Adriano Rusconi

„Patrzeć na rzeczy takie, jakimi czyni je Chrystus”

W gronie pierwszych młodych ludzi, z których doświadczenia powstali Memores Domini, Adriano Rusconi przez całe życie podążał za Giussanim (z lutowych „Tracce”)
Maurizio Vitali

Na wiejskim dziedzińcu w Gudo Gambaredo, rolniczej wiosce Bassy, równiny położonej na południe od Mediolanu, wokół której rozciągają się tylko brązowe kilometry kwadratowe zaoranej żyznej ziemi oraz zielonej trawy i paszy dla krów, znajduje się pierwszy „dom” Grupy Dorosłych (później Memores Domini). Założony w 1968 roku przez czterech młodych ludzi będących świeżo po studiach, pragnących przeżywać razem, we wspólnocie, swoje powołanie do dziewictwa, dojrzewające w doświadczeniu Młodzieży Szkolnej (GS) księdza Luigiego Giussaniego. W tych stronach działali już wcześniej jako Giessini w związku z niedzielnym gestem charytatywnym: Paolo Mangini, Angelo Di Chiano, Vincenzo Moretti i Adriano Rusconi. Adriano, 82 lata, spotkał księdza Giussaniego w 1956 roku jako uczeń liceum Bercheta i podążał za nim, także jako jego przyjaciel lekarz.

Adriano, kim jest dla Ciebie ksiądz Giussani?
Tym, dzięki któremu odkryłem Chrystusa.

Czy nie znałeś Go wcześniej? Czy nie byłeś chrześcijaninem?
Wydawało mi się, że religia polega na niepopełnianiu grzechów.

A tymczasem?
Dla Giussaniego Chrystus jest obecnością, która ma związek ze wszystkim, a przeżywanie wszystkiego w świetle tej Obecności jest wielką nowością życia.

W jaki sposób zacząłeś dostrzegać ten akcent nowości?
W 1956 roku doszło do brutalnych zbrojnych represji ZSRR przeciwko Węgrom. Dyrektor Bercheta, Żyd, poprosił księdza Giussaniego o odprawienie mszy św. w intencji ofiar. Podczas homilii usłyszałem słowa: „Gdybyśmy żyli naprawdę, do końca naszym chrześcijaństwem, te tragiczne wydarzenia nie miałyby miejsca”.

Określenie tego osądu jako zdumiewającego to mało powiedziane.
Powiedziane przez kogoś, kto wierzył i żył tym, o czym mówił. I z tego powodu było to wiarygodne. Kiedy zmarł jego ojciec, ksiądz Giussani w swoim kazaniu powiedział to samo, czego zawsze uczył nas na spotkaniach lub na lekcjach. Wówczas wstrząsnęło mną: kurczę, to jest nauczyciel, który mówi nam prawdziwe rzeczy!

Jeśli mówi się o dziewictwie, prawie wszyscy postrzegają ten wybór jako wyrzeczenie. Czym jest dla Ciebie powołanie do dziewictwa?
Dziewictwo, jak nas uczono, jest patrzeniem na rzeczy takimi, jakie czyni je Chrystus. A ubóstwo jest traktowaniem rzeczy jako danych przez Kogoś Innego. Ponieważ Chrystus jest obecnym, uważam to za bardzo, bardzo rozumne. To stanowisko jest prawdziwe dla wszystkich ochrzczonych. Giussani mówił, że Bóg daje powołanie do dziewictwa niektórym, aby każdy mógł zrozumieć, że można tak żyć.

Czy naprawdę widziałeś tak pojmowane dziewictwo w osobach będących w związkach małżeńskich?
Absolutnie tak. Myślę o Giuseppe. Poznaliśmy go ja i mój przyjaciel lekarz Carlo Grillo podczas jednej ze Szkół Wspólnoty. Miał limfogranuloma i następnego dnia miał pójść do szpitala. „Zajmiemy się tobą”. Po kilku dniach Giuseppe mówi nam: „Nie dodzwoniłem się do ojca Manuela ani do księdza Giussaniego… Jeśli ich zobaczycie, powiedzcie im, że tutaj w szpitalu zdałem sobie sprawę, że to, o czym sobie mówimy, jest prawdziwe, jest ważne do końca i nie warto szukać czegoś innego”. Następnie, czując bliski koniec, poprosił o zabranie go do Lourdes. W grocie objawień Giuseppe modlił się o pięć rzeczy, które wymienił: za Młodzież Szkolną (GS), aby wzrastała; za księdza Giussaniego, aby mógł ją prowadzić; za samego siebie: „Czy będę żył, czy umrę, żebym był użyteczny dla tego, co spotkałem”; za dzieci i żonę; za towarzyszy ze szpitalnej sali. Tam zrozumiałem naprawdę, że dziewictwo nie było moim przywilejem właściwym pewnej formie życia, ale doświadczeniem każdego, kto uznaje Kogoś Innego jako sens wszystkiego.

