Massimo Recalcati: Brak jest życiem
Czego brakiem jest ten brak, o serce, który wypełnia cię niespodziewanie? Psychoanalityk Massimo Recalcati mierzy się z tematem tygodnia w Rimini („Ślady”, nr 3/2015)„Współczesny niepokój nie wynika z braku, ale z przepełnienia, z poczucia uwięzienia w systemie, który nas oplata i uciska i wydaje się przyzwalać – nawet w wyobraźni – na inny świat, inny horyzont…”. Massimo Recalcati, psychoanalityk, pisujący na łamach „La Repubbliki”, badacz kondycji współczesnego człowieka, lubi obalać stereotypy: „brak” nie jest czymś „mniej”, ale jest potencjalnym „więcej”. Ponieważ to właśnie świadomość braku wprawia w ruch pragnienie, a wraz z pragnieniem całe człowieczeństwo… „Jacques Lacan [1901–1981, francuski twórca i reformator szkoły psychoanalizy – przyp. red.] twierdził, że jedyną prawdziwą winą człowieka jest rezygnacja z własnego pragnienia – wyjaśnia. – Psychoanalityczna medycyna kliniczna potwierdza, że poczucie nieszczęścia często wiąże się z tym, że nasze życie nie zbiega się z tym, czego pragniemy”.
Recalcati właśnie opublikował książkę, która już stała się bestsellerem. Po raz pierwszy zajmuje się w niej postacią matki (Le mani della madre – [Ręce matki], wyd. Feltrinelli). Pisze o fascynującym zagadnieniu, współczesnym „zakładniku” zbyt wielu ideologicznych schematyzmów. Problem „braku” zajmuje naczelne miejsce w jego refleksji skupionej wokół doświadczenia macierzyństwa. „Matka całą sobą doświadcza braku, nie ukrywa go, nie zataja, nie odsuwa, ale go podarowuje – pisze Recalcati. – Ofiarowanie swojego braku – własnej niewystarczalności i własnej kruchości – posiada tę samą nieoszacowaną wartość, co ofiarowanie swoich rąk i swojego oblicza. Zdaniem Lacana chodzi o najdoskonalszą definicję miłości: kochać znaczy oddawać Komuś Innemu to, czego się nie ma”. Brak jest tematem najbliższego Meetingu w Rimini, w którym Recalcati pomimo najszczerszych chęci nie będzie mógł wziąć udziału z powodu wcześniej podjętych zobowiązań.
Tytułem Meetingu jest wers Mario Luziego: „Czego brakiem jest ten brak, o serce, który wypełnia cię niespodziewanie?”. W jakim sensie, Pana zdaniem, brak może być czymś, co wypełnia serce człowieka?
Brak nie jest nieszczęściem, karą, okaleczeniem życia. Takie stanowisko jest stanowiskiem nihilistycznym. Nie to mnie interesuje. Psychoanaliza uwidacznia, że brak jest twórczy, ponieważ stanowi życiowe pożywienie dla naszego pragnienia, które jest nie tylko nostalgicznym płaczem za nieosiągalną pełnią, ale potęgą, przekształcającą energią, czyniącą brak warunkiem otwartości na Kogoś Innego, bogatą w życie i świat, zdolną wypełnić, jak pisze poeta, serce człowieka.
Doświadczenie „braku” jest dzisiaj doświadczeniem trudnym do zaakceptowania. Wciąż pojawia się roszczenie posiadania. Jak można uczynić wyłom? Jak potraktować to doświadczenie poważnie?
Jeśli, na przykład, czyni się odniesienie do doświadczenia macierzyństwa, wystarczająco dobre macierzyństwo nie jest doświadczeniem posiadania czy też przywłaszczenia, nie jest umocnieniem „ja”. Przeciwnie. Zostanie matką jest radykalnym otwarciem się na przyjście Kogoś Innego. W tym sensie dobrą matką – odniosę się tu do biblijnego epizodu o dwóch matkach stających przed sądem króla Salomona – jest ta, która potrafi zrezygnować z posiadania syna, by ocalić jego życie. Czy nie jest to przypadkiem jeden z największych darów macierzyństwa? Utracić dziecko, które się urodziło? Utracić swoje dziecko, pozwolić mu odejść, cieszyć się jego wolnością.
