„Podejmujemy gest charytatywny, aby uczyć się żyć tak jak Chrystus”
Najwyższe prawo życia, odkrycie, dla czego robi się wszystko. Rozmowa z Giorgio Vittadinim na temat jednego z filarów propozycji wychowawczej księdza Giussaniego (z kwietniowych „Tracce”)W krużgankach Uniwersytetu Katolickiego ksiądz Giussani zatrzymuje Giorgio: „Mam propozycję dla ciebie i twojego przyjaciela Bobo: trzeba pojechać do Borgo Lombardo, aby pomóc proboszczowi. Co ty na to? – W porządku” – odpowiedź jest natychmiastowa. „Ufałem mu i zgodziłem się, nie prosząc o zbyt wiele wyjaśnień – opowiada dzisiaj Giorgio Vittadini, prezes Fundacji Pomocniczości i wykładowca statystyki na Uniwersytecie Bicocca w Mediolanie. – To był mój pierwszy gest charytatywny. I w tym geście zacząłem pojmować, co to znaczy absolutna bezinteresowność, której głęboka racja została opisana na tej stroniczce Sensu gestu charytatywnego, gdzie ksiądz Giussani mówi: „Najwyższym prawem naszego bytu jest współdzielenie bytu innych, jest dzielenie się sobą z innymi. Tylko Jezus Chrystus mówi nam to wszystko, ponieważ On wie, czym jest każda rzecz, czym jest Bóg, z którego się rodzimy, czym jest Byt. (…) Podejmujemy gest charytatywny, żeby uczyć się żyć tak jak Chrystus” (http://www.cl.opoka.org.pl/aktualnosci/carita.pdf, s. 2)
Zacznijmy właśnie od Borgo Lombardo. Na czym polegał wasz gest charytatywny?
Przez cztery lata w każdą sobotę rano jeździliśmy do tej wioski leżącej pośród pól, oddając się do dyspozycji proboszcza. Za każdym razem prośba była inna: zabawa z dziećmi, otwarcie i zamknięcie oratorium, zaniesienie jedzenia ubogim rodzinom, posprzątanie kościoła, nadmuchanie balonów… Byliśmy praktycznie „faktotum” księdza. Mało podziękowań, tylko czysta praca. Ja i Bobo Torchiana naprawdę zaprzyjaźniliśmy się za pośrednictwem tego gestu, którego nie szukaliśmy, ale który został nam zaproponowany przez Giussaniego. Na zakończenie poranka, jak nam zasugerował, odwiedzaliśmy księdza Mario w San Donato Milanese i opowiadaliśmy mu o tym, co przydarzyło się nam w czasie tych czterech godzin. Była to okazja, by zaprzyjaźnić się z księdzem Mario, ale przede wszystkim w ciągu tej pół godziny spędzanej razem wyrażał się fundamentalny wymiar gestu charytatywnego: osąd.
W jakim sensie?
Moim zdaniem jest to jeden z oryginalnych aspektów myśli księdza Giussaniego na temat gestu charytatywnego. Aby zrozumieć, wyjdę od jednego epizodu. Na początku Gioventù Studentesca (Młodzieży Szkolnej) kilku młodych oburzyło się, bo bardzo biedna kobieta wykorzystała pieniądze, które jej podarowali, żeby kupić sobie szminkę. „Już jej nie pomożemy!” – wybuchli. Giussani rozłożył ich na łopatki, mówiąc: „Niczego nie rozumiecie ze współdzielenia. W tamtym momencie dla tej kobiety być może prawdziwą potrzebą było poczucie się bardziej zadbaną, piękniejszą”. Dał im do zrozumienia, w jaki sposób szczegół wiążę się ze wszystkim, w tym przypadku chodziło o godność człowieka, nawet w skrajnym ubóstwie. Ryzyko polega na zatrzymaniu się na utożsamieniu wartości gestu w posłudze, w potrzebie, podczas gdy chodzi o osądzenie działania. Oryginalność polega właśnie na tym: na osądzie rodzącym się z doświadczenia. A to rewolucjonizuje sposób podejmowania gestu. Ale żeby tak się stało, musi być ktoś, kto pomoże ci zrozumieć racje samego gestu. To, co robiliśmy z księdzem Mario, widzę ponownie na Szkole Wspólnoty u młodych, którzy mówią o Portofranco, o dostarczaniu paczek w ramach Banku Żywności, o towarzyszeniu osobom starszym. W ich opowieściach pojawia się przede wszystkim inny czynnik: odkrycie człowieka, czasem bolesnego człowieczeństwa. Jak napisała mi jedna z przyjaciółek: „W ostatnim okresie chłopiec, którym opiekuję się w czasie gestu charytatywnego, jest coraz bardziej odizolowany, zezłoszczony. Nie wiem, jak się za to zabrać. Czasami płacze i krzyczy na mnie: «Ty nie rozumiesz!». W ten sposób ja też płaczę, a dzisiaj powiedziałam: «Jezu, musisz przesunąć przynajmniej ziarenko piasku dla niego»”.
Ale w takim razie jaki jest pierwszy „zysk” z gestu charytatywnego?