Zresztą to nie ksiądz Giussanni „wymyślił” Grupę Dorosłych, jak sam miał powiedzieć. W 1964 roku w niektórych z was, absolwentach, osobach świeckich pod koniec drogi „weryfikacji” narodziło się pragnienie życia w dziewictwie, przyjmując jako „regułę” Ruch…
To początek tego, co nazwał Grupą Dorosłych. Giussani mówił o życiu jako o powołaniu i dziewictwie, patrząc na to, co rodziło się w nas. Towarzyszył nam i wychowywał do życia wiarą jako metodą poznania „Kogoś obecnego”. W ten sposób sam dom w Gudo nie powstał z jego inicjatywy, ale z pragnienia naszej czwórki „Memores”. Powiedział: „W porządku! Ale zostawcie dla mnie jeden pokój, żebym mógł przyjechać i zobaczyć, czym żyjecie”. Stąd narodziło się odkrycie jednoosobowego pokoiku jako celi, miejsca „ja” wobec Boga, klimatu milczenia, aby wspomóc pamięć o Chrystusie, o innych jako o znaku Obecności i towarzystwa w drodze ku Przeznaczeniu.

Jak czytamy w jego biografii, już w 1966 roku ksiądz Giussani był przekonany, że „nasze powołanie jest autentyczne na tyle, na ile jest przeżywane w naszym działaniu… Trzeba dawać świadectwo o Chrystusie w doczesnej rzeczywistości, w jej codziennej dynamice, w pracy”.
Mogę stwierdzić, że zderzenie prawdziwej postawy z pracą jest bardzo silne. Radykalnie zmienia się spojrzenie, z którego wypływa nowy sposób – niegwałtowny i pełniejszy, wyrozumiały – traktowania na przykład pacjentów. Jeśli jakiś ordynator, załóżmy, mówił mi: „Po co tak bardzo się przejmować? Po co tyle uwagi dla drugiego?...”, nigdy mnie to nie obchodziło. Nie potrzeba przecież żadnego pozwolenia. Bóg cię tam postawił i tam pozostajesz, tam pracujesz, dążąc do rozpoznania Jego obecności.

A zatem pełna immanencja w sytuacji.
Z pewnością. Z racji tego, że byłem lekarzem pracującym w przychodni, wszyscy tutaj w Gudo mnie znali i znają. Zdarzało się, że przejeżdżałem samochodem z księdzem Giussanim. Ten, kto mnie widział, pozdrawiał mnie. A on na to: „Nie rozmawiaj ze mną. Przywitaj się z nimi”. Opowiem ci coś innego. Zdarzyło się, że jeden z moich przyjaciół nie chciał już dalej pracować, ponieważ, jak powiedział, traktowanie w tej firmie było niesprawiedliwe z punktu widzenia ekonomicznego i społecznego. I Giussani powiedział mu: „Aha, chcesz odejść… A tamci, inni pracownicy? Pozostajesz w okoliczności, w której postawił cię Pan, czy ufasz swojej ucieczce?”. Pracowita immanencja w okoliczności, którą Bóg ci daje, jest poza tym wielkim świadectwem historii benedyktyńskiej. Zresztą klasztor w Cascinazzy znajduje się tutaj bardzo blisko.

A wszystkie te ziemie Bassy wiedzą coś o monastycyzmie. Około 15 kilometrów w linii prostej na zachód znajduje się opactwo Morimondo, a na wschód opactwo Chiaravalle. Tutaj mnisi przystosowywali grunty, ewangelizowali i humanizowali.
Wśród ludów i spustoszonych ziem benedyktyni posiali zasadę ora et labora. Dawali świadectwo o tym, co znaczy żyć i pracować wobec rozpoznanej Obecności. Kiedy barbarzyńcy niszczyli wszystko, mnisi budowali, ze świadomością, że „umieścił nas tu Pan. I od tego osądu nie odstąpimy”. W czasach takich jak nasze, odmiennych, ale nie mniej trudnych, bycie memor Domini polega na życiu tym osądem i tą relacją w każdych warunkach.

