Nieskończoność przeciwko nudzie
Zdystansowana intelektualistka z niepokojem spogląda na rozwój społeczeństwa rosyjskiego... („Ślady”, nr 4/2014)Poprosiliśmy, by będąc mieszkanką Moskwy, przeczytała refleksje księdza Juliána Carróna na temat Europy, zawarte w Stronie Pierwszej majowo-czerwcowego numeru „Śladów”. Oto jej odpowiedzi.
Jak wygląda kryzys Europy widziany z Moskwy? Oczom Putina i przeważającej części Rosjan jawi się jako kryzys późnego cesarstwa – upadek obyczajów i wartości. W obliczu wielkiej mobilizacji na rzecz „nowych praw” rząd w Moskwie przedstawia się swoim obywatelom jako ostoja tradycji chrześcijańskiej Rosji. Olga Sedakova, urodzona w Moskwie w 1949 roku, będąca jednym z najdonośniejszych głosów współczesnej poezji rosyjskiej, nie zgadza się z oficjalną wersją. Dla niej to nic nowego, zważywszy że pierwszą książkę opublikowała w 1978 roku w wydawnictwie podziemnym.
Przeczytała refleksje księdza Juliána Carróna na temat dokumentu wydanego przez CL w związku z wyborami do parlamentu europejskiego. Patrzy na Rosję i patrzy na Europę. Dwie tak różne rzeczywistości. A jednak odczytanie przez hiszpańskiego kapłana współczesnych wyzwań wydaje się mówić coś ważnego także temu, kto – jako rosyjski wyznawca prawosławia – próbuje oprzeć się wizji dominującej w jego społeczeństwie.
Sytuacja w Rosji jest poważniejsza niż sytuacja w Europie?
Jest inna. Niepokoi mnie sytuacja w Europie, nasza jednak jest przerażająca. Kiedy Ukraińcy mówią, że chcą europejskich wartości, myślą o tych, które przywołuje ksiądz Carrón, takich jak osoba, praca, postęp i wolność. Pragną ich, ponieważ ich nie mają i żywią nadzieję, że Europa nie utraciła ich całkowicie. Gdyby Europa straciła je zupełnie, byłaby to tragedia. Nasza nadzieja wiąże się z przyszłością Europy, dzisiaj jednak wiadomo już, że nie jest to oczywiste.
«Co pomaga być wolnym? Uważność, która jest spontaniczną modlitwą. Można nawet wypowiadać słowa modlitwy, ale może zabraknąć tego stanu czujnośći»
Czy to, czego chcą Ukraińcy, to utopia?
Nie, pragną dla siebie tradycyjnych europejskich wartości i kochają je być może bardziej niż Europa.
Rosja oficjalnie przedstawia się światu jako zagorzała przeciwniczka europejskich dewiacji kulturowych. Co się za tym kryje?
Putin twierdzi, że jest obrońcą tradycyjnych wartości. Jest to dość komiczne, ponieważ u nas tradycyjne wartości zostały zniszczone już wiele lat temu. Zadaję sobie pytanie, jak można zachować to, co już zostało zniweczone.
Jak nazywają się te tradycyjne rosyjskie wartości?
Dzisiaj myśli się tylko o wartości rodziny. W rzeczywistości chodzi o polemikę wobec roszczeń Zachodu do praw dla małżeństw homoseksualnych. Nigdy jednak nie mówi się o pracy ani o osobie czy też wolności. Jedyne, co posiada wartość zbliżoną do rodziny, to patriotyzm – każdy musi być gotowy oddać życie za ojczyznę. Najwyższą wartością nie jest osoba, ale ojczyzna. I nie wydaje mi się, żeby było to prawdziwie chrześcijańskie stanowisko.
Ksiądz Carrón twierdzi, że jeśli chodzi o fundamenty chrześcijańskiego społeczeństwa, rozwiązaniem nie jest powrót do państwa wyznaniowego. Co Pani o tym myśli?
Bardzo podoba mi się spostrzeżenie, że problemu nie stanowi ugruntowanie wartości jako takich, ale świadectwo oraz chrześcijańskie przesłanie. U nas w Rosji wciąż mówi się o wartościach… Nikt jednak nie mówi na przykład, że nie wolno kraść. Czy „Nie kradnij” jest tradycyjną wartością? To jedno z Dziesięciu Przykazań. U nas jednak wszyscy kradną! Jak możemy być ostoją chrześcijańskich wartości?
