Siostra Laura Girotto, 76 lat, misjonarka w Adwa, Etiopia

Etiopia. Pełnia życia

Dla głodujących ludzi, obawiających się wojny domowej, pandemia jest „stanem zagrożenia wewnątrz stanu zagrożenia”. Siostra salezjanka Laura Girotto opowiada o kraju i o wspólnocie misyjnej w Adwa, gdzie „ewangelizuje się życiem” („Ślady” nr 4/2020)
Paola Bergamini, fot. Carolina Paltrinieri

„Jestem w Alcatraz i nie dam rady wykopać tunelu, aby wrócić do domu”, żartuje siostra Laura Girotto w rozmowie na Skype. „Alcatraz” to główna siedziba Córek Maryi Wspomożycielki w Rzymie, gdzie siostra Laura dochodzi do siebie po dwóch ciężkich operacjach. „Domem” natomiast jest jej misja w Adwa, w Etiopii. Ma 76 lat, ale gdy tylko stanęła na nogi, próbowała dostać się tam nawet kontenerowcem lub samolotem transportowym. Nic z tego: z powodu koronawirusa nie ma możliwości powrotu. Nie żartuje jednak, gdy mówi: „Teraz Pan prosi mnie o więcej: o cierpliwość, której nigdy nie miałam. Przypomina mi, że misja nie jest moim dziełem, ale Jego. Moje życie należy do Niego. Czyni z nim, co chce”.

W 1994 roku zakon wysłał siostrę Laurę do Adwy na płaskowyżu Tigraj. Przez długie miesiące jej zakwaterowaniem był namiot, rozbity na tej pięknej ziemi, na której były tylko głód i bieda. Dzisiaj w ramach misji działają: szkoła z 1800 uczniami w wieku od trzech miesięcy do osiemnastu lat; szpital ze specjalistycznymi klinikami ambulatoryjnymi; projekt rolny; zawodowy instytut kształcący młodzież niestudiującą na uniwersytecie; warsztaty krawieckie, samochodowe i inne. Wszystkie wyróżniają się na poziomie krajowym. W dziele tym wraz z siostrami salezjankami współpracują świeccy i wolontariusze z całego świata, zwłaszcza z Włoch.

Szkoła licząca 1800 uczniów

Wielkie dzieło powstało z dala od cywilizacji. „Opatrzność nie pozwala, by kiedykolwiek czegoś nam brakowało. Budujemy, tworzymy, odpowiadając na pojawiające się potrzeby. Ale możesz to zrobić tylko wtedy, gdy spotkałeś Chrystusa, ponieważ On jest obecny pośród biednych. I każdego dnia muszę wracać do źródła, którym jest ta właśnie Miłość do mojego życia. W przeciwnym razie co pomogłoby mi przetrwać w sytuacji, gdy trzymam w ramionach dziecko umierające na zwykłe zapalenie żołądka? Albo w ciągłych sytuacjach zagrożenia? Czasami zamykam się w swoim pokoju i płaczę. Proszę Pana, aby wybaczył mi moją małą wiarę i okazał cierpliwość, ponieważ On jest człowiekiem i Bogiem... a ja jestem tylko człowiekiem!”.

Najnowsze zagrożenie, Covid. W lutym rząd oficjalnie ogłosił pandemię, ale kilka przypadków zakażenia pojawiło się już w poprzednich miesiącach. „Wiedzieliśmy, że wirus jest już obecny w wielu regionach kraju. I że liczba ofiar śmiertelnych już jest wysoka”, wyjaśnia siostra Laura. „Opóźnienie informacyjne wynika z faktu, że drogi, komunikacja i duże obiekty w Etiopii są w rękach Chińczyków. Etiopia jest całkowicie zależna od Chin, gdyż uczyniła je swoim głównym partnerem handlowym. Tylko nasz region, Tigraj, w odróżnieniu od Federacji, od razu zamknął granice, kontrolując cały ruch wjazdowy na swoje terytorium”. Zablokowano wszelką produkcję, zakazano przemieszczania się, zabroniono dostarczania ze wsi na sobotni targ artykułów spożywczych, takich jak mięso, owoce, warzywa i mleko. W miastach z powodu braku paliwa często zatrzymywane są generatory prądu. Brakuje wody pitnej. Ludzie chodzą nad rzekę, licząc się ze wszystkimi konsekwencjami. „To jest stan zagrożenia wewnątrz stanu zagrożenia. «Macie szczęście, jeśli macie tylko koronawirusa» – tak Etiopczycy komentują sytuację na Zachodzie. Po ogłoszeniu epidemii wielu inwestorów szybko opuściło kraj. W naszej misji, stosownie do wytycznych rządowych, zamykane są szkoły, warsztaty i wszystkie inne aktywności, w tym odprawianie Mszy Świętej. Ale nie stoimy w miejscu.

