Lekcja cukiernictwa na Piazza dei Mestieri (Zdjęcie: Ivan Fois)

Turyn. Fabryka niespodzianek

Udaliśmy się do Piazza dei Mestieri, gdzie uczy się młodych, jak „wytrwać w pracy”. Covid zmusił do rewizji wszystkiego, aż po prowadzenie lekcji przez WhatsAppa nie rezygnując z pragnienia, by „nikt się nie zgubił” („Ślady” nr 2/2021)

Nagle wybuchła płaczem wobec wersetów Dantego, w których mowa o pocałunku Paolo i Franceski. „Zapytałem ją: «Stefania, co ci jest?». Na co ona: «Proszę pana, nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się przeżyć coś takiego, rozumie pan?»”. Davide Iervolino, nauczyciel języka włoskiego w klasie gastronomicznej w Piazza dei Mestieri (Placu Zawodów), wzrusza się, opowiadając: „Powiedziałem jej: «Spójrz, ty też znajdziesz miłość». Boją się, że nie uda im się przeżyć tego, co my przeżywamy, na dobre i na złe. I jak możesz dać im nadzieję, pokazać im piękno w rzeczywistości?”.

Wyzwanie w gruncie rzeczy znajduje się właśnie tutaj. W tym pytaniu młodzieży, które stało się krzykiem w tym roku covidu „potrafiącego zrujnować wszystkie marzenia”, jak powie później dziewczyna z drugiej klasy gimnazjum. Oraz w reakcji dorosłych, którzy rozumieją ten krzyk, ponieważ odczuwają go na własnej skórze. Przekraczasz bramę dawnej, odnowionej garbarni Florio i się zanurzasz. Widzisz nauczycieli i młodzież, którzy kręcą się tam i z powrotem, śmieją się i zatrzymują na dziedzińcu; ale możesz zobaczyć tylko oczy. Poza tym – maseczki.

Dziś jest ich wielu, od poniedziałku kto wie: następuje powrót do czerwonej strefy i po raz kolejny będzie trzeba zaktualizować plan lekcji. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w tej szkole, która łączy ściśle lekcje z pracą, zajęcia w salach lekcyjnych z praktyką, zawody do nauczenia się (cukiernik lub barman, szef kuchni lub grafik czy fryzjer, oraz wiele innych) i talenty do odkrycia. „Kształcącej się młodzieży jest ponad 600 osób w wieku od 14 do 19 lat – mówi Cristiana Poggio, zastępca dyrektora Piazzy. – Następnie są też tacy, którzy uczestniczą w specjalnych projektach lub zostają przysłani przez inne szkoły. Do tego 400 osób z Casa dei Compiti (Domu Zadań), świetlicy otwartej również dla gimnazjalistów”. Oraz ITS (Istituto Tecnico Scientifico – Technikum) mieszczącego się w bliźniaczym budynku, który stanowił część fabryki.

Przez dziesięciolecia było to miejsce pracy robotników z San Donato, jednej z centralnych dzielnic Turynu. Od 2004 roku jest siedzibą zespołu szkół, które znacznie wykraczają poza szkolenie zawodowe. „Miejsce, aby nikt się nie zgubił” – czytamy na dopiero co przebudowanej stronie internetowej (www.piazzadeimestieri.it). I świetny teren, by badać puls „pokolenia covid”, zobaczyć z bliska, co znaczy stawiać czoła odwiecznemu wychowawczemu stanowi wyjątkowemu, pokoleniu tworzonemu przez młodych ludzi, którzy często mają trudne historie i podążają wyboistymi drogami, szczególnie w tym roku, w którym pandemia zmusza do zrewidowania wszystkiego. Lepiej: „Do założenia nowych okularów – jak mówi Monica Pillitu, która pracuje nad specjalnymi projektami. – Musisz nauczyć się inaczej patrzeć na zwykłe rzeczy. I trzymać się tego, co najważniejsze, zakotwiczyć się w relacji z młodym człowiekiem: «Ty mnie interesujesz, to, co ty masz do powiedzenia. Zobaczmy, jak odkryć to razem»”. Wyzwanie właśnie.

