© iStock

„Gdzie jest Bóg?”

Migawka ze szpitalnego oddziału: pośród dramatów i protokołów możliwość stawania wobec pacjenta i samego siebie. Historia młodej psychiatry (z marcowych „Tracce”)
Paola Bergamini

„Pani doktor, potrzebują pani na izbie przyjęć. Pani ma dzisiaj dyżur, prawda? – Tak. Już idę” – odpowiada Giovanna, młoda psychiatra, pielęgniarce z oddziału lombardzkiego szpitala, gdzie pracuje od kilku miesięcy. Procedura, którą należy wykonać, jest następująca: ocena psychiatryczna pacjenta, który trafił na izbę przyjęć, i decyzja, czy ma zostać wypisany z leczeniem farmakologicznym, czy hospitalizowany. Czasami internista, jeśli ma wątpliwości co do patologii, prosi po prostu o konsultację. Ważne jest „rozwiązanie problemu”, uważając przede wszystkim, aby nie pociągnęło to za sobą kompromitujących następstw prawnych, jak wyjaśnili jej starsi koledzy. Tym bardziej, że tych pacjentów prawie nigdy nie widuje się ponownie.

Giovanna wchodzi do sali, w której mężczyzna wije się z bólu. Podchodzi i pyta: „Jak to się stało, że pan tu jest? – Jestem obrzydliwym ćpunem!”. Uzależnieni są trudnymi pacjentami: często nie słuchają wskazówek medycznych, zabrani z ulicy trafiają na izbę przyjęć, kiedy są bardzo chorzy, i praktyka nakazuje wezwanie psychiatry. Nie ma specjalnych terapii, pozostaje tylko powiedzieć dyżurującemu interniście, żeby zlecił mu abstynencję. Giovanna mówi mu: „Nie, nie jesteś obrzydliwym ćpunem. Jesteś człowiekiem. Człowiekiem, który miał problemy i używa substancji uzależniających. Kiedy zacząłeś? Jak to się stało?”. Gdy mężczyzna opowiada jej swoją historię, ona widzi, że drży z zimna. Poszukała dla niego koca i w dokumentacji medycznej przepisała środek przeciwbólowy. Działania te nie należą ściśle do jej kompetencji. Następnie powiedziała internistce: „Gdy tylko będziesz mogła, idź do sali 3. – Czy jest tam ćpun? Jest tak wiele nagłych przypadków… – Tak, jest. Rozumiem, ale potrzebuje leczenia. – W porządku”.
„Wobec tego człowieka przyszła mi na myśl jedna z moich znajomych pracująca z narkomanami – opowiada Giovanna – to, jak ona bardzo kocha tych ludzi. Pomyślałam: jak spojrzałaby na niego? Jak by postąpiła? Pojawiła się we mnie świadomość nieskończonej wartości tego człowieka. Spojrzenie mojej przyjaciółki jest takie samo jak spojrzenie, które otrzymałam w moim spotkaniu z chrześcijaństwem. Od przyjaciela, który pewnego dnia zapytał mnie w całkowicie nowy sposób: «Jak się masz?». Moja odpowiedź: «W porządku» nie wystarczyła mu, naprawdę chciał wiedzieć, jak się mam. Wewnątrz tego pytania było nieskończone dobro dla mnie. Zdumiewa mnie to, jak czasami nagle rozkwita inny osąd w mojej pracy. Coś, co wdziera się do codziennej praktyki lekarskiej i uwalnia mnie od logiki rozwiązania problemu”.

Kilka tygodni później Giovanna znowu jest pod telefonem. Na izbę przyjęć trafia cudzoziemka w stanie silnego wstrząsu. Po tym, jak doszło do kłótni tego ranka, jej towarzysz zmarł tragicznie. Kobieta płacze rozpaczliwie: „Pani doktor, jestem we Włoszech od kilku miesięcy. Przyjechałam ze względu na niego. Nigdy sobie nie wybaczę, że go nie uratowałam”. Giovanna stara się zatamować tę wezbraną rzekę, uspokoić ją. Wreszcie kobieta pyta ją: „Jak mogę zapomnieć o tym, co się stało?”. Nie można, nie wolno – chciałaby odpowiedzieć. Giovanna straciła mamę kilka lat wcześniej i nikt nigdy nie pytał jej ani nie wyjaśnił, jak zapomnieć. Wewnątrz chrześcijańskiego towarzystwa odkryła, że ta rana jest użyteczna dla jej życia. Próbuje wytłumaczyć to dziewczynie, ale słowa nie mają żadnej wagi. Zatem Giovanna bierze ją za ręce i mówi: „Teraz jesteś tutaj i spróbujmy ci pomóc”. Ten gest nie odpowiada jej charakterowi, a tym bardziej przyjętemu sposobowi przeprowadzania badania psychiatrycznego. „Pragnęłam być z nią w ten sam sposób, w jaki ja zostałam potraktowana. Być z jej bólem”. Dziewczyna, pośród rzeki słów, mówi do niej: „Wierzyłam w Boga. Teraz nie jest to już dla mnie możliwe. Gdzie jest Bóg? – Jest tutaj” – odpowiada Giovanna powoli. Następnie wypełnia formularze i proponuje jej hospitalizację.

CZYTAJ TAKŻE: Maccali. Łańcuchy, pustynia i wolność

„Bez doświadczenia wiary byłabym zdesperowana tak samo jak ta dziewczyna – mówi dzisiaj – albo może ja też próbowałabym zapomnieć. Ale to nie tylko o to chodzi”. Co to znaczy? „Zauważam, że pamięć o tym spojrzeniu na moje życie, które powtórzyło się kilka razy, sprawia, że patrzę na osoby, które mam przed sobą, prawie z «przesadnym» szacunkiem. To się powtórzyło tam, w tamtym momencie. Uderzyło mnie to, ponieważ drugi może się nie zmienić lub nic nie zauważyć, ale ja odkrywam przemianę w sobie, dzięki której lepiej stawiam czoła rzeczywistości”.