Ryzyko home
Rodzina – niezastąpiona i krucha. Miejsce wolności i rodzenia, stawiające nas wobec radykalnej alternatywy: bezpieczeństwo albo płodność? Wywiad z filozofem Silvano Petrosino„Bogu tak bardzo spodobał się ten ludzki «wynalazek», jakim jest rodzina, że postanowił wykorzystać go dla siebie. Stał się człowiekiem i dorastał oraz żył w rodzinie”. Silvano Petrosino jest filozofem, wykładowcą teorii komunikacji i antropologii religijnej na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie, uwielbianym przez swoich studentów właśnie ze względu na umiejętność wnoszenia wielkich kategorii myślowych w życie każdego człowieka. W związku z tym, że poprosiliśmy go o rozwinięcie refleksji na temat rodziny, gwoli ścisłości i uzupełnienia dodajmy, że ma żonę Loredanę, dwoje dzieci i wnuka.
To zdanie o Bogu i rodzinie pojawiło się w pewnym momencie podczas rozmowy. Czytając ją, odkryjemy, jaką wartość dodaną wprowadził do gry Bóg, wcielając się na takich peryferiach świata, jakimi był Nazaret. Ale na początku nie można uniknąć bolesnych nut: kryzysu, trudu, kruchości, z którymi rodzina ma dziś do czynienia.
Jak zawsze Pan powtarza, dobrze jest zacząć od historii. A dzisiaj z punktu widzenia historii rodzina jest podmiotem, który stał się bardzo kruchy. Jakie są tego powody?
Wyjaśnijmy pewną koncepcję. Rodzina jest instytucją mającą na celu odpowiedzieć na podstawowe potrzeby. Na przykład nie możemy zaniedbać jej biologicznej funkcji. Człowiek jest „zwierzęciem”, które rodzi się bardzo niedojrzałe, ponieważ przed czwartym rokiem życia nie osiągamy wystarczającego poziomu samodzielności. Dla porównania gazela tuż po urodzeniu jest w stanie biegać. My natomiast potrzebujemy opieki. Rodzina jest zatem środowiskiem, które gwarantuje tę opiekę. Musimy także pomyśleć o tym, że w przeszłości śmiertelność niemowląt była bardzo wysoka, a zatem rodzina była niezastąpionym inkubatorem, chroniącym nowe życie i pozwalającym rodzajowi ludzkiemu rozrastać się i rozprzestrzeniać. Z tej podstawowej funkcji rodzina rozwinęła następnie inne niezbędne umiejętności. Jest to miejsce, w którym pielęgnuje się relacje, począwszy od relacji płciowej między mężczyzną a kobietą, by przejść do relacji międzypokoleniowych między ojcami i dziećmi, aż po relacje między różnymi klanami. W istocie rodzina nie jest organizmem zamkniętym, ale poprzez małżeństwo zawsze otwierała się na sojusze, wiele razy także z wrogim podmiotem. Przez wiele stuleci nie pobierano się z miłości… Krótko mówiąc, nie byłoby ludzkiego społeczeństwa bez rodziny.
A co zmieniło się dzisiaj?