Wielu dorosłych tutaj je podjęło. Wymyślając wszystko, co możliwe, aby utrzymać nić relacji. „Pierwszy lockdown był okresem wielkiej kreatywności – opowiada Mauro Battuello, odpowiedzialny za projekty specjalne. – Powiedzieliśmy sobie: ok, jest nauczanie zdalne? Wykorzystajmy je do zrobienia czegoś nowego”. Przykłady? Dużo. Lekcje przez WhatsAppa, „aby ich wciągnąć – opowiada Ilaria Poggio, dyrektorka siedziby w Turynie (pozostałe znajdują się w Mediolanie i Katanii). – Na początku problemem nie było to, «czego cię uczę», ale «utrzymajmy więzi, bo inaczej się pogubisz»”. W kwietniu na podstawie badania okazało się, że tylko 30 procent uczniów ma komputer. Rezultat: nauczanie zostało skalibrowane na smartfony, z nagraniami i wykładami w pigułce, podczas gdy laboratoria odbywały się z przerwami, ale nigdy nie odpuszczono całkowicie.

Wielu nauczycieli zaczęło używać mediów społecznościowych do pracy z uczniami. Sara Trinchero, prowadząca zajęcia wyrównawcze, spędziła tygodnie przy telefonie, „aby ich przywoływać, zaangażować. Dla młodzieży w trudnej sytuacji, takiej jak ta, którą ja się zajmuję, lockdown jest poczwórnym wysiłkiem. Musiałam się przekształcić: studiować, uczyć się map online…”. Matilde Battuello, która zajmuje się po południu około dwudziestoma uczniami, poprosiła, by napisali opowiadanie o kulisach nauki zdalnej: sztuczki, zabawne sytuacje. „Pojawiły się ciekawe historie. Ale przede wszystkim powiedzieli: «Kurczę, a zatem oni dobrze nas znają»”. „Nigdy nie da się zastąpić kontaktu z człowiekiem – podsumowuje Cristina Bernardi, odpowiedzialna za Casa dei Compiti. – Ale podczas nauki zdalnej odkryłam różne rzeczy o nich, których sobie dotąd nawet nie wyobrażałam: jeden doskonale rysuje, drugi pisze… Wyłania się inny horyzont. I możesz odnaleźć piękno”.

Oczywiście nie wszystko jest proste. Wielu powtarza ci, że „teraz są u kresu sił, jest im o wiele trudniej niż na początku”. Chodzisz po korytarzach, zaglądasz do sali, gdzie znajduje się kawiarnia, lub do początkujących kucharzy, i to zmęczenie jest obecne wszędzie. „Oni potrzebują dotykać materii – mówi Desi Ruseva, szef kuchni w stołówce pełniącej również funkcję warsztatu kulinarnego. – Któregoś dnia dziewczyna przebywająca na kwarantannie zapytała mnie: «Co mam robić, proszę pana? – Gotuj w domu, wypróbuj przepisy z książki… – Ale to nie to samo»”. Nie jest to to samo także dla Emily, z ostatniej klasy fryzjerstwa: „Czego mi brakuje? Objęć, uśmiechów. W maseczkach nie jesteśmy w stanie nawet się zrozumieć. A i tak mamy szczęście: możemy przynajmniej przychodzić do szkoły. Nasi przyjaciele nie mogą nawet tego”. To cierpienie jest widoczne. „Bije z oczu – mówi Alessandra Migliozzi, która uczy strzyżenia i modelowania. – Ale kiedy znajdziesz klucz, by do nich trafić, nawet przy pomocy spojrzenia, otwiera się przed tobą świat”.

W tym rzecz: „znaleźć klucz”. W gruncie rzeczy jest to problem, z którego rodzi się to miejsce. O mocnych korzeniach. W pierwszej kolejności: głęboka przyjaźń w czasach studenckich oraz życie doświadczeniem CL. Następnie dramat: śmierć jednego z nich podczas wakacji w górach w 1986 roku (Marco Andreoniego, którego Piazza nosi imię). I złość, bunt, pytania. Do Turynu przyjechał ksiądz Giussani na assembleę, którą młodzież z tamtych czasów pamięta prawie słowo w słowo. Dario Odifreddi, dyrektor Piazzy, tak o tym opowiada: „Zapytaliśmy go: «O co prosi nas ta śmierć?». A on: «O cud jedności. Odkryjecie to z czasem: jeśli pozostaniecie wierni tej przyjaźni i Matce Bożej, zobaczycie, jak rodzą się wielkie dzieła»”.

