Rosja, 1965. Ujęcie Constantine Manosa, grecko-amerykanskiego fotografa Magnum

Życie życia zwyciężające historię

Od Moskwy po Montreal, listy i świadectwa otrzymane po Rekolekcjach Bractwa CL, które wygłosił ojciec Mauro-Giuseppe Lepori, opat generalny cystersów, które śledziły wspólnoty na całym świecie (z czerwcowych „Tracce”)

Rosja
W Rekolekcjach wzięliśmy udział w około 30 osób, spotkaliśmy się razem niedaleko Moskwy. Przeżyłem te dni z głęboką wdzięcznością. Wydaje się, że współczesny świat znajduje się pośród burzy, której fale docierają do nas za pośrednictwem wiadomości. Dla niektórych ta burza jest realnym zagrożeniem, które niszczy ich domy, rodziny, ich codzienne życie, pracę. Dla niektórych, takich jak ja, jest to raczej strumień informacji, złości, emocji, nieporozumień, które przenikają każdą chwilę. I wydaje się, że ta burza to życie i że tylko zatrzymując jej fale, podporządkowując je sobie, można byłoby żyć bezpiecznie.
Dni Rekolekcji zaoferowały mi niesamowitą drogę: odkrycie, co naprawdę oznacza życie. Ojciec Mauro-Giuseppe Lepori dotarł do kluczowego pytania o moje „ja”, do pytania: co to znaczy, że ja żyję? Jest ono znacznie głębsze niż pytanie: dlaczego żyję? Zaproponował nam, byśmy odkryli to pytanie w doświadczeniu Marty i Marii, w doświadczeniu Łazarza i Jezusa. Jestem głęboko przekonany, że takie spojrzenie na teksty Ewangelii jest możliwe tylko wtedy, gdy ty sam zadajesz to pytanie, jeśli sam doświadczyłeś czegoś takiego. Dzięki temu zrozumiałem, co oznacza pamięć. Patrząc na ojca Mauro, zobaczyłem, że między jego doświadczeniem a doświadczeniem Marty dwa tysiące lat temu nie ma różnicy. Pamięć jest świadomością, że źródło, które było prawdziwe wczoraj, czy też 20 albo dwa tysiące lat temu, jest prawdziwe również dzisiaj.
Rekolekcje były też pełne niesamowitego doświadczenia milczenia, nie jako momentu wykreowanego przeze mnie, ale miejsca, które mnie tworzyło. To nie było mistyczne doświadczenie, był to czas, kiedy dałem szansę pytaniom i osądom wydawanym podczas lekcji, by mnie raniły i korygowały.
Świadectwo prawdziwej przyjaźni – tak przeżyłem pracę, którą wykonał sekretariat, tłumacze i ci wszyscy, którzy dali mi możliwość wspólnego przeżycia tej chwili. Pytania, które czasami mogliśmy ze sobą współdzielić, pomogły mi zrozumieć, że nie jesteśmy ludźmi pochwyconymi przez charyzmat „oddzielnie”, ale jednym ludem, pochwyconym przez Kogoś Innego.
Miasto, w którym byliśmy, Władimir, ma bardzo bolesną historię. Ale w jego centrum stoi Katedra Zaśnięcia NMP, gdzie znajdują się sceny Sądu Ostatecznego, namalowane przez Andreja Rublowa. Poszliśmy obejrzeć ikony w katedrze, te same, które zostały pokazane podczas wchodzenia na salę w czasie Rekolekcji. Spojrzenia aniołów, pewny i szybki krok Piotra, który pociąga za sobą chrześcijański lud, wezwanie Pawła do nawrócenia, oblicza świętych kobiet i postać Jezusa, wszystko, dosłownie wszystko jest przeniknięte miłosierdziem, jest pełne pokoju. Gdy się tam jest, bardzo łatwo rozpoznać, że to nie burza i fale są życiem życia, które wygrywa w historii. Okrucieństwo średniowiecznego Władimira pozostało tylko we wspomnieniach, a piękno, które spotkał Andrej Rublow, patrzy na mnie także dzisiaj.
Kostia, Moskwa

