staje przed wyborem między dwiema wolnościami: wolnością świata, który kalkuluje, oraz wolnością bezinteresowności, miłości do Dobra aż po ofiarę. I ponownie wybiera tę drugą.
Być może żadna scena nie oddaje lepiej przemiany Valjeana od sceny „ocalenia” biednego Fauchelavanta, który znalazł się pod miażdżącymi go kołami wozu. Obserwowany przez Javerta Valjean wie, że jego interwencja może uzasadnić podejrzenia świtające już w głowie byłego dozorcy – niewielu oprócz niego miało siłę, by podnieść podobny ciężar… Ale Valjean nie waha się, nie zastanawia się długo. W filmie nieprzypadkowo scenie tej towarzyszy ta sama muzyka, która na początku stanowiła tło dla pokazania herkulesowej siły Valjeana; ówczesna siła wściekłości przemieniła się w jeszcze większą siłę miłości, która daje siebie bez kalkulacji.
Jedną z największych zalet musicalu jest możliwość przerzucenia, właśnie dzięki wykorzystaniu tej samej melodii, mostów między odległymi scenami, pozwalających widzowi dostrzec związek dwóch epizodów, który w przeciwnym razie nie byłby taki oczywisty. Les Mis, jak nazywają ten musical Amerykanie, jest w całości splotem tego rodzaju odesłań. W ten sposób atmosfera wyrażająca udrękę Javerta przed popełnieniem samobójstwa, jest niemal taka sama jak atmosfera towarzysząca ucieczce Valjeana, który pozostawiony sam ze sobą, walczy z samym sobą, zanim poddaje się otrzymanej miłości.
W ten sposób pojmujemy inny, decydujący aspekt: zderzenie z Miłosierdziem nie usuwa dramatu wolności wobec Boga. Przeciwnie, sprawia, że wybucha on w całej swojej radykalności. W gruncie rzeczy to właśnie wobec Miłosierdzia zostaje do końca obnażony dramat człowieka: zgoda na to, że jest się zależnym od bezinteresowności drugiego, jest w istocie trudniejsza, niż się to wydaje.
W książce L’attrattiva di Gesù („Pociągająca cecha Jezusa”) ksiądz Giussani mówi, że w pewnym sensie szczytem miłości jest zaakceptowanie siebie jako tego, któremu zostało przebaczone. Dlaczego? Ponieważ jest to trudne. Jest to trudne, dlatego że „wymierza cios naszej dumie, naszemu roszczeniu. Otóż człowiek chciałby być kochany ze względu na swą wartość – mówi dalej ksiądz Giussani. – Ale jeśli chcesz być kochany, ponieważ posiadasz wartość, wówczas nie kochasz drugiego. Kochasz samego siebie”.
Czy może nie to właśnie jest problemem współczesnego człowieka? Odrzucenie zależności. Cała różnica między Valjeanem a Javertem polega w gruncie rzeczy właśnie na tym. Obydwaj zostają postawieni wobec tej samej Darmowości. Ale tylko jeden poddaje się jej w pokorze. Drugi natomiast opiera się jej, występując przeciwko swojemu sercu, które nie może obejść się bez oddania hołdu „większej” sprawiedliwości odwiecznego wroga. Spotkawszy Valjeana ponownie nocą, kiedy ocala on Mariusza, Javert dobrze wie, co powinien zrobić. A jednak po raz pierwszy jego serce się waha: coś, niczym niewidzialna ręka, blokuje go. Valjean oddala się, niosąc chłopaka na ramionach, a Javert pozwala mu odejść. Nie potrafi jednak przebaczyć sobie, że to zrobił. Utworzył się wyłom in the heart of stone [w kamiennym sercu]. W każdym razie Javert nie potrafi znieść rozpadu swojego „świata”…
Moje serce jest skałą, a jednak drży.
Mój świat staje się cieniem.
Czy ten człowiek przychodzi z raju
czy z piekła?
I czy on wie, że oszczędzając mi
Życie tamtego dnia, uśmiercił
Mnie jeszcze bardziej?
Wychylam się, ale upadam.
A gwiazdy są czarne i zimne,
Gdy patrzę na pustkę
Świata, który się skończy.
Uciekam ze świata,
Ze świata Jana Valjeana.