Myśl Bergoglia
Autorzy, studia, kontekst historyczny. Cała geneza jego idei i zachowań. „Intelektualną biografią” filozof Massimo Borghesi odkrywa przed nami całe bogactwo formacji pierwszego latynoamerykańskiego papieża („Ślady”, nr 6/2017)Morze książek, artykułów, esejów. Oraz cztery nagrania audio nadesłane bezpośrednio przez Papieża, „z nadzwyczajną uprzejmością, w odpowiedzi na garść pytań, które do niego wysłaliśmy”. Massimo Borghesi, wykładowca filozofii moralności na Uniwersytecie w Perugii, pracował nad tą biografią długie miesiące. A rezultatem jest tom, bardzo potrzebny, ponieważ daje odpowiedzi na wiele pytań, które dzisiaj, prawie pięć lat po wyborze Franciszka, pozostają wciąż otwarte (Jorge Mario Bergoglio. Una biografia intellettuale – „Jorge Mario Bergoglio. Biografia intelektualna”).
Spojrzenie na zaplecze pierwszego latynoamerykańskiego papieża i jezuity, które ogarnia studia i powołanie; autorzy, do których się odnosi (znani, tacy jak de Lubac, Guardini, von Balthasar, Gaston Fessard i Methol Ferré, albo mniej znani wielkiej europejskiej publiczności, jak Lucio Gera czy Amelia Podetti), oraz historyczny kontekst, w którym wyrósł (Argentyna Peróna, a następnie czasy dyktatury wojskowej w latach 70.-80.). I ostatecznie rozjaśnienie wielu uproszczeń, którym w sposób bardziej lub mniej świadomy – a często złośliwy – zostają poddane zachowania i słowa Franciszka, przyprawiające o zdumienie.
Dla wielu ludzi Papież ten jest „za bardzo argentyński”, kiedy mówi o peryferiach, ubogich i wierze ludowej. „Za bardzo lewicowy”, kiedy stawia akcent na ekonomię odrzucania albo ludzką ekologię. „Za bardzo kompromisowy”, gdy kładzie większy nacisk na miłosierdzie niż prawdę… Jednym słowem (delikatnie mówiąc): „zbyt naiwny”. Owszem, mówi językiem prostym i zrozumiałym dla wszystkich, ale dla krytyków, którzy patrzą na niego „jak uczeni w prawie zadający sobie pytanie, czy może być coś dobrego z Nazaretu”, zauważa ironicznie Guzmán Carriquiry Lecour, wiceprzewodniczący Papieskiej Komisji do spraw Ameryki Łacińskiej, w swoim błyskotliwym i bardzo pięknym „Wstępie”, jego myśl nie jest w stanie sprostać „europejskim parametrom kulturowym”.
I oto ta biografia mówi coś przeciwnego. Bagaż intelektualny Bergoglia jest bardzo bogaty. Ale czerpie on ze skarbu, który znamy jeszcze słabo, a którego pokazanie wszystkim jest wielką zasługą Borghesiego, perełka po perełce.
Jak powstała ta książka?
Do jej napisania zachęciły mnie dwie rzeczy. Z jednej strony właśnie prowokacja krytyków Papieża, którzy często nie wahają się oskarżać Franciszka o to, że nie posiada intelektualnego przygotowania do zasiadania na Stolicy Piotrowej. Jest to oskarżenie zatrute jadem europejskiej arogancji i snobizmu w stosunku do kultury południowoamerykańskiej. Ale krytyka, i to jest drugi powód mojego zainteresowania, rodzi się tak naprawdę z głębokiej ignorancji dotyczącej intelektualnej formacji Bergoglia. Otóż przeczytałem to, co napisał w drugiej połowie lat 70., kiedy był młodym prowincjałem argentyńskich jezuitów, i poraziła mnie oryginalność jego myśli. Bergoglio posługiwał się do osądzenia działalności Towarzystwa Jezusowego oraz społeczeństwa antynomicznym modelem „biegunowym”, w którym Kościół jawił się jako complexio oppositorum. Był to wyraźny paradygmat filozoficzny. Paradygmat, który został następnie zastosowany w jego tabeli trzech par przeciwieństw oraz „czterech zasad” wykorzystanych także w Evangelii gaudium. Dziwnym trafem żaden uczony nie zadał sobie trudu, by przestudiować genezę tego schematu.