Rozglądasz się dzisiaj wokół i słowa te wydają się prorocze. Z pewnością w tych młodych, którzy „chcieli zrobić coś razem”, zasiały ziarno. Wzrastające stopniowo, metodą prób i błędów: najpierw Centrum Solidarności, potem kształcenie. „Ale widzieliśmy przeszkodę – mówi Dario. – Wielu młodych znajdowało nawet jakieś miejsce pracy, ale potem je tracili. Nie byli w stanie utrzymać się w środowisku pracy, ponieważ znajdowali się w katastrofalnych sytuacjach. Co zrobisz z kimś, kto zostaje zwolniony, ponieważ nie pojawia się w pracy trzy razy na pięć: wygłosisz mu przemówienie na temat odpowiedzialności? Często nie posiada narzędzi, aby to zrozumieć. Powiedzieliśmy sobie zatem: znajdźmy kogoś, kto nauczy ich wytrwać w pracy”. A sposób znajduje Cristiana, prawie że przez przypadek: „Pojechałam do Walencji
w związku z międzynarodowym projektem i zobaczyłam coś nowego w tamtych czasach: młodzież, która uczyła się poprzez działanie. Odnawiali opactwo i uczono ich być stolarzami, zlecając prace stolarskie. Proste, ale decydujące. Dzwonię do Dario: «Znalazłam. Musimy wprowadzić pracę do szkoły»”.
Potem pojawiła się stara garbarnia. Powstała sieć relacji z instytucjami, firmami, szkołami, „bez limitów przyjęć ani wykluczania kogokolwiek, ponieważ jesteśmy otwarci na wszystkich” – mówi Dario. I ta metoda uczenia się poprzez działanie, używanie rąk razem z głową i sercem, zmieniła przyszłość tysięcy młodych ludzi, często trudnych. „Przychodzą tutaj i zostają przyjęci. Im tak naprawdę chodzi o znalezienie afektywnego centrum. Kiedy zrozumieją, że jesteś obecny i chcesz dla nich dobrze, wszystko się zmienia”.
Tak jak w przypadku Luísa z peruwiańskiej rodziny, który przyjechał, aby wziąć udział w projekcie integracyjnym, „zagubiony, niemówiący ani słowa po włosku”, a teraz jest o krok od uzyskania uprawnień do wykonywania zawodu, kiedy szybko i precyzyjnie pracuje jako kelner w restauracji Piazzy. W normalnych czasach jest otwarta dla wszystkich, tak jak pub-browar i sklepik, gdzie sprzedaje się chleb, focaccie i czekoladę. Młodzież odbywa praktyki na sali i w kuchni. Ale przede wszystkim pracuje razem z dorosłymi, ponieważ praca u boku mistrza to fundamentalna sprawa. „Przekazujesz to, kim jesteś, co tu wiele mówić – mówi Dario. – Nastolatkowi na nic nie przydadzą się dyskursy. On patrzy na ciebie i widzi”.

Kiedy propozycja porusza serca, nawet te najtwardsze, zaczyna się inna historia. „Niektórzy młodzi mają taką energię, że mogliby przebijać ściany: jeśli potrafisz ją ukierunkować, ma miejsce prawdziwe widowisko” – mówi Maurizio Camilli, szef kuchni w restauracji. Wśród jego uczniów był jeden, który miał za sobą cztery procesy z powodu bójek. „Ktoś taki, gdy zabiera się do pracy, jest jak lokomotywa. Ponieważ ma wielką siłę. Ale musisz ją z niego wydobyć we właściwy sposób”. A jak? „Nie ma jednej recepty. Coś się pojawia, jeśli potrafisz wczuć się w sytuację. On na przykład przyszedł, mówiąc: «Nie będę nic robił, nie mam ochoty». Zamiast się wkurzyć, odpowiedziałem: «Ok, zostań tu i siedź». Rozłożyłem go na łopatki. I się ruszył. Miał już okazję pracować w prestiżowych lokalach”.

Traktowanie ich poważnie, takimi, jacy są. I przyzwyczajanie ich, aby wydobyli z siebie to, co najlepsze. Davide Sanfilippo, mistrz piekarstwa, utrzymuje, że „młodzieży tutaj musisz rzucić wyzwanie. Dzisiaj zbyt często jest chroniona, rozpieszczana… Jeśli wobec problemu chronisz ich, nie rozwijają się”. „Uczenie się jest jednym z najbardziej wolnych działań – jest jak kochanie – zauważa Cristiana. – Nie mogę zmusić cię do nauki. Ale mogę spróbować sprawić, że będziesz chciał się uczyć, patrząc na mistrza”.