Po raz pierwszy w historii człowiek może rodzić się poza relacją mężczyzny i kobiety. Dziecko stało się „prawem”, więc jeśli masz ochotę je mieć, możesz zrobić je sobie sam. W ten sposób rodzina może zostać bardzo dobrze zastąpiona przez agencje, które gwarantują spełnienie twojego pragnienia, wspierając cię także we wszystkim, co następuje potem. Ponadto powszechne przekonanie na poziomie medialnym i kulturowym kładzie nacisk na fakt, że jest nas dzisiaj za dużo i musi być nas mniej. A zatem również ta funkcja zabezpieczenia ciągłości rodzaju ludzkiego symbolicznie traci na znaczeniu. Przypomina mi się biblijny epizod z Hagar, egipską niewolnicą, która miała syna z Abrahamem, aby zapewnić ciągłość rodu, ponieważ jego żona Sara uchodziła za niepłodną. Kiedy natomiast stara Sara rodzi Izaaka, Hagar zostaje wygnana, by umarła ze swoim synem Izmaelem na pustyni. I w tym momencie interweniuje Bóg, który ją ocala i spełnia proroctwo, zgodnie z którym Abraham miał być „ojcem wielu narodów”. Bóg nie jest sztywny, wykonuje ruchy na boki, zawsze otwiera nowe perspektywy…
Wprowadził Pan temat Boga. Boga, który wysłuchuje wołania Hagar. I Boga, który by stać się człowiekiem, nie wybiera efektów specjalnych, ale znajduje dom w rodzinie z Nazaretu…
Tak, bo jeśli prawdą jest to, że rodzina jest ludzkim „wynalazkiem”, jeszcze bardziej prawdziwe jest to, że ten wynalazek spodobał się Bogu. Nie było wyraźniejszego sposobu, żeby wyrazić swoją aprobatę dla niego, od stwierdzenia: „Tam przyjdę na świat”. Ale wybierając dla siebie rodzinę, Bóg wprowadza nowy czynnik: ideę miłości, miłości, która znajduje swoją kwintesencję w relacji między Józefem a Maryją. Był pewien precedens, z Jakubem, który z miłości do Racheli poprosił Labana o możliwość jej poślubienia, mimo że była ona bezpłodna i nie była nawet pierworodną córką, w przeciwieństwie do Lei. Doskonałym symbolem relacji między człowiekiem a Bogiem naprawdę jest w Biblii relacja mężczyzny i kobiety…
Jeśli wirus uderza w ciebie, gdy jesteś sam, niszczy cię, staje się straszny. Jeśli uderza w ciebie w obrębie jakiejś relacji, pozostaje straszliwy, ale możesz myśleć o tym, by wytrzymać jego uderzenie.
Ale miłość oznacza także eros…
Oczywiście. Zawsze lubię podkreślać, że Bóg stworzył hormon, za sprawą którego rozpala się atrakcyjność. Ale należy następnie uznać, że zawiera on także pewne proroctwo, które wykracza poza atrakcyjność i które pozwala nadać miłości inne formy. Uważam, że wspaniałym tego przykładem jest Filomena Marturano, tytułowa bohaterka sztuki Eduardo de Filippo, która z miłości ucieka się do przebiegłości i oszustwa, i w końcu udaje jej się osiągnąć upragniony cel i zmusić Domenico Soriano, by ją poślubił, nie wyjawiając mu nawet, które z ich dzieci jest jego biologicznym potomkiem. „Dzieci to dzieci… Wszystkie są takie same” – mówi mu. On jest ojcem wszystkich.
W ostatnich czasach wtargnęło do naszego życia to, co nieprzewidywalne. Czy rodzina jest rodziną, kiedy potrafi przyjąć coś nieprzewidywalnego?
Tak właśnie jest. Tymczasem dzisiaj dominuje metafizyka bezpieczeństwa. Aby wyjaśnić, co mam na myśli, lubię przeprowadzać rozróżnienie między house a home. House to budynek i musi spełniać pewne normy bezpieczeństwa, ponieważ słusznie rościmy sobie prawa do tego, by móc żyć w pewnym porządku. Możemy zatem ubezpieczyć house. Ale nie możemy domagać się tego samego w przypadku home, który jest miejscem więzi. Roszczenie dotyczące porządku i bezpieczeństwa może być w istocie przeszkodą w rozwoju człowieczeństwa. Na przykład zakochania nie można chronić za pośrednictwem urządzeń technicznych, ale zależy ono od twojej wolności, ponieważ wewnętrznym składnikiem każdej relacji jest dramat. A my musimy zaakceptować ryzyko. Czego tak naprawdę chcemy? Bycia kochanym w sposób wolny, nawet kosztem podjęcia ryzyka. Jeśli składasz jakąś propozycję swojej partnerce, musisz wziąć pod uwagę fakt, że ona powie ci „nie”. Nie istnieje magiczny pył, który by zadziałał…
Ksiądz Giussani proponuje pewną kwestię „pod prąd”: aby mężczyzna i kobieta stali się ojcem i matką, „potrzebne jest odmienne spojrzenie na siebie nawzajem”. Odnajduje się Pan w tej koncepcji?