Duma głosowała za prawem powstrzymującym rozpowszechnianie aborcji.
Tak, to także jest kwestia, na którą kładzie się nacisk. Rodzina, homoseksualiści, aborcja. Nie sądzę jednak, żeby taki był sens chrześcijańskiego orędzia. W czasach Stalina aborcja była zakazana, a kobiety umierały, ponieważ usuwały ciąże potajemnie bez pomocy lekarzy. Był zakaz, ale nie było racji, z powodu której czymś złym jest usuwanie ciąży. W ten sposób nikt nie widział problemu w potajemnych aborcjach. Ciekawe wydaje mi się to, że Stalin stał się nowym modelem moralności. Społeczeństwo późnostalinowskie było, moglibyśmy powiedzieć, wiktoriańskie. Bardzo trudno na przykład było dostać rozwód, w niektórych przypadkach był wręcz zakazany. Bardziej jednak niż obrona rodziny był to sposób ograniczenia wolności.
W debacie na temat „nowych praw” przeciwstawiają się sobie fascynacja i odraza. Dlaczego?
Takie ukierunkowanie budzi we mnie lęk. Mówi się o czymś, co jeszcze niedawno było czymś niewyobrażalnym. Ksiądz Carrón dobrze wyjaśnia, gdzie rodzą się takie roszczenia, i mówi, że ten, kto domaga się tych praw, pojmuje wolność jako coś absolutnego. Ludzie domagają się nawet prawa do wyboru własnej płci. Nikt, przed naszymi narodzinami, nie pytał nas, czy chcemy być mężczyzną czy kobietą. Jest to coś, co wiąże się raczej z naturą.
Ksiądz Giussani mówił, że w obliczu problemów społecznych trzeba pogłębiać naturę podmiotu. Co to dla Pani oznacza?
Człowiek przed podjęciem konkretnych decyzji musi poznać samego siebie, musi zrozumieć powołanie człowieka. Jak to jednak zrobić? Nie wiem, być może potrzeba nowej pedagogii… Człowiek musi wiedzieć, kim jest on sam oraz kim jest człowiek w ogóle.
Jak Pani odkrywa samą siebie?
Od dziecka byłam bardzo zafascynowana światem wewnętrznym, duchowym. Zawsze uważałam go za bardzo pociągający. Mówiłam sama do siebie i słyszałam w sobie głosy inne od tych, które rozlegały się wokół mnie, w rodzinie albo w szkole. To jest intuicja, która istnieje także w kulturze materialistycznej, takiej jak kultura komunistycznego reżimu. Być może trzeba uczyć dzieci bycia uważnymi. Dzisiaj wszystko przyczynia się do rozproszenia, w rozproszeniu jednak nie można odnaleźć samego siebie.
Dlaczego nie można zadowolić się tylko tym, by prawo broniło tego, co jest drogie sercu chrześcijan?
Robienie lub nierobienie czegoś tylko dlatego, że narzuca nam to prawo, nie jest równoznaczne z posługiwaniem się sercem i rozumem. Brakuje przekonania. W dniu, w którym zabraknie zakazu prawnego, nic nie przeszkodzi nam zachować się tak, jak gdyby zakaz nigdy nie istniał.
Jak można pomóc sobie i innym rozwinąć właściwy poziom wolności, którego nie zagwarantuje prawo?
Jeszcze raz – rzecz w uważności. To jest modlitwa duszy, modlitwa spontaniczna. To tej uważności brakuje współczesnemu człowiekowi. Można nawet wypowiadać słowa modlitwy, ale może zabraknąć tego stanu czujności.
„Ponieważ to, czego człowiek szuka w przyjemnościach, jest czymś nieskończonym, i ponieważ nikt zgoła nie rezygnuje z nadziei osiągnięcia tego” (C. Pavese, Rzemiosło życia (Dziennik 1935–1950), tłum. A. Dukanović, Warszawa 1971, s. 271). Co rozbudza w Pani pragnienie tej nieskończoności, o której mówi Pavese?
Dla mnie jest ono naturalne, nie potrafię powiedzieć, dlaczego i jak. Bez tego pragnienia nieskończoności nie chciałabym żyć. Byłoby nudno. Życie dla czegoś mniej byłoby żałosne, nie byłoby interesujące.
