Desio, 1945. Luigi Giussani (1922–2005) na rowerze podarowanym mu z okazji mszy św. prymicyjnej

Spotkanie z człowieczeństwem

Centralne miejsce wydarzenia, powrót do „pytania”, rewolucja serca. Rozmowa z arcybiskupem Christophem Pierrem, nuncjuszem apostolskim w Stanach Zjednoczonych, o wkładzie księdza Luigiego Giussaniego w nasze czasy (z lutowych „Tracce”)
Davide Perillo

„Nigdy nie spotkałem księdza Giussaniego osobiście. Ale mogę powiedzieć, że poznałem go za pośrednictwem jego uczniów, a potem poprzez jego książki. Bardzo pomogło mi to zrozumieć moje doświadczenie wiary”. Doświadczenie bogate i złożone jak mało które, biorąc pod uwagę, że arcybiskup Christophe Pierre, 76 lat, Francuz z Bretanii (urodzony w Rennes), nuncjusz apostolski w Stanach Zjednoczonych, obchodził 51. rocznicę święceń kapłańskich i ma za sobą karierę, w związku z którą trafił w najróżniejsze miejsca na całym świecie: do Nowej Zelandii i Mozambiku, przez Zimbabwe i Kubę, po Brazylię i Genewę, a potem Haiti, Uganda, Meksyk… zanim znalazł się w swoim biurze w Waszyngtonie, gdzie od prawie sześciu lat zajmuje jedno z najdelikatniejszych stanowisk na mapie dyplomacji watykańskiej. A także skąd odpowiada z uśmiechem przez Zooma, prezentując jednocześnie książkę Oddać życie za dzieło Kogoś Innego, najnowszy opublikowany tekst założyciela CL. „Czytam i wydaje mi się, że jest to dobre podsumowanie zasadniczych wątków jego myśli. Wierzę, że pomoże nam powrócić do świeżości, do oryginalności jego charyzmatu. Nie jest to coś starego – jest bardzo aktualne. Musicie być świadomi tego, jak bardzo jest to cenne”.
Arcybiskup Pierre jest przyjacielem i ojcem dla Ruchu. Wkrótce, jeśli pozwoli na to lockdown, ponownie zagości na New York Encounterze, gdzie jest stałym bywalcem i gdzie odprawi mszę św. w rocznicę śmierci księdza Giussaniego. Mówił o nim także podczas Meetingu w Rimini, w przepięknym wystąpieniu w 2018 roku na temat „prawdziwej rewolucji” oczekiwanej przez człowieka („Spotkanie z Chrystusem i bycie przez Niego przemienionym – rewolucja serca – oto co kręci kołem historii!”). A dzisiaj, aby opowiedzieć o swojej więzi z Giussanim, zaczyna właśnie od słowa „spotkanie”. „Jest to zasadnicza sprawa. Chrześcijaństwo jest spotkaniem; nie z jakąś ideą, z ideologią, ale z wydarzeniem. Ta koncepcja pomogła mi także zrozumieć moją drogę wiary”.

W jaki sposób?
Zdałem sobie sprawę, że bardziej niż moja droga był to ciąg wydarzeń, lub spotkań z wydarzeniem. Właśnie tak jak mówi ksiądz Giussani. Seria spotkań z Chrystusem, ale z Chrystusem, który nie jest jakąś ideą. Chrystus objawił się za pośrednictwem doświadczenia spotkania z Kościołem, który zawsze był konkretnie obecny w moim życiu. Spotkałem na mojej drodze serię świadków, którzy pozwolili mi spotkać Jego osobę.

Jakich?
Pierwsze doświadczenie miało miejsce w rodzinie. Moi rodzice ukierunkowali już swoje życie, wychodząc od spotkania z Chrystusem. Przekazali to mnie. Nie tylko jako serię praktyk, ale jako osobę – obecność, która miała wpływ na ich życie, na sposób bycia z nami, zachowywania się, także patrzenia na świat. Obecność Chrystusa, na ich sposób, była rzeczywista. Refleksja Giussaniego pomogła mi zrozumieć, że spotkanie dla mnie dokonało się w taki sposób, w rzeczywistości. Nie trzeba było szukać go gdzieś indziej. A reszta mojego życia była kontynuacją tego samego zjawiska. Nie doszło w moim przypadku do jakiejś wielkiej intelektualizacji wiary. Zawsze postrzegałem ją jako rzeczywistą obecność. A im więcej czytam Giussaniego, tym bardziej rozumiem, że jest to mocny rdzeń.