Oczywiście. Spróbuję to przeformułować w następujący sposób. W horyzoncie home muszę zaakceptować, że to drugi człowiek jest „inny”; muszę uznać jego tajemnicę, to znaczy że ma swoje marzenia, swoje zranienia i swoją podświadomość. Często w życiu codziennym, w życiu domowym nieporządkiem nazywamy to, co tak naprawdę jest porządkiem drugiego człowieka. Nie możemy mieć żadnych roszczeń co do drugiego. Zaakceptowanie braku możliwości oceniania drugiego jest jedynym warunkiem, aby relacja była prawdziwa. Tymczasem często zdarza się, że kiedy zdam sobie sprawę, że drugi zawiódł moje oczekiwania, staram się go wyeliminować. Ale w takich przypadkach to nie on czy ona zawiedli. To ja uczyniłem z mojego oczekiwania roszczenie. I w ten sposób stawiam bezpieczeństwo ponad płodnością.
W jakim sensie?
Człowiek wciąż poszukuje jakiejś stabilizacji, jakiegoś bezpieczeństwa, jakiegoś fundamentu. Jest to idea prawdy jako pewności, jak to ma miejsce na przykład z prawdą nauki: coś absolutnie pewnego, absolutnie bezpiecznego, niepodważalnego, na czym można się oprzeć. W rzeczywistości człowiek jest powołany do innego, głębszego doświadczenia – do doświadczenia płodności. W Biblii obietnica, którą Bóg składa ludziom za każdym razem, nigdy nie jest obietnicą pewności, ale obietnicą płodności. „Sprawię, że będziesz płodny”. Cechą płodności jest to, że nie jesteś dominus (panem), uczestniczysz w procesie, ale wynik nie zależy tylko od ciebie, a przede wszystkim nie możesz go posiąść. Zresztą, wracając do tematu, jeśli w jakiejś relacji zadajemy sobie pytanie, jaka jest prawda o naszej miłości, możemy odpowiedzieć tylko, wskazując płodność, która ją naznaczyła, w wielu formach, w jakich płodność może się przejawiać.
Czasami odwołujemy się do takich wartości jak ochrona trwałości rodzinny. Co Pan o tym sądzi?
Wartościom prawdopodobnie także grozi to, że będą tylko magicznymi słowami. Otóż wartość nie stoi u początków jakiejś relacji, ale narzuca się, kiedy relacja jest prawdziwa i przeżywana. Świat katolicki w tej kwestii zawiódł całkowicie, ponieważ nie pojął wielkości zagadnienia wolności, uprzywilejował prymat posłuszeństwa, które czasami skutkowało zniewoleniem. Istnieją dwa sposoby zdradzania praw: albo przez nieposłuszeństwo, albo przez mechaniczne posłuszeństwo, zgodnie z logiką „robię zawsze i wyłącznie to, co mówisz”. Jak powtarzał zawsze Jezus faryzeuszom w odniesieniu do świętych tekstów: czytacie, ale nie rozumiecie, ograniczacie się do mechanicznego zastosowania prawa, bez wprowadzania myśli w czyn, bez pojmowania znaczenia. Ale jeśli nie zaczniesz myśleć, nie możesz okazywać respektu w etymologicznym sensie tego słowa – czyli nie potrafisz spoglądać wstecz (łac. respectus – patrzeć w tył – przyp. red.). A zatem nie rozumiesz nawet znaczenia wartości. By powrócić do ostatniego doświadczenia pandemii oraz „nieprzewidywalnego” czynnika, który wtargnął do naszego życia: jeśli wirus uderza w ciebie, gdy jesteś sam, niszczy cię, staje się straszny. Jeśli uderza w ciebie w obrębie jakiejś relacji, pozostaje straszliwy, ale możesz myśleć o tym, by wytrzymać jego uderzenie. Oto właśnie rodzina jest tą więzią, która pozostaje wiarygodna właśnie ze względu na to, że najpierw jest „historią”, a potem dopiero zbiorem wartości.