Podwodna łódź gender

Społeczeństwo
Laura Palazzani

Pośród projektów ustaw, książek dla dzieci i braku rzetelnej debaty, podróż między teoriami, które prowadzą do „usunięcia różnic”. Mówi filozof prawa LAURA PALAZZANI

Gender nie wchodzi do ustawodawstwa jako „żaglowiec”, ale jako „łódź podwodna”. Jest to obraz amerykańskiego dziennikarza Dalego O’Laeary’ego, obecnego na konferencjach w Kairze (1994) i w Pekinie (1995) – dwóch światowych debatach, podczas których program gender, ukryty pod żądaniami uznania praw kobiet, zostaje tak naprawdę wprowadzony na światową scenę: słowo to pojawiało się wiele razy w dokumentach przygotowawczych, gdzie wszystko było już zaplanowane z pominięciem definicji mężczyzny i kobiety.
Teraz słowo to jest powtarzane wszędzie z coraz większą śmiałością, pośród zamętu haseł, projektów ustaw i książek wprowadzanych do szkół. Ostatnio papież Franciszek zadał sobie pytanie, czy tak zwana „teoria gender nie jest również wyrazem pewnej frustracji i zniechęcenia, i czy nie zmierza do zatarcia różnicy płci, bo nie potrafi się już z nią konfrontować. Tak, grozi nam niebezpieczeństwo, że zrobimy krok w tył. Usunięcie różnicy jest bowiem problemem, nie rozwiązaniem”. Wezwał intelektualistów, „by nie unikali tego tematu, jakby stał się on drugorzędny w kwestii zaangażowania na rzecz bardziej wolnego i bardziej sprawiedliwego społeczeństwa” (Audiencja generalna, 15 kwietnia 2015 r., cyt. za: www.vatican.va).
Przestroga papieża „jest wyjątkowo ważna dzisiaj. Dotyczy tematu, który wszedł do prawodawstwa i do społeczeństwa «skrycie» – mówi Laura Palazzini, filozof prawa i ekspert od bioetyki. – W literaturze anglosaskiej wiele rozprawia się o początkach i konsekwencjach tych teorii, nie wszędzie jednak. Tymczasem zagadnienia te wymagają konceptualnego uświadomienia sobie wyłaniających się problemów, a przede wszystkim właściwej informacji i edukacji społeczeństwa. Odpowiedzialni za to są intelektualiści”.

Pani Profesor, jak powstały teorie gender?
Ich historia jest bardzo świeża. Lepiej nie tłumaczyć słowa gender jako „rodzaj”: w języku oznacza on kategorię gramatyczną (męską i żeńską) albo konceptualną, która wskazuje grupy osobników o podobnych cechach (na przykład rodzaj ludzki). Znaczenie pojęcia gender pojmuje się w zestawieniu z pojęciem płci (sex): płeć oznacza biologiczne uwarunkowanie istoty męskiej albo żeńskiej; gender oznacza uwarunkowanie psycho-społeczne, to znaczy sposób, w jaki pojmujemy swoją tożsamość płciową i rolę społeczną. Teorie gender odwołują się do zdania Simone de Beauvoir, zawartego w książce Druga płeć (La duxième sexe, 1949): „Nie rodzimy się kobietami – stajemy się nimi” (S. de Beauvoir, Druga płeć, tłum. G. Mycielska, M. Leśniewska, Warszawa 2003, s. 299). Mimo że autorka nie jest teoretyczką gender, pokazuje różnicę między byciem a stawaniem się, między rodzeniem (to, co pochodzi od natury) a nabywaniem (to, co pochodzi z zewnątrz albo z indywidualnej woli).

Ale kto po raz pierwszy posłużył się terminem gender w tym znaczeniu? I dlaczego?
John Money, amerykański psychoseksuolog. Mimo że uznawał, że rodzimy się zgodnie z biologiczną płcią, zwracał uwagę na nasze „stawanie się” gender: jego zdaniem nasza psychologiczna i społeczna tożsamość seksualna nie wynika w deterministyczny sposób z tego, jacy się rodzimy, ale jest produktem wychowania, a dokładnie tego, w jaki sposób zostajemy wychowani przez rodziców w czasie pierwszych 18 miesięcy życia. Jego najsłynniejszy „eksperyment” to eksperyment przeprowadzony na parze bliźniaków płci męskiej: jeden z nich (John) z powodu błędu medycznego podlega okaleczeniu narządów płciowych. Money postanawia wraz z rodzicami zmienić chirurgicznie płeć chłopca na żeńską (Joan), będąc przekonanym, że gender daje się kształtować w oparciu o wychowanie, które odpowiadałoby modyfikacji ciała. Ta teoria została zastosowana przez Moneya w jego Gender Identity Clinic w Baltimore, gdzie leczył także dzieci urodzone z deformacjami zróżnicowania płciowego. W tym środowisku psychoseksualnym rodzą się teorie gender, które rozwijają się potem w pewne orientacje feminizmu, negujące naturalność różnicy mężczyzna–kobieta i potwierdzające jej umowność.



