Luigi Giussani podczas lekcji „Uznać Chrystusa”

Życie Andrei

Andrea to chłopak chory na AIDS, znany z listu, który poruszył księdza Giussaniego podczas lekcji zatytułowanej Uznać Chrystusa. Teraz Marco Zibardi, zwany „Zibą”, opowiada nam o swoim koledze ze szkoły („Ślady”, nr 5/2015)
Luca Fiore

„Ziba, ale jeśli napiszę list do księdza Giussaniego, czy on go w ogóle przeczyta? – Dlaczego nie? – Jestem nikim, nie zna mnie. – Andrea, nie przejmuj się, pisz”. List, który ksiądz Giussani odczytuje podczas lekcji dla studentów z CL w 1994 roku, opublikowanej potem jako tekst Uznać Chrystusa, powstaje w prostocie, tak jak prawie wszystkie ważne rzeczy. Jest to jeden z najintensywniejszych momentów nagrania, zaprezentowanego podczas ostatnich Rekolekcji Bractwa. Andrea jest kolegą z liceum Marca Zibardiego, nazywanego przez wszystkich „Zibą”, wówczas świeżo upieczonego magistra Uniwersytetu Katolickiego w Mediolanie. „Drogi księże Giussani, piszę do Księdza, nazywając go «drogim», choć Księdza nie znam. (…) W tym moim pełnym udręki życiu, sądzę, że docieram już do kresu, wieziony tym pociągiem, który nazywa się AIDS” – pisze w liście. Ogarnięty wzruszeniem ksiądz Giussani prosi o pomoc w przeczytaniu listu do końca. „Niech Ksiądz modli się za mnie. Ja również w czasie, który mi pozostaje, będę się nadal starał czuć potrzebnym, modląc się za Księdza i za Ruch. Ściskam Księdza. Andrea”.