Uganda
W ostatnich miesiącach wciąż okazywało się z coraz większą jasnością i dyskrecją, że Tajemnica sprawia, iż ​​wydarza się tak, jak chce i kiedy chce to, czego pragnie moje serce. Zobaczyłam to w różnych doświadczeniach. Jednym z nich były Rekolekcje Bractwa. Wprowadzenie ojca Leporiego i Davide Prosperiego po raz kolejny skłoniło mnie do zadania sobie pytania: „Ale kim Ty jesteś, Jezu?”. Wzruszenie, które przepełniło i zdumiało moje serce, nie może być owocem działania dwóch ludzi, ale czegoś, co wykracza poza. To właśnie teraźniejsze wydarzenie sprawia, że ​​patrzysz w górę i jest ono w stanie poruszyć serce, ponieważ mówi ci: „Nie straciłem cię!”. Zawsze miałam sentyment do Marii, ale wraz z ojcem Lepori poczułam się opisana w Marcie. Jeśli to wszystko, co się wydarza, nie łączy nas z Bytem, tracimy wszystko i samych siebie. Jak uczę się na Szkole Wspólnoty: trzeba dotrzeć do poznawania tego, z czego uczyniona jest rzeczywistość, z czego wszystko jest uczynione, z czego uczyniona jest moja egzystencja. Wszystko musi prowadzić mnie do pytania, do wołania o treść mnie samej, ponieważ treść rzeczywistości jest treścią mnie. Świadomość bycia uczynionym przez Chrystusa wprawia serce w drżenie i sprawia, że ​​mówisz „ja”. Kiedy patrzymy na piękno góry, wiemy, że nigdy nie będzie ona w stanie zadać sobie pytania: „Kim jestem?”. Tymczasem ja mogę stwierdzić, że piękno góry jest uczynione z Chrystusa, tak jak ja. Jak Jezus, kiedy patrzył na piękno kwiatów i rozumiał, że Jego Ojciec stwarzał je w tej chwili. Naprawdę Bóg czyni wszystko nowym, a nasz wkład polega na patrzeniu na to i uczestniczeniu wraz z Nim w robieniu nowych rzeczy. Pierwszym nowym bytem jestem ja.
Rose, Kampala

Śpiew podczas Rekolekcji Bractwa CL, które odbyły się w dniach 29 kwietnia – 1 maja

Szwajcaria
Przeżyliśmy Rekolekcje w sanktuarium Matki Bożej w Einsiedeln, zarówno obecni fizycznie, jak i łącząc się z domów. Kontruderzeniem jest dla mnie przede wszystkim wdzięczność. Ojciec Mauro postawił mnie wobec mojej prawdziwej potrzeby, wobec tego, czego potrzebuję, prosząc z naciskiem o zweryfikowanie, czy Pan naprawdę odpowiada na tę potrzebę. Jedna z przyjaciółek powiedziała mi, że uderzyło ją odnalezienie tej samej metody, która zafascynowała ją podczas spotkania z Ruchem: nie poprawna odpowiedź, ale propozycja drogi weryfikacji. Prawie naiwne wydaje się przekonanie, że można budować, opierać wszystko na entuzjazmie dla tej Obecności, która odpowiada na naszą potrzebę. Ale tak nie jest!
Kilka dni przed Rekolekcjami zadzwonił do mnie znajomy, opowiadając mi o swoich wielkich trudnościach małżeńskich, które spędzają mu sen z powiek. Od kiedy przeszedł na emeryturę, jego żona miała nadzieję, że będzie go widywała częściej, ale w gruncie rzeczy zasadniczo z powodu różnych obowiązków i zobowiązań tak nie jest. Podczas jednej z bezsennych z powodu zamartwiania się nocy przeczytał fragment księdza Giussaniego, który go zaskoczył, ponieważ mówi, że nawet w robieniu wszystkiego dla Ruchu, Chrystus może nie być nam bliski, a zatem toniemy w działaniach. Tak jak to było w przypadku Marty, zaaferowanej tysiącem spraw. Jakimż towarzystwem była dla mnie możliwość zobaczenia jej serca, które żyje tą tęsknotą za Chrystusem, dającym oddech jej życiu! Uderza mnie to, jak całe nasze człowieczeństwo jest drogą prowadzącą na spotkanie z Nim. Tak jak ojciec Mauro opowiada o dobrach bogatego młodzieńca, które są mu dane po to, by spotkał Chrystusa, tak samo moja potrzeba, zranienia, które mam, są po to, abym odkrył Go jako obecność rzeczywistą i decydującą dla życia. Kilka dni temu dowiedziałem się, że mam czerniaka. Na szczęście we wczesnym stadium, ale nawet dobre rokowania, nawet cała naukowa pewność nie wystarcza, aby mieć pewność w życiu. Nie chcę cenzurować tego zranienia, ale pragnę, by mógł zamieszkać w nim Ktoś Inny, kto wzywa mnie dwukrotnie po imieniu. Jestem wdzięczny za to, że ​​jest miejsce, w którym można dokonać tej weryfikacji, by nie bać się rzeczywistości i swojego człowieczeństwa.
Tommaso, Lugano

