Ślady. Karol de Foucauld. Przyjdzie jeszcze deszcz
Życie naznaczone nieustającym ruchem między pustką a obecnością. Jego praca nad językiem i poezją Tuaregów jest przesiąknięta zachwytem. Co znalazł na „pustyni” francuski misjonarz, który wkrótce zostanie kanonizowany?Jesień 1911. Karol de Foucauld pisze powoli przy świetle lampy. Noce na Saharze są zimne i gdyby nie ręka poruszająca się po papierze, mężczyzna mógłby wydawać się duchem owiniętym w stos koców. Schronisko Assekrem, gdzie Foucauld przeprowadził się kilka miesięcy wcześniej, znajduje się na wysokości 2900 m n.p.m., w algierskim masywie Ahaggar. Wszystko jest ciszą. Nic nie rozprasza pustelnika w jego pracy. Co pisze? Podejdźmy, pozostając niezauważonymi, i rzućmy okiem.
„Edel: podstawowy czasownik czynny, ‘mieć nadzieję w’ [Bogu lub osobie] (łączy się z biernikiem). // Szerzej ‘przybyć w nocy do jakiegoś miejsca; przyjść do domu jakiejś osoby w nocy’. W tym znaczeniu używa się niezależnie od przyczyny, z jakiej dociera się gdzieś w nocy albo do czyjegoś domu, czy jest się oczekiwanym, czy też nie. Figuratywnie: ‘żebrać’ (prosić [o coś] [kogoś] jak o jałmużnę, łączy się z biernikami). Mówi się o biednych, którzy są żebrakami”.
Edel to słowo w tamaszek, języku Tuaregów. Karol de Foucauld (1858–1916) był francuskim zakonnikiem i misjonarzem. Beatyfikowany przez Benedykta XVI w 2005 roku wkrótce zostanie kanonizowany przez Franciszka, po oficjalnym uznaniu (27 maja 2020) nowego cudu mającego miejsce w 2016 roku. Wyobraziłem sobie, jak oddawał się skompilowaniu swojego słownika tuaresko-francuskiego. Ułożony w latach 1914–1915 liczy 2028 stron zapisanych odręcznie subtelnym pismem, ilustrowany miniaturowymi rysunkami samego autora. Dzisiaj tekst Foucaulda jest wciąż niezbędny etnologom, którzy chcą dowiedzieć się więcej o kulturze Tuaregów. Nie tylko, ale Foucauld znalazł również czas, by zebrać sześć tysięcy wierszy poetów i poetek Tuaregów, które przetłumaczył, tworząc kolekcję.
Skąd bierze się ten impet, ta umiejętność wchodzenia w głęboki kontakt z zupełnie inną kulturą? Karol de Foucauld był pochodzenia szlacheckiego. Osierocony wychowywał się u dziadka, rozpoczął karierę wojskową i w młodości prowadził rozwiązłe życie, ale zawsze z nutą melancholii. Potrzebował spojrzenia w przyszłość, poszukiwał pustki. W 1883 roku wyjechał w podróż po śródlądowych regionach Maroka, gdzie nie postawił nogi żaden Europejczyk. Jego studia etnograficzne przyniosły mu złoty medal Towarzystwa Geograficznego w Paryżu. Kontakt z religią islamu wywołał w nim zdumienie, fascynację „czymś większym i prawdziwszym od ziemskich zajęć”. Nawrócił się na katolicyzm i został trapistą. Następnie przeprowadził się do Nazaretu, gdzie pracował jako służący w klasztorze klarysek. W 1901 roku, po święceniach kapłańskich, wrócił na Saharę, najpierw do Béni Abbès, a potem do Tamanrasset i Assekrem.
Natknąłem się na postać Foucaulda, prowadząc poszukiwania w związku z pewną powieścią. Na początku zaskoczyło mnie jego pełne napięcia dążenie do Boga, jego zdolność oddania się, nawet jeśli jego absolutna radykalność wydawała mi się odległa od mojego doświadczenia. Ale kilka miesięcy później, w okresie, w którym wszystko wydawało mi się trudne, od pisania po codzienne obowiązki, wyczułem znaczenie pustyni. Ten wielki brak, ta ogromna saharyjska przestrzeń otworzyła się również w moim życiu: w pracy, w rodzinie, gdy stałem w korku na światłach lub jadłem kolację z przyjaciółmi. Pustka niekoniecznie była oznaką udręki; przeciwnie, czasami było to zaproszenie, znak, że nie powinienem rezygnować z oczekiwania na spełnienie.
Całe życie Foucaulda mieści się w tej dynamice, w tym niewyczerpanym poszukiwaniu pustki, którą nawiedzi Obecność, wypełniająca i wykraczająca poza oczekiwania. Misjonarz z Tamanrasset miał świadomość, że znajduje się wewnątrz Kościoła, w „przygodzie Bożej miłości”. Nigdy nie udało mu się nikogo nawrócić ani założyć żadnego zgromadzenia zakonnego. Ale był tam, wśród Tuaregów, pokazując im Jezusa w wierności swojej przyjaźni i proponując siebie jako „uniwersalnego brata”. Dziś jest wiele doświadczeń wiary, które odnoszą się do Foucaulda, między innymi Mali Bracia i Małe Siostry Jezusa. Można powiedzieć, że ziarno zakiełkowało. A jeśli kultura i język Tuaregów przetrwały pośród afrykańskich wstrząsów politycznych, zawdzięczają to również Karolowi de Foucauld.