Do tej genezy przynależą nazwiska znane także nam: de Lubac, Guardini, von Balthasar… Znaleźli się tacy, którzy wręcz zakwestionowali to, że Bergoglio studiował ich gruntownie, Pan – odwołując się do konkretnych tekstów – pokazuje coś przeciwnego. Ale co takiego zaczerpnął od każdego z nich?
Owszem, Sandro Magister, wyraźnie uprzedzony do Papieża, poddał w wątpliwość to, że Guardini miał na niego jakiś wpływ. Mimo że później zmienił zdanie… W rzeczywistości zarówno Guardini, który miał być filarem pracy doktorskiej napisanej w 1986 roku, jak i de Lubac przyczyniają się do sprecyzowania „antynomicznej” myśli Bergoglia: idei, że katolicyzm jest w świecie nadprzyrodzoną jednością łączącą przeciwieństwa bez ich usuwania, utrzymując je w „napięciowym” zawieszeniu. Jedność nie pozwala, by przeciwieństwa stały się „sprzeczne”. Kiedy tak się dzieje, stajemy wobec manichejskiej wizji rzeczywistości, wszelki dialog staje się niemożliwy. Jeśli chodzi o Hansa von Balthasara, jego obecność staje się odczuwalna w refleksji kardynała Bergoglia od końca lat 90. Idea, że Prawda i Dobro mogą się objawić poprzez Piękno, za pośrednictwem „atrakcyjności” oraz zafascynowania świadectwem, staje się centralnym punktem jego misyjnej perspektywy. Jest to kwestia, która nawiasem mówiąc rozjaśnia się u niego także poprzez lekturę tekstów księdza Luigiego Giussaniego. Dzięki nim staje się zauważalny u Bergoglia zbiór kluczowych koncepcji i obrazów: spotkanie, zdumienie, podążanie za, doświadczenie, spotkanie Jezusa z Janem i Andrzejem jako model… Z jego przepowiadania wypływają wszystkie najbardziej znane kategorie wychowawczego doświadczenia księdza Giussaniego. Są to kategorie nadające ton ważnemu dokumentowi Kościoła latynoamerykańskiego z Aparecidy (2007), który został opracowany pod przewodnictwem przyszłego Papieża.
Jest także nazwisko zaważające na Bergogliowskiej lekturze pism samego świętego Ignacego. Chodzi mianowicie o Gastona Fessarda.
Tak, jest to jedno z najbardziej znaczących odkryć w książce. Kiedy zaczynałem ją pisać, nie była dla mnie jasna geneza myśli Bergoglia, to, skąd zaczerpnął swoją „biegunową” wizję rzeczywistości. Nie pochodziła ona od Guardiniego, którego „filozofię przeciwieństw” przyszły Papież odkrył dopiero w 1986 roku. Lektura tekstów nie pomagała w rozjaśnieniu zagadnienia. Dlatego zadałem Papieżowi, za pośrednictwem wspólnego przyjaciela, te pytania, na które odpowiedział przy pomocy nagrania audio, z bezgraniczną otwartością i szczerością. W ten sposób odnalazło się brakujące ogniwo: Gaston Fessard, jeden z największych jezuickich intelektualistów drugiej połowy XX wieku, bliski przyjaciel Henriego de Lubaca. To on jest autorem znajdującym się u źródeł myśli Bergoglia. Lektura „Dialektyki «Ćwiczeń duchownych» św. Ignacego Loyoli” (La dialectique des „Exercices spirituels” de saint Ignace de Loyola) Fessarda przekonuje młodego Bergoglia do tego, że u źródeł ignacjańskiej duchowości znajduje się napięcie między Łaską a wolnością, między tym, co nieskończenie wielkie, a tym, co niekończenie małe, między kontemplacją a działaniem. Chrześcijańska myśl nie jest statyczna, jest „napięciowa”.