(Foto: Roberto Masi)

Włochy
Przeszłam na emeryturę w 2020 roku, w czasie całkowitego lockdownu. W takiej strasznej chwili, w której nie ma co spodziewać się czegokolwiek pozytywnego. Tymczasem nieznane mi osoby dały życie mojemu życiu. Wszystko zaczęło się od zaproszenia otrzymanego od kolegi mojego męża, aby razem odmawiać Różaniec online. Spotkanie w ciemności z tą grupą ludzi: ja i mój mąż z wyłączonymi ze wstydu kamerami; czuliśmy się jak intruzi. Jednak każdego wieczoru miałam nadzieję, że zostanę zaproszona do połączenia. Ale nie chodziło tylko o modlitwę, modliłam się już wcześniej sama. To te osoby przyciągały mnie jak magnes, miały coś, co za każdym razem poruszało moje serce! Czym różnili się od wszystkich naszych przyjaciół? I oto jestem, niedziela 1 maja, po Rekolekcjach, które śledziłam wraz z nimi. Przeczytałam ponownie notatki, które robiłam pospiesznie, i zapaliło mi się w sercu światło: „Jestem tutaj, ponieważ wiele lat temu uczestniczyłem w spotkaniu – powiedział Davide Prosperi. – Podążałem za ludźmi, których Bóg pozwolił mi spotkać. Nie podążam, ponieważ tak zdecydowałem, ale dlatego, że zostałem wybrany…”. Następnego dnia były moje urodziny, otrzymałam wiadomość od jednego z tych przyjaciół, Beppe: „Cześć, najlepsze życzenia! Uściski”. Odpowiedziałam mu: „Dziękuję za wasze uściski, odwzajemniam je z całego serca, nawet jeśli przytulanie ludzi nigdy nie było moją mocną stroną, jak być może zauważyłeś. Ale mam nadzieję, że pewnego dnia uda mi się przekazać komuś to, co czuję za każdym razem: uścisk dla życia, które daje mi życie, od Tego, który chciał mnie w tym życiu. Podczas Rekolekcji uchwyciłam znaczenie wszystkich uścisków, które otrzymałam. Nie mogę się już obejść bez tego objęcia. Nie mogę się już obejść bez ludzi, którzy sprawiają, że tak się czuję. Z sercem wypełnionym po brzegi emocjami, które sięgają od radości po ból, zagubienie, zdumienie, pragnienie, którego nie jestem w stanie opisać tak, jakbym chciała… Jednym słowem, mam w sercu wulkan. Dzisiaj są moje urodziny, kończę 62 lata, i otrzymałam najpiękniejszy prezent w moim życiu. Wasz uścisk; klucz, który otworzył moje serce…”.
A zatem dlaczego tu jestem? To jest pytanie, które od dwóch lat nie daje mi spokoju. Dopiero teraz rozumiem, że to pytanie implikuje inne, które na długo pozostawało w głębi mojego serca: chcę odkryć, dlaczego jestem tutaj, na tym świecie.
Morena, Cremona

Władimir, Rosja

Anglia
Rekolekcje były dla mnie bardzo jasne w jednym punkcie: kto jest miłością mojego życia? Proste i bezpośrednie pytanie, które nie dopuszcza kłamstw ani owijania czegokolwiek w bawełnę. Uderza mnie, ponieważ zawiera niebanalne implikacje na temat tego, jak rozumiemy nasze bycie razem, gdzie rodzą się największe niejasności. „Towarzystwo”, które często pojmujemy jako zgromadzenie się w grupę, aby sobie nawzajem pomagać i wspólnie wymyślać i organizować piękne gesty, gdzie człowiek czuje się mniej samotny i gdzie odczuwa ludzkie ciepło. Tymczasem ojciec Lepori przetasował karty. Jedność wynika z tego, w jakim stopniu ja sam przywieram do miłości mojego życia. I tak jak ja to robię, możesz to zrobić także ty, i dzięki łasce znajdujemy się razem na tej długiej i pięknej drodze. Tak jak to było w przypadku Łazarza, Marty i Marii. Odkrywają samych siebie wspólnie, ponieważ każdy przechodzi swoją osobistą drogę. I ciągle przywołują się nawzajem, aby to robić. To jest prawdziwe towarzystwo.
Przypominają mi się słowa, do których ksiądz Carrón nawiązał podczas Dnia Inauguracji Roku Pracy w 2013 roku: „Nie ma nic – jak mówi ksiądz Giussani – kulturowo bardziej rewolucyjnego od takiej koncepcji osoby, której znaczeniem, której konsystencją jest jedność z Chrystusem, z Kimś Innym, a przez to jedność ze wszystkimi tymi, których On zdobywa, ze wszystkimi, których Ojciec oddaje w Jego ręce”.
Giacomo, Londyn