Kiedy po raz pierwszy zetknął się Ksiądz Arcybiskup z jego postacią?
Kiedy przyjechałem do Genewy w 1991 roku. Byłem sekretarzem arcybiskupa Paula Fouada Tabeta, stałego obserwatora przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tuż po nominacji udał się do Giussaniego, nie mówiąc mi o tym. To był pewien wakacyjny weekend. Wracając, powiedział mi: „Poszedłem do Giussaniego, przyśle nam kogoś do pomocy”. I rzeczywiście po jakimś czasie przybyło 5–6 osób z CL, wszystkie wysoko wykwalifikowane w wykonywanym zawodzie: rektor uczelni, lekarz, ekonomista… W większości Memores Domini. Wtedy odkryłem ten wymiar osób konsekrowanych, w których ludzka kompetencja szła w parze z głębokim zrozumieniem swojego chrześcijańskiego zaangażowania. Spójność między tymi dwoma aspektami zafascynowała mnie. Odpowiadała temu, czego zawsze szukałem, od kiedy zostałem księdzem. W seminarium nasz dyskurs dotyczył zawsze „wiary i życia”, był o tym, jak życie może korespondować z wiarą. Spotykając tych ludzi, przeszedłem bardziej od sloganu do rzeczywistości.

Kolejne spotkania właśnie…
To słowo klucz. Od pierwszego spotkania, o którym mówi Giussani, spotkania Jana i Andrzeja z Chrystusem – była to chwila, która zdeterminowała wszystko inne w ich życiu i historii. Za każdym razem, gdy o tym czytam, staje się to dla mnie jasne. I pozostaje to w całkowitej spójności z tym, co mówi papież Franciszek. Wszystkie jego homilie w gruncie rzeczy krążą wokół kategorii spotkania. Nie tylko jako „kultury spotykania się”, jako wymiaru społecznego, ale właśnie jako spotkania z Chrystusem, które jest bardzo konkretne.

San Leo, Rimini, 1976. Studencka Droga krzyżowa

W jednym z wywiadów powiedział Ksiądz Arcybiskup, że słowo spotkanie „odnajduje się setki razy na stronicach Giussaniego: ale za każdym razem, gdy o nim mówi, w centrum znajduje się zdumienie, ponieważ mówi o sobie, o swoim doświadczeniu”. Co miał Ksiądz Arcybiskup na myśli?
Słowo „zdumienie” jest bardzo ważne w antropologii i filozofii Giussaniego. Kładzie dłuży nacisk na to, że rzeczywistość „przychodzi wcześniej”. Dynamika naszego poznania, także religijnego, polega na przyjmowaniu i rozumieniu rzeczywistości, która oferuje siebie jako piękną. Studiując teologię, dużo czytałem Von Balthasara. Pierwszym krokiem wiary dla niego jest urok: Chrystus oferuje siebie jako bardzo pokorną rzeczywistość, ale która wpływa na ciebie, która przekształca twoje życie. Tutaj Giussani podkreśla ten sam aspekt: wiara rodzi się ze zdumienia spotkaniem z rzeczywistością, która się tobie ofiaruje; a ty z twoją zdolnością rozumienia – rozumem – możesz, po trochu, odkryć ją. Jest to fascynacja, niemal proces uwodzenia, który prowadzi cię do głębokiego zrozumienia.

Zupełnie inaczej rozumem posługuje się nowoczesność.
To prawda, jest to inna droga. Często rościmy sobie prawo do tego, by budować rzeczywistość, zaczynając od naszej wizji, od naszych pomysłów. Oświeceniowa nowoczesność zmanipulowała rozum, zamknęła go w samym sobie zamiast szanować jego naturę, która, jak mówi ksiądz Giussani, jest „otwartością na całą rzeczywistość”. Są to terminy, które wiele mówią. Rozum otwiera cię na nieskończoność, wychodząc od wizji rzeczywistości. Jest to zresztą bardzo spójne z poznaniem Boga za pośrednictwem Jezusa, który rodzi się ubogi, pokorny, ale zawiera w sobie pełnię Boga, odsyła cię z powrotem do Ojca. Cóż, ten nacisk jest ogromnie skutecznym lekarstwem przeciwko wielkiej dzisiejszej pokusie, którą znajduję wszędzie, nawet w Kościele – ideologię. Lub zredukowanie wiary do serii pomysłów, które jednostka chciałaby narzucić jako własną wizję; przekształcenie jej w zbiór zasad, w moralność. To też jest fundamentalny element wizji Giussaniego i odpowiada naprawdę na rzeczywisty problem naszych czasów – moralność nie jest tylko „stosowaniem zasad”. Rodzi się ze spotkania, które uczy cię nowego sposobu życia i relacji z Bogiem i z braćmi. Ta idea, która u Giussaniego jest bardzo silna, jest decydująca w porównaniu ze współczesną mentalnością.

