Ukraina. Pozostań człowiekiem
Exodus z Charkowa i słowa Irki: „W pierwszych dniach wojny najbardziej bałam się, że powiesz mi: «A zatem Boga nie ma»”. Elena Mazzola z młodymi z organizacji pozarządowej Emmaus (tekst z kwietniowych "Tracce")„Ojciec Aleksandr jest młodym proboszczem jednej z prawosławnych cerkwi w Chersoniu, pierwszym ukraińskim mieście, które zajęli Rosjanie. Przyjaźnimy się. W ostatnich tygodniach prawie codziennie rozmawiamy przez telefon. Rano opowiada na żywo na Facebooku o tym, co przeżywa, ale kiedy rozmawiamy wieczorem, mówi mi o swoim bólu i strachu”. Elenę Mazzolę, Memor Domini i prezes organizacji pozarządowej Emmaus w Charkowie, spotykamy w Val Seriana, w dolinie Bergamo, w miejscach najbardziej dotkniętych pandemią w 2020 roku. Przebywa tutaj jako uchodźca, razem z kolegami i niepełnosprawnymi sierotami, z którymi pracuje od pięciu lat. Trafili do Włoch po odysei trwającej ponad 50 godzin. Na granicę ze Słowacją dotarli także z Maximem, Aleksandrem i Georgijem, ale ich nie puścili. Aleksandr jest mężem Anastazji, dyrektorki Emmaus, która wciąż karmi piersią małego trzymiesięcznego Matvieja. Georgij dopiero co ukończył 18 lat, ale według prawa wojennego może iść walczyć na froncie.
„Ojciec Aleksandr powiedział mi wczoraj wieczorem: «Eleno, robię mnóstwo rzeczy, starając się pomóc, ale w środku nie jestem w stanie się modlić. Co ze mnie za duchowny? Spędziłem poranek, krążąc po mieście, by kupić papier toaletowy i podpaski… Kiedy tutaj brakuje chleba». Odpowiedziałam mu: «Ojcze, to jest kwestia godności. Znajdujemy się w stanie wojny, ale nie jesteśmy zwierzętami. Jutro wyślę ci pieniądze i kupisz mydło i żel pod prysznic, te z najwyższej półki!». On zamilkł, a potem powiedział: «Szminka księdza Giussaniego!»”. Dziwnie jest usłyszeć z ust prawosławnego duchownego, mieszkającego dziś na Ukrainie, wspomnienie o słynnej anegdocie o założycielu CL. Młodym, oburzonym faktem, że uboga kobieta wydała podarowane jej pieniądze na szminkę, powiedział, że nie rozumieją, czym jest współdzielenie, nie akceptowali potrzeby drugiego, w tym momencie bycie piękną mogło być jej prawdziwą potrzebą. A nie ich moralistyczny schemat.
Z doświadczenia Ruchu powstał Emmaus, gest charytatywny w sierocińcu, który z czasem stał się organizacją starającą się dawać dom osieroconym i niepełnosprawnym dzieciom, którym państwo postsowieckie, po ukończeniu przez nich 18 lat, oferuje jedynie przyszłość w hospicjum. Elena, która wcześniej, zanim przyjechała na Ukrainę, pracowała w Moskiewskiej Akademii Nauk z Tatianą Kasatkiną, dzisiaj jest przekonana, że z tymi młodymi wiąże się jej powołanie do dziewictwa. „Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy po raz pierwszy Irka postanowiła opowiedzieć mi historię swojego życia. Powiedziała mi, że kiedy dwie położne zobaczyły jej zdeformowane ciało, uzgodniły z lekarzem, że stwierdzą, że jest martwa, żeby ukryć ją przed jej mamą. W ten sposób trzyma dziś w ręku zaświadczenie o własnym zgonie. Wiele lat później udało jej się poznać swoją matkę, ale wkrótce potem kobieta rozchorowała się i zmarła. Zapomnieli ją ostrzec. Słysząc to wszystko, powiedziałam jej: «Irka, ale czy nikt nigdy nie powiedział ci, że zawsze byłaś chciana i kochana i że jesteś podarunkiem?». Po jej reakcji zdałam sobie sprawę, że nigdy nie usłyszała czegoś takiego. Wtedy zrozumiałam, że mamy coś, czego inni nie mają: «Jestem Ty, który mnie czynisz». Poziom samoświadomości, pewność bycia chcianymi i kochanymi, która pozwala nam zobaczyć to samo w każdym innym człowieku”.
Również w tym aspekcie „nie rodzimy się wyuczeni”. Elena musiała przeżyć osamotnienie, aby doświadczyć tego na sobie, kiedy po kilku latach po otwarciu domu Memores w Charkowie została sama. „Czułam się zagubiona. Pytałam samą siebie: co ja tutaj jeszcze robię? Musiałam zadać sobie pytanie, co utrzymuje mnie w pionie. Idealna wspólnota czy dom zgodny z kanonami? W tym czasie usłyszałam od Carróna: «Znajdujemy się w ramionach Ojca, my to weryfikujemy. Czego nam brakuje do życia, jeśli tak jest?». I ja doświadczyłam tego pomimo niepewności i braku struktur, w środku pandemii”.
