© Sam Balye/Unsplash

„Wychowywanie jest możliwe. Zawsze”

Franco Nembrini i zagubienie młodych: „Dorośli muszą akceptować dzieci takimi, jakie są, i brać odpowiedzialność za ich wychowanie. Szkoły niepubliczne to wielka próba”
Valentina Frigerio

Od olśniewającego spotkania z Dantem w wieku 12 lat, które skłoniło go do podjęcia decyzji o zostaniu nauczycielem języka włoskiego, po wypełnione po brzegi teatry, gdzie przedstawiał szerokiej publiczności florenckiego poetę, a także Leopardiego i Manzoniego. Franco Nembrini, czwarty z dziesięciorga rodzeństwa, pochodzący z Bergamo, poświęcił swoje życie szkole i wychowaniu dzieci. Założyciel szkoły La Traccia w Calcinate, autor książki Między ojcem a synem, w której odczytuje na nowo Ryzyko wychowawcze księdza Giussaniego, odkrył wychowywanie jako swoje powołanie. Spotykamy go w momencie, gdy szkoły wydają się coraz bardziej nieadekwatne dla młodych ludzi, a sami młodzi coraz bardziej zagubieni. Wychodząc od tego kryzysu, Nembrini powtarza: wychowywanie jest możliwe wszędzie, gdzie są dorośli gotowi patrzeć i przyjmować dzieci takimi, jakie są.

Zacznijmy od tego: dziś wyzwanie, jakim jest wychowanie, wydaje się naprawdę bardziej dramatyczne niż kiedyś. Jak powinniśmy zacząć od nowa?
Od wolności. Nie tylko od wolności tworzenia wolnych szkół, ale od wolności wychowania dla wszystkich. Sam Giussani, kiedy zaczął pracować w liceum Bercheta, walczył z ograniczeniami nałożonymi na przedstawicieli uczniów, mimo że jego młodzi mieli większość w szkole. Nie zależało mu na obronie jednej ze stron, ale na zapewnieniu wolności dla wszystkich. O to właśnie chodzi: troszczymy się o lud, ludzi, ostatniego, który przechodzi, dzieciaki, dla których szkoła stała się miejscem cierpienia, a nie wsparcia. Oczywiście, niepubliczne szkoły to wspaniała próba odpowiedzenia na potrzeby dzieci, ale dziś problem polega na tym, aby w każdej szkole byli dorośli, którzy wzięliby odpowiedzialność za wychowanie. Ta pasja do szkoły i wychowywania jest ostatecznie wielkim wkładem, jaki Ruch zawsze wnosił w sferę edukacji w naszym kraju.

Franco Nembrini

Jak opisałbyś kondycję współczesnych młodych?
Cierpią jak nigdy dotąd. Z ogromnym trudem dorastają. Nigdy nie widziałem, żeby nasze dzieciaki tak cierpiały, zmuszone dorastać w zawrotnym chaosie, bez punktów odniesienia, porzucone na wychowawczej pustyni. Dorastają w świecie, który stworzył teorię, że dobrem dla nich jest unikanie trudności i bólu, dwóch rzeczy, dzięki którym człowiek dojrzewa. A dzieciaki, pozostawione samym sobie, czują, że jakby to z nimi było coś nie tak; ich dewiacyjne zachowania – od samookaleczeń przez narkotyki po przemoc – są sposobem, w jaki krzyczą o swoich potrzebach. Dorośli jednak, którzy powinni być w stanie usłyszeć i przyjąć to wołanie, są często krusi i bezradni, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Co się stało? Jak do tego doszło?
Rok 68. i kolejne lata były okresem tak silnego nacisku ideologicznego, że zasugerował on pokoleniu młodych, że mogą odrzucić tradycję, by zapoczątkować nowy świat. Roszczenie do porzucenia przeszłości pozostawiło ich jednak bez przeszłości i bez przyszłości, bez energii do budowania, a zatem bez teraźniejszości. W ten sposób ta próba się nie powiodła, a rezultatem są pokolenia cynicznych, zubożałych dorosłych, bez ideałów, bez wystarczających racji, by przekazać swoim dzieciom nadzieję. Pytanie, które kiedyś zadał mi syn – „Tato, czy zapewnisz mnie, że warto było przyjść na świat?”, czyli pytanie o wychowanie – zostało zdradzone. Uważano, że zapewnienie zdrowia i dobrobytu wystarczy, tymczasem nie ma już szerokiej, dającej nadzieję propozycji wychowawczej, która byłaby w stanie objąć świat i nadać sens nawet bólowi i trudom.

Jaka odpowiedzialność na nas spoczywa?
Wychowawca, chrześcijanin, który ma wiarę i który dostrzega tę pilną potrzebę w swojej roli ojca, matki, katechety czy nauczyciela, jest odpowiedzialny za to, by tam gdzie widzi, że ta potrzeba wychowawcza może zostać zaspokojona, zrobić wszystko, co możliwe, aby jego propozycja stała się drogą dla każdego. Zatem współczesny chrześcijanin doświadcza świata w następujący sposób: jako ogromnego wyzwania, by człowiekowi pomóc być człowiekiem.