A może lepiej dostrzega także zagubienie współczesnego człowieka, który jest ponowoczesny: nie ma już wspierających go ideologii, ale jest on zraniony, potrzebuje…
Współczesny człowiek jest ponowoczesny, ale pozostaje nowoczesny w jednym fakcie – nie wychodzi sam od siebie. Nie zostaje poruszony przez rzeczywistą rzeczywistość taką jak osoba Chrystusa. Stracił to, co nowoczesność mu dała, czyli ideologię, ale nie znalazł przedmiotu swoich poszukiwań. Współczesny świat bardzo cierpi na pewnego rodzaju rozczłonkowanie. Nie wie już, dokąd iść. Potrzeby serca nie są zaspokojone. Dlatego kiedy przyjechałem do Meksyku w 2007 roku, uderzyła mnie refleksja biskupów Ameryki Łacińskiej podczas konferencji w Aparecidzie. Postawili bardzo ciekawą diagnozę: dzisiaj dramat naszego społeczeństwa – który dotyka również misji Kościoła – polega na tym, że wiary nie przekazuje się już z pokolenia na pokolenie. Nie jest to jednak tylko kwestia pokoleniowa, ale głębsza. Ci biskupi pokusili się o propozycję: stworzyć na nowo miejsce, gdzie ludzie mogliby wrócić, aby doświadczyć Chrystusa, aby móc przekazać ją wszystkim.

Jaki wkład w tym sensie wnosi dzieło Giussaniego?
Żyjemy w sfragmentaryzowanym świecie, przesiąkniętym komunikacją społecznościową, w której udziela się odpowiedzi, zanim zostaną postawione pytania. Giussani wraca do pytania. I to tu właśnie możemy wprowadzić inną zasadniczą dla niego koncepcję – wychowanie. Słowo ‘wychowywać’ (wł. educare) pochodzi od łacińskiego słowa educere: wydobywać, pozwolić wyłonić się pytaniu. Nie możesz udzielić odpowiedzi, jeśli nie ma pytania. W przeciwnym razie odpowiedź przekształca się w ideologię – czyli dziedzictwo idei, które nie mają korzeni. Także w tym sensie Giussani był świetnym pedagogiem.

Dlaczego?
Uczył się, wychodząc od własnego doświadczenia, co bardzo mnie zafascynowało. Od samego początku przeorientował swoje życie, ponieważ dostrzegł konieczność pomocy młodym ludziom, zaczynając od tych pierwszych, spotkanych w pociągu: „Najpierw musicie powrócić do serca, do pragnienia, a nie udzielać odpowiedzi od razu. Jeśli udzielicie natychmiastowej odpowiedzi, staje się ona ideologiczna”. Otóż to właśnie wydarzyło się w ‘68, kiedy Ruch się przeorientował – nawet jeśli w brutalny sposób, ale ponieważ odczuwał to jako coś ponaglającego dla siebie – aby pomóc swoim uczniom, aby nie popadali w ideologię, w aktywizm, ale powrócili do słuchania swojego serca. Tylko w ten sposób można wychowywać do wiary.

Często Ksiądz Arcybiskup mówił, że Giussani pomógł mu także lepiej zrozumieć Kościół. W jaki sposób?
Kościół nie jest klubem, stowarzyszeniem osób, które chcą coś osiągnąć. Jest to towarzystwo tych, którzy spotkali Chrystusa i współdzielą swoją przyjaźń z Nim. Kościół, który ja poznałem, nigdy nie był tylko instytucjonalny – zawsze był to Kościół świadków. W serii PerCorso Giussani mówi o tym za pośrednictwem drogi: od zmysłu religijnego, przez Chrystusa, do Kościoła. Myślę, że jest to decydujące. Jak mówili właśnie biskupi w Aparecizie, trzeba wrócić do Kościoła zdolnego do umożliwienia ludziom spotkania z Chrystusem. Jeśli nie jest on takim miejscem, nie jest to już Kościół. A do spotkania z Chrystusem dochodzi jedynie wtedy, gdy wychodzi się od świadków, nie od nauczania. Albo lepiej, potrzebne jest nauczanie, które głoszą świadkowie.