Szpital misji w czasie prac budowlanych

Ostatnio zgromadzono pracowników w małych grupach i wyjaśniono im sytuację, rozdając za darmo maseczki. Ponad 300 pracownikom zagwarantowano wypłatę. Jest to wyjątek w całym kraju. Pewna amerykańska fundacja przekazała poważną sumę na dokończenie budowy szpitala, a my poprosiliśmy o wykorzystanie tych pieniędzy na wynagrodzenia. Opatrzność...”. Szpital działa nadal z ukierunkowaniem na wszystkie choroby oprócz Covida, ponieważ wyposażenie sanitarne znajduje się obecnie na kontenerze w porcie Dżibuti. Zainfekowani pacjenci zgłaszani są do organów rządowych, te jednak niewiele są w stanie zrobić, ponieważ w Etiopii nie ma intensywnej opieki medycznej. Personel sanitarny na podstawie umów miał prawo odejść, a jednak wszyscy pozostali. Jest wśród nich także trzech kubańskich lekarzy, którzy do niedawna pracowali w klinikach dla bogatych ludzi w Addis Abebie. W pewnym momencie nie mogli tam pracować już tylko dla pieniędzy i chcieli odejść. Kiedy usłyszała o tym siostra Laura, zaproponowała im, żeby przybyli na misję. Wynagrodzenie spadło im do jednej trzeciej. Zaakceptowali je. „Dorastali w reżimie Fidela Castro, nie wiedzą nawet, jak zrobić znak krzyża, ale widziałam, jak jeden z nich płacze nad chorym dzieckiem: nie zdawał sobie sprawy, że płacze nad małym Chrystusem. Żyją życiem misji, uczestniczą w uroczystościach i chwilach modlitwy. Pan objawia się na wiele sposobów”. I oto ze słów siostry Laury jasno wynika, co znaczy pracować w winnicy Pana. To jest coś, co pociąga.

Misja jest zamknięta na zewnątrz. Oprócz zakonnic i świeckich mieszkających w niej na stałe, personel jest zredukowany do minimum. Ale dzięki projektowi rolnemu misja jest całkowicie autonomiczna w zakresie dostarczania żywności i wody. Mało tego, w ostatnich miesiącach pojawiło się wsparcie produkcji owoców, warzyw i pasz dla zwierząt gospodarskich, aby móc wyżywić rodziny dzieci z misji. Co tydzień około czterech tysięcy ludzi otrzymuje jedzenie i wodę. „Projekt rolny jest najmądrzejszym pomysłem, jaki dał nam Pan” – mówi siostra Laura.

Jest to historia „przebiegłości”, albo raczej cudów Opatrzności, historia misji „Kidane Mehret”, opiekunki Etiopii („Kidane Mehret” znaczy „Suknia Miłosierdzia”, czyli Ta, która przyodziała w człowieczeństwo Tego, który jest Miłosierdziem). To tak, jakby poprzeczka była ustawiana coraz wyżej po to, abyśmy zrozumieli dobro, które jest naszym udziałem. Tak właśnie było z maseczkami. Te ze szpitala to za mało, trzeba je wyprodukować. W darze od pewnej włoskiej firmy przybyły maszyny. A tkanina? Jest bardzo kosztowna. Pod koniec kwietnia zadzwonił telefon z Banco Building (organizacja non-profit, która pozyskuje od firm nadwyżki produkcyjne, by przekazać je na cele charytatywne – przyp. red): „Otrzymaliśmy darowiznę w postaci kilku rolek TNT (tkanina na maseczki), jesteście zainteresowani?” . Aby utworzyć ten nowy warsztat, siostra Laura będąc w Rzymie śledzi rozwój sprawy w istniejącym już środowisku i podnosi kartkę, aby pokazać projekt. Teraz maseczki będą produkowane i dystrybuowane za darmo, a po pandemii działalność ta będzie kontynuowana w celu zaopatrywania szpitali, które obecnie zależą od RPA i Chin. I będzie to pierwsza tego typu działalność w Etiopii.

W szpitalu misji „Kidane Mehret”

Do rodzin docierają więc: artykuły spożywcze, woda, pieniądze i... łóżka. We wsiach domy składają się z jednego pokoju, w którym wszystko się robi i wspólnie się mieszka: w jednym łóżku śpi nawet do siedmiu osób. „Doskonała” sposobność do zarażania. Kilka lat temu przybyło sto chińskich łóżek z Coop Italia; w praktyce były to same rury do przykręcenia, bez ram. Korzystając z wysokości pomieszczeń, kowale z misji wymyślili łóżka czteropiętrowe: najmniejsze osoby wspinają się na górę, starsi śpią na ziemi.

„Opatrzność niesłychanie obchodzi się ze swymi biedakami. Nie pozostawia mnie w spokoju. Kiedy zachorowałam, byłam właściwie sparaliżowana, myślałam, że to koniec mojego życia misyjnego, że nigdy nie wrócę. Zamiast tego, w ciągu 24 godzin, z pomocą przyjaciół lekarzy, byłam operowana we Włoszech przez wybitnego chirurga. Dzisiaj mówią mi: świetnie wyglądasz! To On napełnia moje serce”. To prawda, ​​widać to także na wideo. Pięćdziesiąt osiem lat życia zakonnego i słowa zakochanej w swym Oblubieńcu. Jak na początku. „Nawet w tej sytuacji, z dala od misji, moje życie jest wypełnione życiem osób o twarzach i historiach splecionych z moim życiem. Mam je wszystkie w moich myślach. Kiedy spotykasz Chrystusa i jak w moim przypadku składasz śluby, dziewictwo przekształca się w macierzyństwo. Nawet w stosunku do osób starszych darowane ci jest macierzyńskie spojrzenie. Miałam setki duchowych porodów. Każde dziecko było tym jedynym: kiedy umierało w moich ramionach, płakałam, a kiedy zdołaliśmy je uratować, świętowałam. Znam historię każdego dziecka, które bawi się teraz na dziedzińcu”. Wystarczy, aby wypełnić sto żyć. „Pan dał mi znacznie więcej niż ewangeliczne stokroć. Nawet jeśli nie było łatwo, pomimo trudności wszystko po ludzku było prawdziwe i głębokie”.