Czy zatem można powiedzieć, że jedyną nadzieją dla dzisiejszej młodzieży jest spotkanie z dorosłymi, którzy zajmują to stanowisko? Gdzie?
Miejscem, poza rodziną, które powinno rozpalić dynamikę wychowawczą, jest szkoła. W rzeczywistości prawie tak już nie jest. Szkoła utrzymuje się dzięki heroizmowi nielicznych, którzy zajmują to stanowisko. Na szczęście dzieciaki często spotykają dorosłych potrafiących patrzeć na nie z szacunkiem nawet w najbardziej niewyobrażalnych miejscach. A kiedy dorośli to robią, dzieciaki to zauważają i podążają za nimi. Hasło, które zawsze powtarzam – i które jest nieco paradoksalne – brzmi, że sekret wychowania polega na tym, by nie mieć problemu wychowania.

Wytłumacz to lepiej.
Mam na myśli to, że dzieci przychodzą na świat z duszą, którą daje im Bóg, z tą ciekawością, z jaką Bóg umieszcza naszą duszę w świecie z uniwersalnym pragnieniem poszukiwania sensu wszystkiego. I dobrze wykonują swoją pracę, którą jest obserwowanie. A to, co dzieci obserwują, to sposób, w jaki ich rodzice odnoszą się do rzeczywistości, jak traktują siebie, rzeczy, swoje dzieci. Bo sednem wychowania jest spojrzenie, jakie dziecko czuje na sobie. Spojrzenie, które otrzymuje od ojca i matki. Jeśli jest to roszczeniowe spojrzenie, na przykład: „Kochałbym cię, gdybyś…” (gdybyś dobrze radził sobie w szkole, był bardziej „ogarnięty” itd. – w gruncie rzeczy: „Kochałbym cię, gdybyś był inny, niż jesteś”), rodzi to lęk przed oceną. Spojrzenie dorosłych zbyt często jest dzisiaj takie. A kiedy brakuje miłosiernego spojrzenia dorosłego, brakuje wszystkiego.

Na czym zatem polega wychowywanie? I czego się od nas, dorosłych, wymaga?
Wydaje mi się, że kwestia wychowania zaczyna się właśnie od miłosierdzia, to znaczy od uznania wartości drugiego, zanim się zmieni. Kiedy Giussani poznał mojego brata marksistę, nie wygłaszał mu chrześcijańskich przemówień, ale wysłał mu kilka książek Marksa, zachęcając go do zagłębienia się w interesujące go zagadnienie. W ten sposób mówił mu: „Posiadasz wartość, oddałbym za ciebie życie już teraz, za takiego, jaki jesteś”. To jest chrześcijaństwo, jak naucza święty Paweł: „Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). I to jest również sekret wychowywania. Kościół, z charyzmatami, które Duch Święty w nim wzbudza, jest trwaniem tego spojrzenia w historii. Musimy zatem w pełni żyć życiem Kościoła w charyzmacie Ruchu, który pozwala nam nieustannie odnawiać to spojrzenie.

O co proszeni są dzisiaj nauczyciele?
Nauczyciel uczy. I nie może bagatelizować przedmiotu, którego naucza. Chodzi o to, że nauczyciel robi to w kontekście relacyjnym zwanym wychowaniem, którego podstawowym środkiem może być jedynie miłosierdzie, afirmacja drugiego człowieka niezależnie od wszystkiego. Jeśli kochasz, stwarzasz warunki, aby drugi człowiek również nauczył się przedmiotu, którego nauczasz. Nie możesz powiedzieć, że go kochasz, jeśli nie uczysz go również matematyki – do tego stopnia, że ​​ją pokocha – z całym wysiłkiem, z jakim może się to wiązać zarówno dla nauczyciela, jak i dla ucznia.

To właśnie przydarzyło się tobie z twoimi uczniami, przyszłymi księgowymi, albo z fenomenem „Centocantiego”.
Zgadza się: widziałem, jak prawdziwe są słowa samego Dantego: „Ta droga radość, na której buduje się każda cnota” (Boska Komedia, Raj, pieśń XXIV, w. 89-90, tłum. J. Mikołajewski). Trzeba być bardzo szczęśliwym, aby starać się być dobrym, by podejmować trud bycia prawdziwym. Trzeba głęboko kochać młodych ludzi (w sensie, o którym mowa powyżej), aby uczący się na murarzy z Bergamo zafascynowali się Dantem do tego stopnia, że ​​niektórzy z nich wybrali studia literackie. Tak właśnie stało się z 1500 młodymi ludźmi, z różnych środowisk i o różnych przekonaniach, którzy w ciągu ostatnich trzech lat stali się przewodnikami po wystawach poświęconych florenckiemu poecie w całych Włoszech. Młodymi ludźmi, którzy na nowo odkryli swoją pasję do nauki, odnaleźli drogę, umocnienie w przyjaźni.

