,,Po co ja jestem na świecie?"

Zapis ze spotkania Juliána Carróna i Francesco Barberisa z maturzystami Gioventù Studentesca

Francesco Barberis. Dobry wieczór wszystkim, nauczycielom i uczniom z klasy czwartej i piątej, zgromadzonym tutaj w Mediolanie i łączącym się z ponad 80 miast we Włoszech, w Szwajcarii, Portugalii i Czechach. Jesteśmy tutaj, ponieważ wasze uczniowskie życie nagli: ten moment, tak dramatyczny a jednocześnie tak radosny, uwypukla owe podstawowe pytania, fundamentalne dla każdego, ale tak pełne drżenia w waszym przedziale wiekowym: „Po co ja jestem na świecie?”, „Dlaczego warto żyć?”, „Jak nie popełnić błędu przy wyborze przyszłości?”, „Czy jednak problemem jest popełnienie błędu?”. Te i wszystkie inne pytania, które dziś się pojawią, chcemy przedstawić ks. Juliánowi Carrónowi, który jest dla nas jak ojciec. Tak naprawdę, to nie chcemy jedynie odpowiedzi, chcemy natomiast nie zagubić źródła, z którego te pytania wypływają. Stąd też znacznie bardziej niż szukania odpowiedzi, szukajmy kogoś, kto te pytania podejmie, kogoś, kto je przyjmie za swoje; szukajmy ojca, który będzie gotowy wędrować z każdym z nas, podejmować wraz z nami wszystkie
niezbędne kroki, byśmy w życiu mogli uchwycić odpowiedzi na nasze pytania. Dlatego jesteśmy bardzo wdzięczni, że jest z nami ks. Julián, aby móc razem z nim przebyć pewien odcinek drogi. (...)

Moje pytanie dotyczy egzaminu dojrzałości i okresu, który nas od niego dzieli. Potrzebuję zobaczyć, że fakt bycia w domu, aby się uczyć, nie jest jakimś obniżeniem poziomu życia, którego pragnę. Chcę widzieć, że niczego nie tracę. Na przykład, pewnej soboty zdarzyło się, że przygotowując pewne zadania do szkoły, musiałam zrezygnować z udziału w geście charytatywnym [Określenie „gest charytatywny” oznacza gest miłości zaproponowany i prowadzony, który regularnie (raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie) odmierza rytm życia. Jego celem nie jest to, by zaspokajać osobiste lub społeczne potrzeby, ale by je współdzielić,
by wychowywać się do rozumienia i przeżywania całego życia jako współdzielenie, jako „miłość miłosierna”, zgodnie z nowością przyniesioną przez Chrystusa; nota redaktorska]. Poczułam się jakbym coś traciła (w tym przypadku gest charytatywny). Ja jednak nie chcę, aby tak było. Zbliżając się coraz bardziej do matury i tym samym, mając coraz więcej nauki, naprawdę potrzebuję czuć, że przez bycie w domu, by się uczyć niczego nie tracę, że to nie jest jakaś strata. Jak to robić? Czy naprawdę może tak być? Na razie odbieram to tak, jakbym była zmuszona do pozostania w domu, podczas gdy na zewnątrz dzieją się niesamowite
rzeczy.


Julián Carrón. Czy mogę zadać ci pytanie? Przeżyłaś kiedyś jakąś konkretną, szczególną okoliczność, w której nie miałaś poczucia, że coś tracisz? Mówisz: „Skoro muszę zostać w domu, by się uczyć, nie mogę iść na gest charytatywny”. Kiedy wybierasz jedną rzecz, równocześnie musisz zrezygnować z czegoś innego; nikt nie jest w stanie być jednocześnie tu
i tam. Jest to zatem poważny problem, ponieważ dziś trzeba będzie poświęcić się nauce, a jutro czemuś innemu. Stąd też podjęcie tej kwestii, jak przeżywać jakiś szczegół, by nie stracić całej reszty, ma kluczowe znaczenie dla życia, a nie tylko dla egzaminu maturalnego. Jak to zawsze mówimy: aby odpowiedzieć, musimy wychodzić od doświadczenia. Czy miałaś kiedyś takie doświadczenie, w którym przeżywając jakiś szczegół, czułaś wyraźnie, że w tym momencie było wszystko i że niczego ci nie brakowało? (...)

Pobierz PDF