Miejsce jest
Historia czterech z wielu rodzin, które wyraziły chęć przyjęcia uchodźców. „Trzeba okazać gotowość, by dać się przeszyć bólowi” (z majowych „Tracce”)Godzina 7:00 24 lutego. Letizia bierze do ręki telefon komórkowy, czyta i przekazuje mężowi Roberto. „Tutaj jest wojna. Słyszę helikoptery nad głową. Pomocy, nie daję rady” – wiadomość pochodzi z Kijowa, napisał ją Holeg, 14-latek, którego poznali za pośrednictwem projektu „Dzieci nadziei”, przeznaczonego dla ukraińskich dzieci naznaczonych wojną w 2014 roku, które gościli w czasie wakacji przez dwa lata z rzędu. Letizia odczytuje ją kilka razy, ma przed oczami tę twarz dzieciaka, któremu trudności sprawiała nawet rozmowa z jej synem Sebastianem. Potem jednak powoli się otworzył, stał się jednym z członków rodziny. W następnych dniach z niepokojem patrzą na swoje telefony komórkowe. Dni ciszy, a potem Holeg pisze: „Przeprowadziliśmy się na wieś pod Równe, w zachodniej Ukrainie. Chciałem iść na studia, miałem plany. Nie mogę tego już dłużej znieść”. Są z nim mama, młodsza siostra Natalia i Alina, żona brata, z trzymiesięcznym synkiem Iwanem. Co robić? Piszą do niego: „Jeśli chcecie przyjechać, możemy was ugościć wraz z innymi rodzinami”. Mama stawia największy opór, nie chce zostawić męża i syna, ale w końcu daje się przekonać. Za pośrednictwem Federiki, odpowiedzialnej za projekt „Dzieci nadziei”, organizują przejazd, a przy pomocy Tłumacza Google i pani sprzątającej z Ukrainy przekazują informacje o organizacji podróży. W ostatniej chwili do grupy dołączają się Masza i Dasza, kuzynki Holega. W sumie siedem osób, którym trzeba znaleźć rodziny gotowe je ugościć.
Letizia wysyła prośbę do przyjaciół z Ruchu na czacie. Ines i Ugo po odczytaniu wiadomości patrzą sobie w twarz: miejsce w domu jest. Pytają Giovanniego, jedyne dziecko, które jeszcze z nimi mieszka, co o tym myśli. „Nareszcie coś chrześcijańskiego” – brzmi jego odpowiedź, a przecież nie chodzi już nawet na mszę św. Przed wieczorem o swojej dyspozycyjności informują Luisa i Andrea z ośmiorgiem swoich dzieci i Maria Pia, wdowa z niepełnosprawnym synem. „Znaliśmy Letizię i Roberto za pośrednictwem stowarzyszenia Famiglie per l’accoglienza. O innych wiedzieliśmy tylko, że są ich przyjaciółmi. W ostatnich latach gościliśmy trzy inne osoby i widzieliśmy, że dla naszych dzieci zawsze było to piękne doświadczenie, dlatego zgodziliśmy się. Chiara, najstarsza córka, sama, zanim zdążyliśmy o to poprosić, zrezygnowała z prawa do jednoosobowego pokoju” – opowiada Luisa. W telefonach pojawia się coraz więcej wiadomości z ofertami pomocy. „To było niesamowite. Zaangażowali się przyjaciele, koledzy, sąsiedzi, a nawet nieznajomi. Lawina pomocy: od ubrań, przez bukiet kwiatów, po tacę ciastek na dzień przyjazdu”.