Czy zatem godzina lekcyjna wystarczy?
Oczywiście, że nie. Nie można oddzielić godziny lekcyjnej od propozycji wychowawczej, która z kolei obejmuje całe życie, a zatem wymaga przestrzeni i miejsc, okazji. Giussani „wynalazł” Ruch właśnie po to, by wspierać tę drogę weryfikacji tego, o czym mówił na lekcjach religii. Nigdy nie zamierzał rozdzielać tych dwóch rzeczy: oferował narzędzia, które pogłębiały i ułatwiały proces wychowawczy tym, którzy rozpoczynali go właśnie na tych lekcjach.

Dziś wiele mówi się o „sojuszu wychowawczym” między szkołą a rodziną. Czy wierzysz w niego?
Nie wierzę za bardzo w sojusz między dwiema kategoriami instytucjonalnymi pogrążonymi w kryzysie. Wierzę raczej w ludzi, których się spotyka. Rodzic i nauczyciel, którzy podzielają to samo pragnienie wobec swoich dzieci, rozpoznają się i wspólnie podążają drogą – tam może się narodzić coś na nowo. To jest czas „ja”, osób, a nie systemów. Osób, które, jednocząc swoje siły, przywracają rodzinie i szkole ich fundamentalną rolę.

Co oznacza dziś wychowywanie do wolności?
Oznacza wychowywanie do rozpoznawania prawdy i przylgnięcia do niej. Oznacza pielęgnowanie w młodych ludziach zaciekawienia dobrem, pięknem, prawdą. Ze świadomością, że wolność zawsze jest ryzykiem. Jak pisze ksiądz Giussani w książce Realtà e giovinezza. La sfida („Rzeczywistość i młodość. Wyzwanie”): „Być może największą ofiarą dla rodziców, największą oprócz śmierci własnego dziecka, jest widok dziecka, które wychowali z miłością, któremu dali wszystko, co mogli dać, podejmującego decyzje i wybierającego drogi lub formułującego osądy odmienne od tych, które uważają za słuszne. […] Władza nad duszami: posiadanie ich dla ich własnego dobra, pozbawienie ich wolności, aby zapewnić im szczęście. Chrystus umarł, aby pozostawić nam wolność! […] Nie ma dla nich szczęścia, którego by nie wybrali oni sami, nie ma przeznaczenia, którego by nie rozpoznali i nie zaakceptowali”.

Zatem jaka szkoła może wychowywać prawdziwie do wolności?
Szkoła, która kocha wolność, to szkoła niepubliczna. Szkoła, która tak bardzo stawia na to przylgnięcie do prawdy, że robi wszystko, co w jej mocy, aby dziecko po ukończeniu nauki mogło powiedzieć, że kocha prawdę ponad wszystko. Szkoła niepubliczna to oczywiście szkoła zrodzona z wolnej inicjatywy rodziców i nauczycieli, którzy z natury ucieleśniają stanowisko, o którym mówiliśmy; ale także szkoła państwowa, która akceptuje ryzyko wolnych inicjatyw nauczycieli, uczniów i rodzin.

CZYTAJ TAKŻE: Paryż. „Zaglądając do wnętrza daru”

Jakie są perspektywy dla tych, którzy nie mają dostępu do szkół niepublicznych?
Edukacja jest zawsze możliwa. Te dzieci muszą spotykać się w życiu codziennym z dorosłymi, którzy postrzegają je takimi, jakie są. Jeśli nie ma się ojca, szuka się go. A znalezienie ojca jest zawsze możliwe. Jednym z miejsc podążających w tym kierunku, jest Portofranco (ośrodki wsparcia w nauce w całych Włoszech dla uczniów szkół średnich – przyp. red.), które powstało nie tylko po to, by przyjmować osoby wykluczone z systemu, ale także by wdrażać wychowanie, którego dzieci nie otrzymywały w szkole. Innym miejscem może być wystawa taka jak nasza o Dantem, seria wycieczek, inicjatyw… Skoro wychowywanie jest spojrzeniem, to można wychowywać wszędzie. Obecność tych doświadczeń musi również podnosić kwestię wychowawczą na poziomie publicznym i tworzyć warunki instytucjonalne, organizacyjne i polityczne, aby ta obecność wychowawcza była dostrzegana i doceniana.

Jak możemy odtworzyć dobre doświadczenie szkolne dzisiaj, kiedy rodzice zdają się nie odczuwać ponaglenia w kwestii wychowawczej?
Nie uogólniajmy: wciąż są dorośli, którym zależy na wychowaniu. Zacznijmy ich angażować. Kiedy w Clusone zamknięto ostatnią szkołę katolicką, niektórzy rodzice zwrócili się do mnie. Prosili, żebym otworzył tam filię La Traccia. Odmówiłem. Zasugerowałem jednak: „Załóżcie swoje stowarzyszenie, pomożemy wam”. Tak powstała nowa szkoła. Bo nie chodzi o kopiowanie schematów, ale o spotkanie dorosłych, którzy dobrowolnie wzięliby odpowiedzialność za powielanie sprawdzających się modeli.