Betlejem

Włochy
Rekolekcje przeżyliśmy z grupą młodych przyjaciół, świeżo upieczonych magistrów, przygotowujących się właśnie do założenia rodziny, pochodzących z różnych środowisk i miejsc. W tym roku wspólnie przeszliśmy drogę przyjaźni i zgłębiania Szkoły Wspólnoty, która doprowadziła nas do wspólnego przeżycia Rekolekcji. Doświadczenie wiary ojca Leporiego w opowieści o drodze Marty postawiło wszystkich wobec tej „koniecznej” Obecności, czyniąc z dni współdzielenia życia okazję do przyjęcia podarowanego braterstwa, danego przez Tego, który postanowił zaproponować siebie ponownie. Rozmowy nie mogły być już „pogaduszkami”, ale wypełniało je pragnienie bycia prawdziwym wobec Jedynego, gotowym ryzykować osądy dotyczące własnego życia, własnych wyobrażeń i projektów, w świetle Jego obecności. Jeden chłopak dwa dni po Rekolekcjach powiedział nam: „Widziałem zrodzone osoby, uczynione nowymi. Ja także chcę tego dla mojego życia. Ojciec Lepori powiedział, że trzeba „zdecydować” w sprawie tej Obecności i podjąć drogę. Postanawiam należeć do Niego, prosząc o przynależenie do Bractwa, aby móc wciąż coraz bardziej podążać ta drogą”.
Inny przyjaciel zauważył: „W słowach Marty wobec śmierci Łazarza („Gdybyś tu był, nie umarłby”) znajduje się już afektywna afirmacja, absolutnie upragniona więź, która robi z nas wszystko i może uczynić dla nas wszystko: odnośnie do kogo mogę tak dzisiaj powiedzieć? Do kogo żywię całe to uczucie?”. Wobec tego pytania wyłoniło się proste świadectwo „ostatnich” przybyłych, młodych przyjaciół, którzy spotkali Ruch niedawno, tak wdzięcznych za Rekolekcje, jak powiedział jeden z nich: „Znaleźliśmy żywą wiarę! Tutaj jest to, czego nie spodziewaliśmy się nigdy spotkać. Przywieramy «jak małże» i wszystko w naszym i w naszym życiu nastaje porządek”.
Tommaso i Iacopo, Bergamo

Kanada
Dla mnie Rekolekcje były zdumiewającym nowym początkiem. Głęboko poruszyło mnie to, jak ojciec Mauro mówił o bogatym młodzieńcu. Zrozumiałem, w jaki sposób żyję moralizmem, także kiedy go neguję. Zawsze myślałem, że młodzieniec pomylił się, ponieważ chciał ocalić swoje dobra, tymczasem ojciec Mauro wyjaśnił nam, że jego błąd polegał na tym, że nie podążył za Tym, który wywarł na nim tak wielkie wrażenie. Kilka dni później przyszła do nas na kolację przyjaciółka z Kamerunu, Mireille. Jak łatwo było w jej towarzystwie zrozumieć, że nie miałem problemu z ocaleniem niektórych z moich sposobów postępowania albo życia, ale chodziło tylko o to, by pozwolić się zdumieć Wydarzeniu, tak jak postrzegałem Je tamtego wieczoru.
John, Montreal