Tutaj pojawia się spontanicznie mała dygresja. Rusconi, wierzcie mi, żył i żyje życiem pełnym i pracowitym. Ale, jakie to dziwnie… nie opowiada ci o tym życiu (jak wielu z nas by zrobiło), mówiąc „zrobiłem to, zrobiłem tamto”, ale o tym, „co widziałem, jak się wydarza” i „jak rozpoznałem obecność Chrystusa”. Na przykład...
Śmiertelnie chora kobieta, mężatka, z trójką dzieci. Poprosiła mnie, żebym pomógł wrócić z Kolumbii jej przyjaciółce i koledze z Bractwa św. Józefa, aby nauczyli jej dzieci, że jeśli umrze, nie stracą jej. Przyjaciółka przyjechała i mieszkała w ich domu przez kilka miesięcy, także po jej śmierci. U dzieciaków, po tym doświadczeniu, widziałem niesamowity spokój i poczucie bezpieczeństwa. Nigdy nie przyszłaby mi do głowy coś podobnego.

Kiedy zabrakło Giussaniego, jak żyłeś dalej?
Z pewnością, że Ruch będzie istniał dalej, ponieważ został powołany do istnienia za pośrednictwem księdza Giussaniego przez Kogoś Innego.

Julián Carrón, nawiązując do Giussaniego, podkreślił, że odpowiedzialność za charyzmat spoczywa na każdym z członków.
I muszę powiedzieć, że przewodnictwo Carróna było w tym sensie absolutnie cenne. Jestem mu bardzo wdzięczny za to, jak prowadził Szkołę Wspólnoty w tych czasach pandemii. Nigdy nie powiedział: musicie zrobić to czy tamto, ale: trwajcie wobec Obecności, ponieważ Chrystus jest obecny. Kiedy leczę chorego albo towarzyszę umierającemu, Chrystus jest obecny, a ja mogę Go rozpoznać i dawać świadectwo o tej Obecności.

Faktem pozostaje to, że autorytet ma fundamentalne znaczenie.
Fundamentalne znaczenie ma koncepcja autorytetu, której nauczył nas Giussani: autorytet to ten, kto potrafi rozpoznać i sprawia, że ​​ja rozpoznaję prawdę, gdziekolwiek się ona objawia. Giussani raz powiedział o sobie, że jest jak „rura”, przez którą przepływa woda Kogoś Innego, i dodał, że możemy zatrzymać się przy rurze, zamiast rozpoznać tę wodę i to, ile rodzi ona bez przerwy. Tutaj w Gudo w pewnym momencie jako kierownik domu pojawiła się osoba znacznie młodsza ode mnie. Zapytałem Giussaniego: „Jak my, starzy, powinniśmy się teraz zachować?”. „W obliczu zaistniałych okoliczności lub problemów musicie dawać świadectwo o tradycji Grupy Dorosłych, którą niesiecie, a potem czekać, aż wyłoni się osąd zgodnie z komunią, który może wyjść zarówno od was samych, jak i od ostatniego przybyłego”. Nie istnieje stanowisko bardziej wyzwalające od tego.

Jak przeżywasz obecną sytuację Memores, pod kierownictwem specjalnego delegata papieskiego, arcybiskupa Filippo Santoro?
Poznałem Santoro na uniwersytecie, spotkałem go ponownie w Brazylii w 1989 roku, kiedy towarzyszyłem księdzu Giussaniemu w związku ze spotkaniem z odpowiedzialnymi w Ameryce Łacińskiej. On zawsze żył Ruchem do końca i zna Memores. Wybór papieża jest pozytywną uważnością na nas, jestem pewien, że jest po to, aby nam towarzyszyć, aby charyzmat zakwitł.

Rozmowa się zakończyła. Rusconi zaraz odwiedzi bliską przyjaciółkę.
Idę do Mariuccii, córki lekarza, który zastąpił Pampuriego, który jest w Memores i w lipcu skończy 104 lata. Niedawno upadła i złamała biodro… W szpitalu lekarze, pielęgniarki i krewni współtowarzyszy ze szpitalnej sali byli zdumieni jej radością i pozytywnością. Ponieważ ona przeżywa wszystko w obliczu Jego obecności. Ostatnim razem zapytałem ją:
– Jesteś szczęśliwa?”
– Tak.
– A dlaczego jesteś szczęśliwa?”
– Ponieważ Bóg pozwala mi żyć.
– Kiedy pójdziesz do Pana, zobaczysz, że On także jest z ciebie zadowolony, ponieważ zawsze Go kochałaś.
– Nieee! To On kocha mnie.
Oto właśnie idę ją odwiedzić, aby się uczyć.