Mówił Ksiądz Arcybiskup wcześniej, że jest pod wrażeniem zgodności między Giussanim a papieżem Franciszkiem. Jakie punkty wspólne widzi Ksiądz Arcybiskup?
Czytając Giussaniego, albo książki Juliána Carróna, zawsze powtarzałem sobie: ta metoda jest identyczna jak metoda papieża. Pod względem strukturalnym, mówię. Odnajduję te same elementy: spotkanie, niebezpieczeństwo ideologii, wymiar misyjny, otwartość na drugiego, relacja między Chrystusem a Kościołem, wspólna droga, także dzisiaj synodalność jako metoda… Wszystkie te koncepcje można znaleźć u Giussaniego. Pomagają zrozumieć, we współczesnym kontekście, dokąd trzeba iść, aby wzrastać w wierze.

Widział Ksiądz Arcybiskup, jak Ruch się rozwijał w bardzo różnych sytuacjach: ale czy istnieje wspólna cecha wśród „dzieci Giussaniego”, które Ksiądz Arcybiskup spotkał?
To prawda, spotkałem osoby z CL w prawie wszystkich krajach, w których pracowałem. W Genewie zawiązały się przyjaźnie. Niektóre osoby zaprosiłem na Haiti, kiedy inicjowaliśmy Uniwersytet Katolicki. Ale również gdzie indziej… I zawsze znajdowałem tę umiejętność tworzenia czegoś nowego z dużym profesjonalizmem, ale także z głęboką wizją wiary. Nie zawsze spotyka się taką harmonię w Kościele – w wielu środowiska odnajduje się dychotomię między wiarą a życiem. Tutaj nie.

Ale jaki jest najważniejszy wkład, jaki charyzmat CL może dać współczesnemu Kościołowi?
Moim zdaniem wychowanie. W takim znaczeniu, w jakim rozumiał to słowo Giussani: pomagać osobom w „spotykaniu rzeczywistości”. Wychowanie do relacji z rzeczywistością zajmowało Giussaniego w czasie całej jego kariery. Kiedy zabierał głos, by naprostować Ruch, zawsze robił to w tym kierunku. I wciąż jeszcze jest to najbardziej decydujące wyzwanie dzisiaj. Proszę pomyśleć na przykład o całej walce, jaka toczy się z tradycjonalistami w Kościele. Jest to rodzaj choroby naszych czasów. Wielu chrześcijan żyje praktycznie tylko nostalgią. To znaczy, że nie znaleźli w spotkaniu z rzeczywistością, z Chrystusem czegoś, co satysfakcjonuje dogłębnie ich serca. A zatem powracają do pewnych tradycyjnych form. Ale nostalgia nie jest pamięcią – pamięta się zawsze o żywej osobie. Jest to kolejny powracający motyw u Giussaniego.

W ubiegłym roku podczas mszy św. z okazji rocznicy śmierci założyciela CL w Bethesda Ksiądz Arcybiskup zakończył swoją homilię w ten sposób: „Giussani pozostawił nam spuściznę wiary, a teraz nadszedł czas, aby dalej rozpowszechniać jego charyzmat dla życia całego Kościoła i dla tego kraju. Jako jego spadkobiercy podejmijmy naszą odpowiedzialność za charyzmat i dar wiary, który otrzymaliśmy”. Co to znaczy dla tych, którzy żyją w Ruchu, przyjęcie tej „odpowiedzialności za charyzmat”?
Charyzmat Giussaniego jest głęboko eklezjalny, katolicki: jak wszystkie charyzmaty, jest darem Boga dla Kościoła. Oczywiście dotyczy to osób; pomaga jednostce wejść w określoną dynamikę rozwoju osobistego, humanizacji, wychodząc od spotkania z Chrystusem. Giussani był pasterzem–teologiem. Konfrontował się, prowadził dialog przede wszystkim z kulturą przeżywaną przede wszystkim przez młodych ludzi, których spotykał. Dotykał jej kluczowych zagadnień: redukcji chrześcijaństwa do ideologii, nowoczesności, ponowoczesności… Ale był w stanie zobaczyć te zjawiska, ponieważ potrafił sięgnąć do źródła problemu – do wiary. Otóż moim zdaniem jest to ważne – szczególnie w obecnym momencie życia Ruchu – aby kontynuować odkrywanie na nowo tej metody i ofiarowywać ją Kościołowi. Okoliczność, którą przeżywacie, jest zaproszeniem do tego, by jeszcze bardziej oddać swój charyzmat na służbę Kościołowi.