Carlo Ossola, uczony i profesor literatury, pisze, że „pustynia Foucauld jest po prostu słuchaniem stworzenia”. Dlatego trzeba wziąć pod uwagę jego słownik jako „jeden z najwspanialszych hymnów wychwalających piękno stworzenia”, w którym „każde słowo zachęca do przystanięcia, aby kontemplować”. Język Tuaregów zwraca uwagę na odcienie światła, na najcichsze odgłosy Sahary. Foucauld słucha i patrzy. Słowo tit oznacza jednocześnie „oko”, „źródło” i „kwiat”; tésersek to mały promyk słońca, któremu udaje się przeniknąć do ciemnego miejsca; amagar oznacza jednocześnie cudzoziemca i gościa, ponieważ byłoby czymś nie do pomyślenia, by spotkać nieznajomego, nie dając mu noclegu i wiktu.
Foucauld żył w epoce kolonializmu. Właśnie dlatego, że oddychał tą atmosferą, słownik i wiersze są niezwykłą deklaracją otwartości i bezinteresowności. Papież Franciszek nazwał Foucaulda „człowiekiem, który pokonał wiele oporów i dał świadectwo, które dobrze zrobiło Kościołowi”. Wśród „oporów” pojawił się też pomysł nawrócenia Tuaregów za wszelką cenę, poprzez narzucenie pewnego modelu kulturowego. Foucauld tymczasem zrozumiał, że musi ograniczyć się do tego, co istotne, to znaczy do miłości. Zanieść Chrystusa do Tuaregów oznaczało przede wszystkim kochać ich takimi, jacy są.
Przed śmiercią – zginął zamordowany przez bandę pustynnych rozbójników w 1916 roku – Foucauld współdzielił wszystko z Tuaregami. Znał też esuf, ryzyko głębokiej samotności, która na pustyni, w jakiejkolwiek postaci pustyni, może stać się śmiertelna. Słownik przeciwstawia się temu niebezpieczeństwu jako forma pamięci i współdzielenia. Jak nie odkryć duchowego znaczenia w czasowniku żegżen, który oznacza „zawierzyć się całkowicie komuś”, a w szerszym znaczeniu „oddać się Bogu”? Dziś badacze wciąż zastanawiają się, jak Foucauld zdołał nauczyć się języka tamaszek w tak krótkim czasie. Wysłuchał setek wierszy wojennych, miłosnych, nostalgicznych, wychwalających krajobraz lub wielbiących Boga. Uderzony nieoczekiwanym pięknem, przełożył je na język francuski.
Weźmy na przykład pieśń Moūssy ag Amāstana. Skomponowana w 1891 roku wyraża wspaniałość stworzenia: „Ludzie, bójcie się Najwyższego, / który stworzył Äouharedj i góry Tidekmār, / który stworzył trudne tereny, zabijające znojem dromadery / (…) / I doliny Ähohogh, Ahtes i Tidjīdial. / (...) / nad wami stworzył księżyc i gwiazdy; / uczynił dzień ze słońcem, noc z mrozem. / W dolinie Éghergher umieścił wydmy; / urozmaicił kraj: wypełnił wodą / dolinę Äbdenizé, gdzie ludzie z czasów starożytnych wykopali studnie, / i tę wodę piły piękne kobiety, / które przyszły z doliny Ens-Idjelmāmen i z okolic Oūnān (...)”. Wzmianka o „pięknych kobietach” jest znakiem mądrego przejścia ze sfery kosmicznej do sfery miłości. Poeci Tuaregów, tak jak Foucauld, byli otuleni pustką pustyni; dlatego ich wiersze są pełne nazw. Na terytorium w taki sam sposób wyczuwają ukrytą obecność Boga i spojrzenie pięknej kobiety, wieczorem, przy ognisku w obozie.
W innym wierszu kobieta przywołuje piękno swojego ukochanego za pośrednictwem przyrody. Kenoūa oult Amāstan, urodzona w 1860, w ten sposób opisuje swojego mężczyznę: „W tym roku widziałam / wzgórze mchu o tysiącu kolorach; / trawa była złocista i rosła z wigorem; / miód zmieszany z masłem odżywiał ziemię; / mleko spływało i nawadniało wzniesienie, zamknięte srebrną plecionką kolczugi”. Odniesienie do „srebrnej plecionki kolczugi” przekształca krajobraz w wojownika Tuaregów.
Ogólnie w języku tamaszek każdy krajobraz, każde zjawisko atmosferyczne staje się poruszeniem duszy. Słowo aġenna, które odnosi się do deszczu i w ogóle wody, „jest używane w sformułowaniach takich jak ‘przyjdzie jeszcze deszcz’ lub ‘pojawi się jeszcze świeża i obfita trawa’”; a te, zauważa Foucauld, to także „zdania, które mówi się komuś, kto was skrzywdził lub traci nadzieję, w sensie `sądzisz`, że cierpię z powodu twojego błędu; nie; nic nie szkodzi; przyjdą jeszcze dobre dni dla nas’”. Zresztą czasownik etteb, który oznacza „spadać kropla po kropli”, jest często używany w sensie przenośnym, aby wyrazić płomienną miłość: „Koūka tettab dar oul in… w znaczeniu Koūka spada kropla po kropli do mojego serca (Koūka wnika głęboko do mojego serca; kocham żarliwie Koūka)”.
Ruch od pustki do obecności wyróżnia życie Karola de Foucauld. Słownik i wiersze są tego namacalnym znakiem, przesiąknięte uważnością i podziwem. Pomimo trudności Foucauld nigdy nie przestał siać, pewny, że nadejdą dni zbiorów. W tym sensie wydaje się stworzony specjalnie dla określenia go rzeczownik emedel, który jednocześnie wskazuje żebraka i człowieka z ufnością oddającego się Bogu.