I to właśnie widzą mieszkańcy Adwa. Lud Etiopii jest głęboko religijny, uważa, że ludzkie wartości są zakorzenione w pięknie Boga Stwórcy. Z tego powodu relacje z innymi religiami zawsze były bardzo dobre. Ściśle religijna dyskusja jest podejmowana tylko wtedy, gdy ktoś poprosi o odpowiedź na spontanicznie rodzące się pytanie. Dla muzułmanów i prawosławnych siostra Laura i inne siostry są „dziewicami księdza Bosko”. Czy ewangelizuje się życiem? „Pewnie. Widzą to w nas, w codziennym życiu wspólnoty sióstr zakonnych, z Cottolengo, całkowicie oddanych świeckich, takich jak Giovanni i Eugenio z Memores Domini, którzy przybyli pięć lat temu. Stali się darem ks. Giussaniego z nieba. Razem z Anną, która podarowała nam rok swego życia na założenie laboratorium szpitalnego, a która teraz wróciła do Mediolanu. Są szczęśliwymi ludźmi, ponieważ żyją całkowicie Chrystusem, w przeciwnym razie nie dałoby się tu przetrwać. Jest to nasza prawdziwa «misja graniczna». Patrząc na nich w działaniu, myślę, że bogactwo charyzmatu Giussaniego jest tym, czego potrzebuje dzisiaj Kościół, być może bardziej niż zinstytucjonalizowanego życia zakonnego, takiego jak nasze. Prorocze piękno wspólnoty Adwa na tym właśnie polega: zakonnicy, świeccy, małżonkowie, różne kultury i narodowości są świadectwem Kościoła Chrystusowego, który jest wspólnotą braterską. I do tego w kraju i na kontynencie rozdartym wiecznymi walkami etnicznymi i plemiennymi. Ewangelizuje się życiem”.

rozdarSiostra Laura (w środku) z pracownikami szpitala

To świadectwo nie tylko dla Etiopczyków, ale także dla wielu wolontariuszy w każdym wieku, którzy zawsze poświęcali czas, energię i profesjonalizm w tworzeniu tego dzieła. Przychodzą, by zaoferować pomoc i odkrywają, że to oni jej potrzebują. „W kontekście wolnym od uwarunkowań pracy, rodziny, «stada», wychodzi na jaw skrajny głód, głód sensu życia. Wszystko mają i wszystkiego im brak. Potrzebują rozmowy o ludzkim kryzysie, którego doświadczają, i tutaj znajdują sposób na poradzenie sobie z nim. Czasami wydaje mi się, że jestem spowiednikiem – tak wiele jest zwierzeń, pytań, a nawet grzechów. Ktoś naiwnie prosi mnie o rozgrzeszenie... Mówię, że «otrzymuje wybaczenie» z powodu wyrażonego pragnienia, ale z zadaniem jak najszybszego udania się do kapłana, który udzieli sakramentalnego przebaczenia. Wracają do domu inni”. Po powrocie do swojej rodziny, pewien mężczyzna napisał do niej: „Przed wyjazdem postanowiłem rozstać się z żoną. Teraz nie jest to już możliwe. Nie tego chcę w życiu”.

Dziś sytuacja w kraju, pogrążonym w stanie głodu, jest dramatyczna do tego stopnia, że ​​ludzie obawiają się wojny domowej. Dzięki pandemii wybory zostały odwołane. Tigraj, jako region lepiej zarządzany, postanowił iść naprzód. „Nie wiadomo, co się stanie w sferze polityki. Miejmy tylko nadzieję, że wszystko to nie spowoduje przemocy i konfliktu między braćmi tego samego narodu, którzy pochodzą z różnych grup etnicznych. My jednak wciąż jesteśmy super partes (neutralni), polityka nie wkracza w naszą obecność w kraju, który nas gości. Zawsze szanowałyśmy prawo i władzę i tego uczymy naszych podopiecznych: salezjański system edukacyjny ma na celu kształcenie uczciwych obywateli i osób bogobojnych. Nie bez powodu relacje z lokalnymi władzami zawsze były optymalne – szanują nas i liczą się z nami. Jakkolwiek to się skończy, będziemy po stronie ludności i, jak zawsze, Opatrzność pokieruje naszymi krokami”, mówi siostra Laura na koniec naszej rozmowy. W międzyczasie dalej szuka drogi powrotnej.