Kampala, Uganda

Włochy
W sobotę rano, przed lekcją, w miejscu, w którym się zgromadziliśmy, mszę św. dla naszej małej grupy Bractwa odprawił pewien salezjanin. Komentując Ewangelię z tego dnia, która opowiadała o apostołach w łodzi pośród burzy na Jeziorze Tyberiadzkim, powiedział: „Także wy w tym czasie doświadczacie bycia pośród burzy, i także do was odnoszą się słowa, które Jezus wypowiedział tego wieczoru do uczniów: „Ja jestem, nie bójcie się”. Nie musicie bać się trudności, przez które przechodzicie, ponieważ On podtrzymuje waszą łódź”. Przypomniałem sobie, że także Carrón powiedział nam to samo, i powiedziałem sobie: spójrz, człowiek naznaczony charyzmatem salezjańskim przypomina mi o tym, co naprawdę się liczy. Krótko po tym wysłuchałem ojca Leporiego, kiedy szczegółowo opowiadał o swoim spotkaniu z Chrystusem, i pomyślałem, że mówi człowiek, który po spotkaniu z Ruchem odkrył charyzmat świętego Benedykta, znajdując w nim możliwość realizacji swojego powołania i zostając w końcu opatem generalnym cystersów.
Cóż za zaskoczenie, że ​​charyzmat Giussaniego nie jest zamkniętą przestrzenią, „zagrodą”, w obrębie której trzeba pozostać, ale czymś, co otwiera na uniwersalność. Nie jest wykluczający, ale włączający, nie określa zakresu relacji, ale prawdziwą formę każdej relacji. Ponieważ świadczy o tym, że Chrystus może stać się wszystkim w życiu człowieka, „Życiem życia”.
Giorgio, Mediolan

Włochy
Przyjechałem na Rekolekcje bardzo ubogi w pozytywnym znaczeniu tego słowa. I od samego początku całkowicie utożsamiałem się z Martą, zagarniętą przez Chrystusa tak, jak ja zostałem zagarnięty w tych dniach, wypełniony myślami, także rozumnymi i dobrymi, ale drugorzędnymi w stosunku do tego, co się działo. Podążając drogą, którą ojciec Lepori zaproponował nam w sposób tak prosty i przejrzysty, wydawało mi się, że przebywam w tym domu w Betanii, w domu, w którym jest Chrystus, gdzie Chrystus przychodzi na obiad, którym dla mnie jest to miejsce, Ruch. Takie jakie jest, jak wychodzi mi na spotkanie teraz. To utożsamienie stawało się stopniowo coraz bardziej żywe, także za pośrednictwem Łazarza, bogatego młodzieńca, Piotra i Jana, aż po katastrofę morską Pawła, która w zasadzie świadczy o tym, że może zabraknąć form, przy pomocy których On się komunikuje (łódź), ale Jego Obecność jest pewnością.
Dlaczego można przybyć na Rekolekcje z jakimiś tam myślami, a potem zacząć oddychać? To nie jest dyskurs o tym, jak wspaniale jest doprowadzić do tego, ale Obecność, która pojawia się między nami i którą my rozpoznajemy, to wiara pozwala oddychać! Pamiętam donośny głos księdza Giussaniego, rozlegający się z nagrania podczas Inauguracji Roku Pracy w 2018 roku: „Poszukjmy właśnie wiary!”. Podczas Rekolekcji ogarnęło mnie następujące odczucie: „Oto chwila, kiedy chciałbym tu być jako ostatni przybyły, który ma w swoich rękach tę Obecność żywą i dotyczącą wszystkiego tego, co traktuje jako nowe, nieoczywiste, nienależne, jako dar…”. Łatwo było mi odnieść się do Ruchu jako do daru, nie jako do czegoś mojego, ale Jego. Z tego powodu w moim sercu wybuchła, nawet bardziej niż zazwyczaj, chęć naśladowania i szalonej wdzięczności za miłosierdzie Chrystusa wobec nas. Wdzięczności za drogę, która doprowadziła mnie tutaj, wdzięczności w stosunku do księdza Giussaniego i księdza Carróna, że nie przywiązali mnie do siebie, ale do Chrystusa, i to doświadczenie pokazuje to, ale także droga tych miesięcy, która pozwoliła mi się zakwestionować, dzięki czemu łatwiej rozpoznaję to, co jest, Chrystusa, i formę, w jakiej przychodzi do mnie. Ponownie doświadczyłem, że rzeczywistość staje się przyjazna, kiedy zdamy sobie sprawę, że Chrystus jest obecny. Klękam wobec daru Ruchu jako miejsca, tej niezbędnej przyjaźni, z całą chęcią zaryzykowania, bycia obecnym tak, jak jestem do tego zdolny, uczenia się i wzrastania, ponieważ jest to miejsce dla mnie, które sprawia, że moje „ja” ​​się rozwija. Oddając życie, a tutaj jest to jasne, za dzieło Kogoś Innego.
Michele, Bergamo

Dublin