«Tylko w oczach osoby ludzkiej możemy zobaczyć Królestwo Niebieskie. to nie jakaś tam myśl - trzeba zobaczyć, że osoba ma w sobie coś z tego Królestwa. Nie wszyscy mają to światło»
Czy jest coś, co odczuwa Pani jako coś sobie bliskiego w tym wymiarze?
Czuję się dosyć osamotniona, ale nie jedyna. Są osoby, które są moimi przyjaciółmi, jest ich jednak niewiele. Podoba mi się na przykład w naszym Kościele ruch zwany kochetkowscy, założony przez prawosławnego kapłana, ojca Georgija Kochetkova. Przypomina on ruch Comunione e Liberazione. Sympatyzuję z nimi i odwiedziłam te wspólnoty w różnych rosyjskich miastach. Istniejące grupy bractwa bardzo mi się podobają, ponieważ są to żywi ludzie.
W jakim sensie?
Są szczęśliwi, okazują sobie miłość, wiedzą, co razem robić. Kochają tylko dobre rzeczy, czytają dobre książki. Jest to nowa rzeczywistość dla naszego Kościoła, w którym nigdy nie było ruchów osób świeckich. Ojciec Georgij zaczynał z pięcioma osobami, a dzisiaj jest ich kilka tysięcy. Oficjalny Kościół prawosławny nie jest jednak gotowy, ma wiele wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że przetłumaczyli teksty liturgiczne z języka starocerkiewnosłowiańskiego na współczesny rosyjski. Nie jest to zakazane, ale nikt wcześniej tego nie zrobił.
Dlaczego uważa Pani te osoby za bliskie sobie w wymiarze nieskończonego pragnienia?
Widzę osoby, które się przebudziły. Zwykli ludzie zazwyczaj są uśpieni, jeśli chodzi o życie. Oni natomiast są świadomi, że ich życie jest zanurzone w nieskończonej tajemnicy.
Co najbardziej Panią uderzyło w tekście księdza Carróna?
Nacisk kładziony na świadectwo dawane o Chrystusie w odniesieniu do chrześcijańskich wartości. Radość rodząca się ze spotkania z Chrystusem, które uprzedza całą resztę. Podoba mi się idea, że sam Chrystus stanowi centrum życia. Jest ważniejsza od praw i norm. To jest autentyczne chrześcijaństwo i to jest to, co może poruszyć ludzkie serce. Normy nie są w stanie tego zrobić. Możemy być posłuszni prawom, ale one nas nie uszczęśliwiają. Oczywiście, jeśli naruszamy normy, jesteśmy nieszczęśliwi, to owszem. Jednak przestrzeganie wszystkich reguł, nawet słusznych, nie wystarcza, by nas uszczęśliwić.
I dlatego nawet „chrześcijańskie prawa” nie wystarczają, by uczynić społeczeństwo chrześcijańskim?
Oczywiście. Problem w tym, by istnieli świadkowie, na których można patrzeć. Osoby, które mają w sobie tę świętość, tę radość, ten pokój. To jest wpływ chrześcijaństwa. Mój ojciec duchowny, na przykład, mógł nawet nic mi nie mówić – wystarczyło, że na niego patrzyłam, patrzyłam na jego twarz, na jego ruchy. Także Jan Paweł II był taki. Wystarczało na niego patrzeć, by zrozumieć, że był świętym. To samo było z metropolitą Antonim Bloomem, którego poznałam osobiście.
Gdyby jednak musiała Pani opisać tę odmienność, którą Pani widziała, co by Pani powiedziała?
Metropolita Antoni mówił: tylko w oczach osoby ludzkiej możemy zobaczyć Królestwo Niebieskie. To nie jakaś tam myśl – trzeba zobaczyć, że osoba ma w sobie coś z tego Królestwa. A wszyscy inni nie mają tego światła. Na tym polega różnica.
Mówi Pani o nadzwyczajnych osobach, czy można zobaczyć to także w zwykłych osobach?
Tak, oczywiście. Tych ludzi nie interesuje jednak, by byli tak postrzegani. Są skoncentrowani na czymś innym. Każda osoba stworzona została przez Boga i dlatego ma coś z tego światła, życie lub nie z tym światłem zależy od naszej wolnej woli.