Ale Irka i inne dziewczyny z Emmaus mają tak zakorzenioną podejrzliwość, że wszyscy je zdradzają, że są przekonane, iż nic nie może trwać wiecznie. Każda z nich jest światem bólu. „Przeżyły już wojnę w innej formie. Na własnej skórze odczuły już przemoc totalną” – kontynuuje Elena. Do tego stopnia, że sama Irina, kiedy Emmaus w styczniu zaczął myśleć, jak zabezpieczyć ją i jej przyjaciółki, powiedziała jej: „Wiem, że i tak wrócisz do Włoch i zostawisz nas tutaj”. Ale tak się nie stało. Elena i jej współpracownicy zrobili wszystko, co w ich mocy, aby chronić te ukraińskie obywatelki, które wśród bezbronnych są najbardziej bezbronne. Kiedy wojsko Putina rozpoczęło okupację (a Charków natychmiast był jednym z celów), większości młodych z Emmaus nie było już w mieście – niektórzy wyjechali do Włoch, podczas gdy inni byli z Eleną we Lwowie.
Po kilku dniach, kiedy wyjechali z Ukrainy, Irka wyznała Elenie: „W pierwszych dniach wojny najbardziej bałam się, że przyjdziesz do mnie, aby mi powiedzieć: «A zatem Boga nie ma»”. „Wtedy zrozumiałam – mówi Elena – że dociera do niej pewność, że jest kochana, którą nie jestem ja. Pośród wojny bała się, że straciliśmy wiarę”.
Elena często przypomina, że przed konfliktem, w sytuacji całkowitej niepewności, jej i jej przyjaciołom oraz współpracownikom z Emmaus przejąć inicjatywę na czas i zabezpieczyć swoje dzieci pomogło spojrzenie miłości, które rodzi się z wiary. „To właśnie czyni bardziej inteligentnymi w odczytywaniu danych rzeczywistości. Roztropność i realizm były naszymi gwiazdami polarnymi. Także w momencie, kiedy rosyjska inwazja wydawała się jedynie najgorszym i najmniej prawdopodobnym scenariuszem”.
Na jej numer telefonu docierają w tych dniach dziesiątki wiadomości od ukraińskich znajomych proszących o pomoc. Jedną z pierwszych była prośba kobiety przychodzącej do niej sprzątać, która teraz do niej dołączyła. Anastazja, między jednym karmieniem a kolejnym, jest stale przy komputerze, aby organizować autokary jadące na granicę.
Rozmowy telefoniczne i SMS-y przychodzą również od tych, którzy chcą ugościć. „We Włoszech wciąż trudno jest zrozumieć powagę sytuacji i traumę tych osób. Imponująca jest dyspozycyjność, którą widzę, prawdziwa chrześcijańska predyspozycja do goszczenia, ale czasem grozi nam abstrakcyjność w relacji, wszystkie przybywające osoby są poważnie zranione, nawet jeśli nie widać tego od razu. Potrzeba uważności na prawdziwą, konkretną osobę, na którą należy patrzeć i której trzeba wysłuchać. Papież powiedziałby: musimy się zdecentralizować. Nie bać się cierpieć i płakać z nimi. Według mnie warto”. Mówi, że zyskiem jest „darmowa miłość, która jako jedyna nas realizuje. Nauczyć się kochać tak, jak kocha Chrystus. Jesteś bardziej inteligentny, więcej rozumiesz, jesteś bardziej ludzki”. W jakim sensie bardziej ludzki? „Dla mnie w tych dniach ważne jest, by nie udawać, że wszystko jest dobrze. Mam przed oczami przepiękne fakty. Osoby, które nas tu goszczą i które tak naprawdę mieszkają z nami, są cudem w najbardziej konkretnym tego słowa znaczeniu. Albo trzy dziewczyny, które opuściły sierociniec zaledwie w październiku ubiegłego roku. Nigdy nie wystawiły nosa poza ośrodek, po raz pierwszy zobaczyły Charków z nami… nie wiedziały nic o świecie. A ja widzę, że są kochane, są darem dla nas i dla świata, i zadaję sobie pytanie: dlaczego właśnie one? Bóg sobie naprawdę je upodobał. Ale ja nie mogę też ukrywać, że jest mi źle. Dla mnie przemoc, której ofiarami jesteśmy, jest nie do zniesienia. Musieliśmy uciekać, nie będąc w stanie zabrać ze sobą niczego. Niszczą nasze domy. Wielu naszych przyjaciół i znajomych żyje w przerażeniu pod bombami. Mój przyjaciel Maksym ma rodziców i syna w Mariupolu i przez ponad dziesięć dni nie wiedział, czy żyją. W sercu wybucha we mnie gwałtowny bunt i gniew. Jednak jest to okazja, by pogłębić doświadczenie Chrystusa. Tego, który umarł za mnie na krzyżu. Chcę posłużyć się tym bólem, by nauczyć się kochać tak, jak kocha On, nieść cały ten ból tak, jak On to robi, ponieważ to wprowadza coś nowego na świecie. Coś równie realnego, a jednocześnie przeciwstawiającego się sile wojny. Dzięki temu rozumiem, że dziewictwo nie polega na tym, że «kochasz i dajesz bezinteresownie…», ale rodzi się z przyjęcia dramatu i osamotnienia, mojego i ludzi wokół mnie. I z rozpoznawania i uznawania, wciąż na nowo, Kto odpowiada na ten dramat. A ja widzę, że to otwiera na wielkie rzeczy”.#Ślady