W tym bezinteresownym geście rozumiem, co znaczy, że chrześcijaństwo jest po prostu miłością do człowieka. Lepiej. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś strukturalnie stworzony dla drugiego, a jednocześnie jesteś stworzony przez Kogoś Innego. Talenty, które otrzymałem, wiara, świadomość życia, są darami. Jechałem ostatnio tramwajem i zobaczyłem starszego pana idącego chwiejnym krokiem i zgarbionego, z torebeczką na zakupy, która wypadała mu z rąk. Kiedy wysiadł, pomyślałem: jak człowiek może zakończyć swoje życie w ten sposób, bez nikogo, kto by się nim zaopiekował? W obliczu potrzeby rozumiesz, co zostało ci dane, dar wiary. I w ten sposób wieczorem dziękujesz modlitwą: Uwielbiam Cię, mój Boże. Doświadczenie gestu charytatywnego prowadzi do tego, by nie uważać już niczego za pewnik. Zwłaszcza sensu, dla którego robisz wszystko.
Spróbuj wyjaśnić to lepiej.
Rozumiesz to, ponieważ we współczuciu, które odczuwasz w obliczu spotykanej potrzeby, wyłania się pytanie: kim jest człowiek? Kim jestem ja? Z czego się składam? Może się to nie zdarzyć za pierwszym razem, gdy idziesz na gest charytatywny, może nawet nie za drugim, ale w pewnym momencie się wyłania. Dlatego tak ważne jest wierne powtarzanie gestu.
Jest to jeden z elementów składowych gestu charytatywnego, opisywanych na stronicach Sensu gestu charytatywnego.
Tak. Powtarzanie gestu, który nie przynosi natychmiastowego rezultatu, ogałaca do tego stopnia, że można powiedzieć: albo zwariowałem, albo pod spodem kryje się coś jeszcze. To jest to, co odróżnia gest charytatywny od wolontariatu, który tak czy inaczej posiada swoją wielką wartość. Zwykle jednak brakuje energii, gdy nie ma odpowiedzi, nawet minimalnej, kiedy nie widać zmiany. Dodam jeden czynnik. Gest charytatywny jest naprawdę dla wszystkich, w tym sensie, że nie implikuje jakiegoś talentu czy zdolności, jest zgodny z normalnym życiem. Ale jest przeżywany w przyjaźni. U skazanego, podczas doręczania paczki, możesz być tylko fizycznie, ale to w ramach przyjaźni możesz współdzielić doświadczenie i dojrzeć w osądzie. Wspólnotowy, także dlatego, że rodzi się przyjaźń, czasem nieoczekiwana, myślę o sobie i o Bobo w ciągu tych czterech lat. Tylko w ten sposób staje się gestem wychowawczym w tym sensie, że otwiera się na kogoś innego. Giussani po masakrze w Nassiryi powiedział, że potrzebne jest powszechne wychowywanie. Potrzebne są gesty, które doprowadziłyby do dostrzeżenia wartości drugiego człowieka. Gest charytatywny jest jednym z nich.
Dlaczego?
Człowieka uderzają dwie rzeczy: potrzeba drugiego i miłość. Zderzenie z potrzebą przeszywa najbardziej skamieniałe serce. W ramach gestu charytatywnego przez pewien okres chodziłem do więzienia w Padwie, aby odwiedzić kilku więźniów. Spędzałem kilka godzin na słuchaniu ich. To doświadczenie odebrało mi definicję życia: „To jest dobre, a to jest złe, to jest słuszne, a to jest błędne”. Zacząłem wątpić, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, w moje czasem z góry założone idee. Zacząłem rozumieć, że rzeczywistość jest większa niż moje postrzeganie jej. Pewien młody znajomy jakiś czas temu napisał mi, że w jego pracy kierownictwo zorganizowało zbiórkę w ramach Banku Żywności: „Zdumiewające było to, w jaki sposób koledzy postanowili się zaangażować. Zachęceni moim zaproszeniem, by się przyłączyć i ofiarować pieniądze albo żywność, i zaciekawieni tym, jak ja dałem się poruszyć, w ciągu trzech dni zbiórki zrezygnowali nawet ze swoich przerw obiadowych, byle pójść ze mną i mi pomóc. Byłem zaskoczony dynamiką, z jaką została przeprowadzona ta zbiórka, będąc przyzwyczajonym do ciągłego przeżywania jej w środowisku szkolno-uniwersyteckim, z ludźmi z Ruchu. Najbliższym mi kolegom ponownie przedstawiłem propozycję gestu charytatywnego na rzecz Banku Żywności i pięknym wyzwaniem będzie wyjaśnienie różnicy między gestem charytatywnym a wolontariatem. Być może «potencjał waszego charyzmatu», jak powiedział na koniec Papież 15 października, można odkryć za pośrednictwem tych dynamik i w nich”.
Co cię uderzyło?
W naszej epoce rozum odłączył się od doświadczenia. Żyjemy w świecie myśli, wrażeń, widzę to zwłaszcza u młodych ludzi. Zatem gest charytatywny dotyka kawałeczka rzeczywistości, „dotykając” potrzeby drugiego. Przyczepia cię z powrotem do rzeczywistego życia. I tam ktoś może sprawić, że zdasz sobie sprawę, że nic nie zrozumiałeś i że musisz zacząć od nowa.
CZYTAJ TAKŻE: Listy
Czy przydarzyło ci się coś takiego?
Tak, kiedy poznałem Enzo Jannacciego, który w jednej chwili pokazał mi, co to znaczy zakochać się w ludziach.#Ślady