Tamtego wieczoru w pizzerii. Dotąd to wszystko, co wiedzieliśmy o Andrei, było zapisane w liście. Ale dzisiaj, po 20 latach, Ziba wraca do tej historii. Dla zachowania dyskrecji nie zdradza nam nazwiska swojego przyjaciela ani też nie pokazuje nam jego zdjęcia.
„On dyktował, a ja pisałem – opowiada Ziba. – Miał trudności z mówieniem. To były ostatnie dni w szpitalu w Parmie. Musieliśmy pisać po kawałku. Zaczynaliśmy, a potem, kiedy był zmęczony, przerywaliśmy pisanie. Zajęło nam to w sumie tydzień. I nie było to łatwe nawet dla mnie: to była walka, ponieważ w niektórych sprawach, tych, które dotyczyły mnie, stawiałem nieco oporu…”.
Ich przyjaźń, wyjaśnia to sam Andrea w liście, zaczyna się w czasach liceum. „Byliśmy kolegami z klasy w Settimo Scentifico w Mediolanie, liceum, które dzisiaj nosi imię Salvadora Allende – opowiada Ziba. – Zdaliśmy maturę w 1987 roku. Przez ostatnie dwa lata byliśmy kolegami z ławki. Ja należałem do GS, a on był przewodniczącym szkolnej grupy sympatyków komunizmu. Zawsze jednak bardzo się przyjaźniliśmy. Każdy miał swoje idee, ale jeździliśmy też razem na wakacje”. Inteligentny, pilny, miał dobre oceny. Andrea grał w piłkę nożną, kochał tenis i narty. Poza tym zajmowały go typowe sprawy przynależące do jego świata: pikiety przed szkołą, manifestacje na rzecz pokoju, wieczory w Leoncavallo [historyczne miejsce spotkań w Mediolanie – przyp. red.].
„Potem zaczął spotykać się z moją bliską przyjaciółką Eleną. W ten sposób, wraz z trzema innymi osobami, mimo że podążaliśmy różnymi drogami, pozostawaliśmy w kontakcie – wspomina Ziba. – Spotykaliśmy się czasem w sobotę na piwie albo wyjeżdżaliśmy w weekend na narty w góry. Andrea zaczął studiować fizykę, Elena medycynę. Był też Ermanno, który studiował prawo, i Daniele z inżynierii. Ja byłem na studiach humanistycznych i jako jedyny należałem do CL”.
Tamtego wieczoru w 1991 roku w pizzerii między placem Abbiategrasso i Gratosoglio, na peryferiach Mediolanu, byli w piątkę. Andrea, jakby nigdy nic, mówi: „Zrobiłem badania. Jestem nosicielem wirusa HIV”. Elena już o tym wie, pozostała trójka nie. Wszyscy są wstrząśnięci. W tamtych czasach pozytywny wynik testu oznacza wyrok śmierci. W tym samym roku umiera Freddy Mercury. Samo słowo „AIDS” wzbudza strach i uprzedzenie. Pod koniec kolacji Andrea dodaje: „Tę przygodę, teraz, przeżywamy razem”.
Czwórka przyjaciół bierze to na poważnie i naprawdę mu towarzyszy. Organizują się, ustalają dyżury, by odwiedzać go codziennie. Będzie krążył po różnych szpitalach: Mediolan, Bolonia, Parma. To właśnie w tych miesiącach rodzi się dialog, który Ziba określa jako momentami „burzliwy”. Do trwających dyskusji przyłączają się także chorzy z sąsiednich łóżek. Andrea zapala się, polemizuje, gani pielęgniarzy, którzy jego zdaniem nie potrafią postępować z osobami cierpiącymi na taką jak on chorobę. „Co jakiś czas wyciągał na wierzch, na swój sposób, problem Boga i mówił mi wściekły: «Twój Bóg nie istnieje i jest na nic. Zobacz, co mi się przydarza: mam 27 lat i umieram»”.
W pewnym momencie, pod koniec 1993 roku, Ziba zanosi mu egzemplarz Zmysłu religijnego. „Było to w okresie, gdy krzyczał na nas, ponieważ odwiedzaliśmy go codziennie. Mówił nam, że zachowujemy się jak siostry miłosierdzia” „To jest na nic, i tak umrę. Dlaczego to robicie?”. Wówczas ja, dając mu książkę, powiedziałem mu: „Zacznij to czytać, a potem porozmawiamy”. On bierze książkę, rzuca na szafkę i mówi: „To wszystko to bzdury”. Już następnego dnia przeczytał całą.
Ton rozmów się zmienia. Andrea zaczyna zadawać pytania: „Książkę przeczytał wnikliwie. Wtedy rozpoczął się okres łaski, przede wszystkim dla mnie. Było jasne, że zrozumiał lepiej ode mnie, który pracowałem nad tym tekstem od lat. Pytał mnie o «serce», o to, co jest wspólne wszystkim ludziom. Najbardziej uderzyła go chyba hipoteza, że nawet to, co mu się przydarzało, mogło mieć sens. Przeszedł całą drogę od zmysłu religijnego do wiary, jak gdyby miał ją gdzieś zapisaną, nie znając wcześniej książki. Na początku nie mówił mi o Bogu, jak gdyby podążając swoją drogą, chciał mi pokazać, że zrozumiał. Szedł etapami. Nawet jeśli przeczytał już całość. Wiedział, jak się miało skończyć…”.
„Ziba powtarzał mi zawsze, że w życiu trzeba mieć prawdziwy cel i iść za nim – napisze Andrea. – Wielokrotnie uganiałem się za różnymi celami, lecz nigdy za tym prawdziwym. Teraz zobaczyłem ten prawdziwy cel, widzę go, spotkałem, zaczynam go poznawać, nazywać po imieniu: nazywa się Chrystus”.
Ale rozmowa nie przestała być burzliwa. To właśnie w tym okresie Ziba odmawia w jego obecności Anioł Pański. A Andrea, jak opowiada w liście, zaczyna mu wymyślać. Przybiegają pielęgniarze, pytając Zibę, czy Andrea go bije… „To była droga naznaczona jego temperamentem i pełną świadomością zmierzania na spotkanie ze śmiercią. Musiał do końca skonfrontować się z faktem śmierci i z tym, co mu się przydarzało”. Do pytań dotyczących Zmysłu religijnego dochodzą pytania o księdza Giussaniego i o CL. Ostatnie półtora miesiąca jest jak rush [finałowy gorączkowy pośpiech]. Andrea zaczyna odmawiać Anioł Pański z Zibą. Potem, brakowało już niewiele dni, to pytanie: „A jeśli napiszę do niego, czy on to przeczyta?”.
„Nie wiedziałem, co mi chciał powiedzieć. Nie zrozumiałem, że osiągnął taki punkt przylgnięcia. Widziałem, że coś się wydarzyło, dowiedziałem się, że wezwał kapelana szpitalnego, ale nie wiedziałem, co sobie powiedzieli. Aż do tamtego listu nasza rozmowa nie osiągnęła takiego stopnia otwartości. To była niespodzianka. Dar”.