Ale w jakim sensie jest to także „myśl pojednawcza”? Ponieważ istnieje ryzyko jej irenistycznej, bezwyrazowej interpretacji…
Jedność, o której mówi Bergoglio, jest właśnie jednością w napięciu, która nie usuwa przeciwieństw. Jest to jedność, która wchodzi w dramat historii. Papież nie jest z pewnością konserwatystą, ale nie jest też naiwnym progresistą. Jest człowiekiem, który widzi jasno tragiczny obraz współczesnego świata, porzucającego bariery ochronne postawione po drugiej wojnie światowej. Jest to świat „trzeciej wojny światowej w kawałkach”, który nie wierzy już w międzynarodowe organy i powraca do wyścigu zbrojeń nuklearnych. Franciszek jest tym zaniepokojony. Działanie Kościoła wciska się niczym klin między strony, dąży do mediacji, do budowania mostów. Tak było w przypadku Syrii, kiedy USA chciały włączyć się do wojny; tak było w przypadku Kuby, spotkania z patriarchą moskiewskim, jego spotkania w Kairze z prawosławnymi i muzułmanami, w Republice Południowoafrykańskiej, w Kolumbii.
Ale czy w podtekście nie ma katolickiego et-et? Katolicyzm, jeśli jest żywy, sam w sobie jest syntetyczny…
Oczywiście. Fessard stwierdzał, nawiązując do świętego Pawła, że w Kościele znajduje rozwiązanie potrójna dialektyka historii: niewolnicy-wolni; mężczyźni-kobiety; żydzi-poganie. Chrześcijaństwo jednoczy to, co na płaszczyźnie naturalnej wydaje się niemożliwe. Modelem dla Bergoglia jest spotkanie między Iberyjczykami a rdzenną ludnością Ameryki Łacińskiej. Spotkanie dramatyczne, czasem okrutne, ale ostatecznie realne. Chrześcijańska inkulturacja, jedność w wielości, urzeczywistniła się w historii. Indiańska Matka Boża z Guadalupe jest znakiem tej integracji.
W swoich poszukiwaniach dociera Pan do źródeł jednego z najbardziej zdumiewających aspektów myśli Papieża: znanych zasad wyrażonych w Evangelii gaudium. Czas przewyższa przestrzeń, jedność – konflikt, rzeczywistość – ideę, całość – część. Dla niego są to zasadnicze kwestie, widzimy to. Ale skąd wypływają? I dlaczego są tak ważne?
Wypływają z doświadczenia, z kontekstu, w którym żył, pełnego bardzo dużych kontrastów. Jego Argentyna przez lata była podzielona między skrajności: dyktatura wojskowa z jednej strony i rewolucyjny mesjanizm partyzantów z drugiej. Z Kościołem pośrodku jako „zakładnikiem”, oscylującym między współpracą z władzą a filo-marksistowską teologią wyzwolenia. Cztery zasady ustanawiają z jednej strony wartość jedności ludu w stosunku do projektów politycznych dążących do podzielenia go, uczynienia z niego narzędzia, do posłużenia się nim jako mięsem armatnim. Kościół opowiada się po stronie ludu, pueblo fiel (wiernego ludu), który wierzy, kocha, cierpi. Z drugiej strony zasady te ustanawiają prymat rzeczywistości w stosunku do każdej ideologii, prawicowej czy lewicowej.
W tym kontekście mówi Pan wiele o innych autorach, mniej nam znanych, ale decydujących. Na przykład o Amelii Podetti, argentyńskiej filozofce: Papież twierdzi, że to od niej zaczerpnął intuicję peryferii.
To prawda. Dla niej świat zmienia perspektywę w zależności od tego, czy obserwuje się go z krawędzi, uskoków, szczelin. Ten, kto znajduje się w centrum metropolii albo imperiów, żyje jakby wewnątrz bańki mydlanej, nie dostrzega dramatu historii, niesprawiedliwości ani też znajdujących się na horyzoncie trzęsień ziemi. Ewangeliczna wizja Franciszka wychodzi od peryferii, od ubogich z Ewangelii. Nie oznacza to, że jest trzecioświatowcem. Biegunowość między globalizacją a lokalnością jest jednym z punktów nośnych jego myśli.
Inny decydujący autor: Alberto Methol Ferré, urugwajski filozof. Jaki był jego wpływ?