Jeśli wolność zostaje wprawiona w ruch, to naprawdę jest widowisko. Opowiadają ci o dziesiątkach przykładów. „Jakiś czas temu przyprowadzono nam z gimnazjum młodzież mającą do czynienia z zastraszaniem. Stopniowo zmieniał się ich wyraz twarzy”. Przełom nastąpił wobec entej notatki z zachowania: „«Proszę pani, nikt nigdy nie pisze o nas niczego pozytywnego». Na co nauczycielka odpowiedziała: «Masz rację, od dziś będziemy pisać o tym, co robicie pięknego». Od tego wszystko się zmieniło”. Albo aspirujący kelnerzy, którzy po trudnym wieczorze, gdzie przyszło im obsługiwać francuskich gości, poszli do szefa kuchni: „Kiedy zaczniemy uczyć się języków?”. Ale wystarczy porozmawiać z Katią, która studiowała wypieki i produkcję czekolady, a teraz pracuje w sklepiku, by usłyszeć, że „najważniejszą rzeczą, jakiej się tutaj nauczyła, jest miłość do pracy”. Albo z Giacomo, 19 lat, przyszłym fryzjerem: „Co podoba mi się w tym miejscu? Otwiera ci umysł”.

I buduje, z czasem. Bez siatki zabezpieczającej, pośród wielu porażek, ale buduje. Czasami w nieoczekiwany sposób. „Jakiś czas temu przyjechała nas odwiedzić Zaira, marokańska dziewczyna – opowiada Cristiana. – Po ukończeniu szkoły pracowała z nami. Przyjechała z nowo narodzonym synem: «Chciałam, żeby on też zobaczył najpiękniejszą rzecz, jaką spotkałam»”. Historia podobna do tej, która poruszyła Dario: „Pewnego ranka widzę przed budynkiem dziewczynę i myślę: znam ją… «Jak się masz? Co tu robisz?», a ona: «Ech, straciłam pracę. Powiedziałem sobie jednak: jest Piazza dei Mestieri, idę tam». Kiedy rozmawiamy, przychodzi druga: «Ja też straciłam pracę». Umówiły się na spotkanie tutaj. Osiem lat po skończeniu szkoły”. W ten sposób lepiej można zrozumieć, co oznacza „afektywny punkt”, bez względu na to, czy szaleje covid, czy też nie. „Prawda jest taka, że rację ma nasz hiszpański przyjaciel Carras (Jesus Carrascosa – przyp. red.): zwycięża ten, kto obejmuje najmocniej. Cała reszta przychodzi później”.

To właśnie w tym objęciu szkoła staje się fabryką odkryć także dla dorosłych, jest to „wzajemna pomoc w rozwoju” – jak mówi szef kuchni Desi. „Czasami patrzysz im w oczy i wychodzi na wierzch jakiś problem: na przykład małe uzależnienie, jak wyznał mi ktoś pół godziny temu – opowiada Matilde Matteucci, nauczycielka języka włoskiego. – Czują, że tracą grunt pod nogami, ale na czymś bazują, szukają cię. I posiadają głębię, mają dużo do podarowania”. W każdym sensie. Wystarczy pomyśleć o Zakii, która wygrała konkurs. Nagrodą był bon na kolację. „Powiedziała nam: «Nie, dziękuję, zawsze miałam kogoś, kto mi pomaga. Chcę go podarować temu, kto potrzebuje go bardziej” – mówi Mauro. Bon stał się chlebem dla Banku Żywności.
„Znajomi często mnie pytają: dlaczego pracujesz z nastolatkami? – mówi Cristiana. – Będąc z nimi, wydobywam z siebie to, co najlepsze. A jeśli robimy coś pięknego, to pozostaje. Kiedy wracam myślami do czasów, gdy ja chodziłam do szkoły, nie przychodzą mi do głowy przedmioty, ale fakty i osoby. Ponieważ pomogły mi się rozwinąć”.
To samo mówi Davide, nauczyciel zajmujący się Dantem i będący świadkiem łez Stefanii. W klasie gastronomicznej rozpoczął cykl „o sensie życia: miłości, śmierci… Po co jesteśmy? To jest najmocniejsze pytanie, jakie posiadają, zwłaszcza teraz. Sprawia, że odczuwasz cały ciężar i piękno rzemiosła, które wykonujesz”. A jak stajesz wobec tego? „Mogę jedynie patrzeć na kogoś, kto daje mi nadzieję. Będąc sam wychowywanym. Ponieważ mają taką samą potrzebę jak ja: potrzebują pewności”.