„Czy mogę go przeczytać?”. Także w latach po ukończeniu liceum toczyli ze sobą dyskusje. „On dokonał takiego życiowego wyboru, a ja innego – mówi dalej Ziba. – To było jasne między nami, nie zmienilibyśmy zdania. A jednak on w jakiś sposób był poruszony moim stanowiskiem. Dla niego czymś niepojętym było kierowanie się w życiu religijnym wyborem. Dla jego mentalnych schematów wiara była intymizmem i nieracjonalnością. Następnie to, co się wydarzyło, dało mu do zrozumienia, że to pytanie nosił w sercu od zawsze. Dla mnie była to nieoczekiwana łaska. Ja i trójka tamtych przyjaciół staliśmy wobec tego, co się przytrafiło. I zobaczyliśmy: w chorobie i śmierci wydarzył się cud nowego życia”.
Andrea pisze: „Ziba powiesił mi nad łóżkiem zdanie św. Tomasza: «Życie człowieka wyraża się w miłosnym przylgnięciu, które w istotny sposób je podtrzymuje i w którym znajduje swoją największą satysfakcję». Sądzę, iż moją największą satysfakcją jest to, że poznałem Księdza, pisząc do Księdza ten list. Ale jeszcze większą satysfakcją jest to, że dzięki Bożemu miłosierdziu, jeśli Bóg zechce, poznam Księdza tam, gdzie wszystko będzie nowe, dobre i prawdziwe. Nowe, dobre i prawdziwe jak przyjaźń, którą wniósł Ksiądz w życie wielu osób i o której mogę powiedzieć: «Ja również w niej uczestniczyłem»; także ja w tym moim spapranym życiu zobaczyłem i miałem udział w tym nowym, dobrym i prawdziwym wydarzeniu”.
Ziba bierze list i idzie do księdza Giussaniego: „To list mojego przyjaciela z liceum. Jest bardzo piękny”. Nie ma czasu wytłumaczyć mu, o co chodzi. Kilka godzin później stan Andrei nagle się pogorszył. Ziba znajduje go już w śpiączce. Ksiądz Giussani dzwoni, gdy jest już po pogrzebie. „Ten list jest zachwycający! Czy mogę przeczytać go publicznie? – Księże Giussani, ten list napisał do ciebie…”. Wieczorem przed rozpoczęciem rekolekcji studenckich ksiądz Giussani znów dzwoni do Ziby: „Chcę przeczytać list Andrei, możesz mi towarzyszyć w drodze do Rimini?”. W drodze powrotnej, po lekcji zatytułowanej Uznać Chrystusa, powie: „Nigdy nie spotkałem osoby, która tak dogłębnie zrozumiałaby Zmysł religijny i streściła go na dwóch stronicach”.