Bardzo duży. Methol Ferré jest największym latynoamerykańskim katolickim intelektualistą XX wieku. Jego tomizm dialektyczny pozostaje pod wpływem, tak samo jak Bergoglio, Fessarda. Losy Methola i Bergoglia splatają się, począwszy od Konferencji w Puebla w 1979 roku. Stopniowo Methol staje się wraz z Fessardem, Guardinim, Podetti punktem intelektualnego odniesienia dla Bergoglia. Refleksja Methola Ferré, jak pokazuję w książce, zawdzięcza wiele oryginalnym przemyśleniom filozofii Augusta del Noce. On i Bergoglio współdzielili ideę Wielkiej Latynoamerykańskiej Ojczyzny, a przede wszystkim la teología del pueblo (teologię ludu), argentyńską wersję teologii wyzwolenia, opracowaną przez Lucio Gerę, Rafaela Tello, Justina O’Farrela, Juana Carlosa Scannone. Dla teologii ludu liczyła się opcja preferencyjna dla biednych podejmowana przez Kościół podczas konferencji w Medellin i Puebla, dowartościowanie ludowej religijności krytykowanej przez modernistyczne stanowiska, wyraźne odrzucenie ideologii marksistowskiej.
Ale w jakim sensie ten Papież jest „południowoamerykański”? Co to naprawdę oznacza, pomijając uproszczenia?
Papież jest Latynoamerykaninem na wskroś. Jest nim przede wszystkim jako katolik, który przeżył okres wielkiej odnowy Kościoła Ameryki Łacińskiej z jego zasadniczymi momentami: Medellin (1968), Puebla (1979), Aparecida (2007), których był bezpośrednim protagonistą. Ze względu na swoją formację jest jednak także głęboko europejski. Jezuici ze szkoły liońskiej, de Lubac, Fessard, Romano Guardini, Karl Grumbach, Michel de Cereau studiujący mistykę, Hans Urs von Balthasar są fundamentalnymi autorami, którzy wpływają na jego formację. Są to autorzy europejscy.
Prawda i miłosierdzie, wolność i łaska… W jaki sposób syntetyczna myśl taka jak myśl Bergoglia jednoczy te dwa bieguny?
W formie dialektyki biegunowej. Papież, wbrew temu, co twierdzą krytycy, nie grzeszy „litościwością”, nie jest zwolennikiem prymatu praktyki nad doktryną. Miłosierdzie jest historycznym, regularnym, objawianiem się Prawdy. Prawda zawsze jest uniwersalna, Miłosierdzie jest jej szczególną odmianą, która zakłada rozeznanie każdego przypadku z osobna. Stajemy wobec typowej antynomii.
Czy można powiedzieć, że Franciszek w pewien sposób „uczy się od historii”, by posłużyć się sformułowaniem drogim księdzu Giussaniemu, czy też będzie to stwierdzenie naciągane?
Nie, tak właśnie jest. On sam, wyjaśniając swoją metodę, wskazuje jej potrójne wyartykułowanie: inspiracja-koncepcja-rzeczywistość. Bergoglio wychodzi od intuicji, która musi uładzić się poprzez refleksję, by następnie porównać się z rzeczywistością. Jedna z jego zasad potwierdza, że rzeczywistość przewyższa ideę. Jest to zasada wywodząca się z tomizmu. Nie da się wyeliminować relacji z rzeczywistością, a więc z historią. W przeciwnym razie każda myśl, także ta „chrześcijańska”, ma skłonność do „kostnienia”, do stawania się powtarzalną, dogmatyczną w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jest jedna uwaga Franciszka w jego wywiadzie udzielonym ojcu Antonio Spadaro dla „Civiltŕ Cattolica”, która jest bardzo znacząca: „Kiedy dany sposób wyrażania myśli traci swoją wartość? Kiedy zapomina o człowieczeństwie lub boi się tego, co ludzkie, i gdy myśl oszukuje sama siebie. (…) Myśl Kościoła, aby móc rozwijać i pogłębiać nauczanie, musi odzyskać swoją genialność, dążąc do pełniejszego zrozumienia sposobu, w jaki człowiek współczesny pojmuje sam siebie” (Serce wielkie i otwarte na Boga, tłum. Z. Kasprzyk, Kraków 2013, s. 87).
Czym jest ta „genialność”, którą trzeba odzyskać?
Chrześcijańska myśl staje się genialna, kiedy porusza się w biegunowym napięciu między zanurzeniem w ciele świata a wciąż coraz większą „mistyczną” otwartością na Boga, kiedy ucieka przed autoreferencjalnością, przed klerykalizmem, przed zamkniętym światem przytłumionego i zgaszonego spirytualizmu. Dla Bergoglia, tak samo jak dla de Lubaca, największym grzechem jest „duchowa światowość”, moralizm tych, dla których Bóg jest odbiciem własnych pewności i ambicji.