1 kwietnia wszyscy są na dworcu w Lampugnano, na przedmieściach Mediolanu, gdzie czekali na przybycie Flixbusa jadącego z Krakowa. Ugo, gdy widzi ich wychodzących z autobusu, rozrzewnia się: nigdy nie widział ludzi przepełnionych tak głębokim smutkiem. Po obiedzie na bazie focacci nadszedł czas, by podzielić się na mniejsze grupy według rodzin. Luisa podeszła do Aliny, która tuliła swoje dziecko, wyczytała na jej twarzy ból z powodu rozłąki z pozostałymi osobami i strach o dziecko. Co robić? Dzwoni do Nataszy, znajomej Ukrainki, która mówi jej przez zestaw głośnomówiący, że może zaufać tym osobom, które widzi po raz pierwszy. Pierwsze dni upływają na załatwianiu a to kwestii biurokratycznych, a to związanych z opieką medyczną. Problemy, z którymi trzeba się zmierzyć, narastają z godziny na godzinę. „Mam taki charakter, że zawsze chciałabym mieć wszystko pod kontrolą, nie leży w mojej naturze proszenie, a tymczasem przyszło mi prosić w całkowicie darmowy sposób. Na każdy problem znajdowaliśmy jakiegoś przyjaciela gotowego odpowiedzieć. Podarunek, taki jak przyjaźń, która się narodziła między naszymi czterema rodzinami. My także przyjmowaliśmy siebie nawzajem” – wyjaśnia Letizia. „Pełne przygód przyjmowanie” – uściśla Roberto. Także 20-letnia Chiara jest poruszona smutnymi twarzami Ukraińców. Dzień po ich przybyciu udała się do klasztoru San Giulio, by zapytać siostrę Aurorę: „Jak stawać wobec tak wielkiego bólu, nie chcąc przykleić do niego słowa ‘Chrystus’? – Trzeba być gotowym, by dać się przeszyć bólowi, tak jak uczyniła to Maryja pod krzyżem. Matka Boża wiedziała, że nie może przyjąć na siebie cierpienia Syna, które było Jego”. Chiara zaczyna dotrzymywać towarzystwa Alinie, pomagając jej uśpić dziecko, idąc do parku, wspólnie żartując. I tak powoli ukraińska dziewczyna znowu zaczyna się uśmiechać, aż wreszcie, będąc na początku tak nieśmiała, objęła Luisę, która wspomina tamtą niedzielę: „Ewangelia mówiła o wskrzeszeniu Łazarza, i pomyślałam: dobro zwycięża”. A do Aliny, mimo iż wiedziała, że nie jest wierząca, powiedziała: „Dla mnie jasne jest, że Chrystus zwyciężył, śmierć nie jest ostatnim słowem. Mówi mi to twoja twarz. Wiem, że tęsknisz za twoim mężem, twoją mamą. Wiedz o tym, że zrobimy wszystko, co tylko możliwe, żebyś mogła wrócić, tak jak robimy wszystko dla ciebie i Iwana tutaj, teraz”.
Młodsze dzieci biorą udział w zdalnym nauczaniu, kiedy pozwalają na to bombardowania, to znaczy bardzo rzadko. Szkoła społeczna La Zolla, do której uczęszczają dzieci z włoskich rodzin, wyraża chęć przyjęcia ich na lekcje. Po południu organizują zajęcia pozalekcyjne, przede wszystkim po to, by nauczyli się włoskiego. Ale kto może zajmować się dzieciakami? Po raz kolejny wystarczy poprosić: Sofia, studentka, zgłasza dyspozycyjność w bardzo przystępnej cenie, a mamy kolegów z klasy organizują zbiórkę, by zapłacić za zajęcia, tymczasem Fundacja Verga organizuje kursy języka włoskiego dla dorosłych. „Towarzyszy nam i pomaga sieć przyjaciół i stowarzyszeń. Sądzę, że w pojedynkę byłoby naprawdę trudno” – kontynuuje Luisa.
Andrea pracuje w ważnej firmie międzynarodowej. Po wybuchu konfliktu temat niesprawiedliwości, łącznie ze wszystkimi analizami społeczno-gospodarczo-politycznymi, powraca bardzo często w rozmowach. Wielu kolegów przekazało darowizny dla uchodźców, ale kiedy Andrea opowiada o gościnności, którą oferują on i inne rodziny, wywołuje to zdumienie. „Przyszły mi do głowy słowa papieża: «Pokój zawsze jest rzemiosłem. (…) Powstaje dzięki mojej pracy, mojemu współdzieleniu»”.#Ślady