Jaka jest relacja między doświadczeniem braku a pragnieniem?
Pragnienie ukazuje brak zamieszkujący w ludzkiej istocie, jest jego najczystszym wyrazem. Tak jak przydarza się to zakochanym, którzy spotykają się po okresie rozłąki: nie pytamy ukochanego, co nam przyniósł, nie atakujemy go pytaniem dotyczącym posiadania. Pytanie miłości jest zawsze takie samo: czy odczuwałeś mój brak? Czy moja nieobecność była dla ciebie obecnością?
Napisał Pan: „To transcendencja pragnienia matki czyni możliwą transcendencję pragnienia syna”. Czym jest ta transcendencja pragnienia?
Pragnienie matki nie jest pragnieniem posiadania czy też rozporządzania dzieckiem. Jest raczej otwartością na dziecko. Macierzyństwo nie jest doświadczeniem skoncentrowania, ale zdekoncentrowania. Gdybyśmy chcieli pójść w stronę paradoksu, moglibyśmy powiedzieć, że pragnienie matki nie chce mieć dziecka, ale chce je utracić. Jest to radość, której matka doświadcza na widok owocu swojego łona uczącego się chodzić czy mówić, patrząc, jak wchodzi w świat. To dziecko, które matka chroniła w swoim łonie i które karmiła swoją krwią, nigdy do niej nie należy, nigdy nie jest jej dzieckiem, ponieważ to dziecko zawsze jest innym życiem, innym życiem, nie jej, życiem nieznanym. W tym sensie transcendencja pragnienia matki, jej otwarcie na inne życie dziecka, ustanawia transcendencję pragnienia dziecka, ustanawia jego życie jako życie wolne, jako nie jej życie.
À propos pragnienia, w swojej książce mówi Pan o „pragnieniu, które nie jest anonimowe”. Czy istnieje anonimowe pragnienie?
Macierzyńska troska jest troską potrafiącą ustąpić miejsca szczegółowi, konkretnemu życiu dziecka. Nie jest to troska, którą posiadają wszyscy, anonimowa właśnie. Jest to zawsze troska okazywana konkretnej osobie, dziecku jako dziecku jedynemu. Unaocznienie tego zasadniczego aspektu macierzyńskiej troski posiada polityczną doniosłość w mojej książce: w czasie zdominowanym kapitalistycznym dyskursem panoszy się absolutna beztroska, totalny brak troski o szczegół, anonimowa generalizacja, depersonalizacja, dehumanizacja więzi społecznych. Zawsze interesują mnie punkty oporu i antagonizmu wobec tego nihilistycznego odłamu naszych czasów. Ostatnio zwracałem uwagę na miłość jako czynnik przeciwstawienia się kapitalistycznemu dyskursowi. Ale także największa lekcja macierzyństwa, którą jest umiejętność uszczegóławiania trosk, jest punktem oporu wobec szerzącego się konformizmu właściwego naszym czasom niedbalstwa.
Pisał Pan w jednym z artykułów na łamach „La Repubbliki”: „Co się dziedziczy, jeśli nie dziedziczy się Królestwa, jeśli nie jest się dziećmi Króla? W dziedziczeniu liczy się przekazywanie pragnienia z jednego pokolenia na drugie. Jest to sposób, w jaki nasi ojcowie nauczyli się żyć na tej ziemi, próbując nadać sens swojej egzystencji”. Być dziedzicem znaczy więc być „wolnym człowiekiem”?
Bycie dziećmi, jak wskazuje słowo Jezusa, nie jest jednym z wielu stanów, ale definiuje ludzkie życie w jego istocie. Wszyscy jesteśmy dziećmi. I jako dzieci wszyscy mamy za zadanie stać się dziedzicami. Humanizacja życia dotyczy aktu albo, lepiej, ruchu dziedziczenia. Co zrobiliśmy z tym, co otrzymaliśmy od Kogoś Innego? Nie ma ludzkiego życia bez tego ruchu podmiotowego wznawiania tego, co Ktoś Inny, od którego pochodzimy, uczynił z nas samych. Wolność nie oznacza braku uwarunkowań, nigdy nie jest absolutna, ale precyzyjnie definiuje ten ruch pojedynczego wznawiania przeznaczenia, które Ktoś Inny włożył na barki naszego życia.