Z powodu jakiej potrzeby teorie gender rozwijają się dzisiaj?
Dzisiaj łączą się w teorii dekonstrukcjonizmu, która stanowi najbardziej radykalny ich wyraz. Najsławniejszą ich przedstawicielką jest Judith Butler, autorka książki Undoing Gender, w której przedstawia teorię radykalnego rozdzielenia płci (sex) od gender. W jej przekonaniu to, co my uważamy za normalne – urodzenie się mężczyzną albo kobietą, wchodzenie do społeczeństwa i pojmowanie siebie odpowiednio jako mężczyzny lub kobiety – jest produktem normalizacji: jesteśmy skłaniani, zmuszani do przeżywania i pojmowania tej odpowiedniości między płcią a gender. Butler wyraża potrzebę pewnej orientacji społeczeństwa na dekonstrukcję czy też gubienie właśnie tej normalności albo budowania czegoś nowego w oparciu o indywidualne pragnienie, autodeterminację, wolę, instynkt, impulsy. Jest to potrzeba kształtowania swojego biologicznego ciała (sex) w oparciu o to, co się czuje i co się pojmuje (gender).

Do jakiej rewolucji prowadzi to przekształcanie się relacji między płcią biologiczną a gender?
Przede wszystkim sex i gender są rozłączne i już sobie nie odpowiadają. Jedna sprawa to to, że „jesteśmy”, a druga to to, że się „stajemy” – jest to przewodni wątek wszystkich teorii gender. Prawdziwą wielką rewolucją jest to, że gender ostatecznie ma zdeterminować płeć (sex). Ważne jest to, że „się stajemy”, a nie to, że „jesteśmy”; liczy się to, czego chcemy wobec samych siebie i społeczeństwa. W pierwszej kolejności chodzi o rewolucję kulturową i filozoficzną, ponieważ jest ona terenem rozwijania się teorii relatywistycznych, ukazujących nieistotne znaczenie natury. Następnie jest to rewolucja prawna, ponieważ instancje te prowadzą do stanowienia specyficznych praw.

Z punktu widzenia kulturowego prowadzą do powstania relatywizmu w pojmowaniu samej miłości. Czy kierunek ten jest kierunkiem pozornie niewinnej love is love Obamy: wszystko jest jednakowe i jest dozwolone, ponieważ wszystko jest miłością?
W rzeczywistości poza rozróżnieniem między wymiarem biologicznym a psycho-społecznym dochodzi także odniesienie do sexual orientation: tym sformułowaniem określa się „kierunek pragnienia”, jak utrzymuje Butler, uważając, że w relacji płciowej z drugą osobą wszystkie orientacje (hetero-, homo- i biseksualna) są sobie równe. Jeden z podstawowych argumentów jest następujący: w relacji liczy się uczucie, z pominięciem różnicy płciowej, uchodzącej za nieznaczącą w budowaniu rodziny. Przechodzi się od naturalistycznego modelu rodziny, opartego na zjednoczeniu mężczyzny i kobiety – które dzisiaj wciąż konstytuuje konieczny warunek do prokreowania, a więc do zagwarantowania społeczeństwa – do wizji kontrnaturalistycznej, woluntarystycznej. Jest to wielki przeskok, wielka rewolucja.

Ta wrogość wobec ciała, wobec powiązania z biologicznym elementem jest paradoksem w materialistycznym społeczeństwie.
Teorie gender są wynoszeniem woli nad ciało, zredukowane do bezwładnej materii, czystego przedmiotu dającego się kształtować zgodnie z pragnieniem. Istnieje pewien rozdział – który każe nam cofać się do przeszłości, do czasów Kartezjusza, do rozróżnienia między res cogitans (rzeczą myślącą) a res extensa (rzeczą rozciągłą) – między wymiarem biologicznym a wymiarem pragnienia. Wola zostaje zabsolutyzowana, musimy zrealizować za wszelką cenę to, czego chcemy. Butler porównuje ciało do „wieszaka na ubrania”, na którym zawieszamy garderobę wedle naszego upodobania: ciało miałoby być pasywnym narzędziem do używania i modyfikowania w zależności od naszych pragnień.

Na czym polega rewolucyjność tej koncepcji ciała?
Największe dyskusje toczą się wokół faktu, że nie jest łatwo kształtować ciało ani też nie można tego robić „dla zabawy”. Na przykład przypadek Johna-Joan jest egzystencjalnie dramatyczny: doprowadził człowieka do ponownego przekształcenia swojego ciała (z kobiecego na męskie), a wreszcie do samobójstwa. Ten, kto rości sobie dzisiaj prawo do intersex – międzypłciowości, to znaczy do życia w warunkach płciowej dwuznaczności „między” męskością a kobiecością, albo do stanu transgender, to znaczy do wahania się między mężczyzną a kobietą – wynosi pragnienie i wolę nad naturę. Ale wynoszenie „trzeciego rodzaju” albo też „rodzaju nijakiego” w poszukiwaniu obojętności płciowej, tak naprawdę przeszkadza procesowi naszej identyfikacji, ponieważ ciało nie jest amorficzne, niesie tożsamość, która jest konstytutywna dla naszego istnienia. A wszystko to w gruncie rzeczy zakłada to, co ma się zamiar negować albo przezwyciężyć: konstytutywną różnicę płciową. Jest to zasadnicza sprzeczność teorii gender: usiłuje się unicestwić naturę, tymczasem ugruntowuje się ją na nowo.

Jakich praw domagają się teorie gender?
Są to prawa, które, począwszy od konferencji w Kairze i w Pekinie, były uznawane w różnych dokumentach aż do Deklaracji z Yogyakarty z 2007 roku, dotyczącej gender identity i sexual orientation w perspektywie praw człowieka: prawa do „polimorfizmu płciowego” (wybór tożsamości płciowej, w tym neutralnej) oraz prawa do „wszechpłciowości” (wybór orientacji seksualnej) w budowaniu rodziny, albo lepiej, „rodzin”. Równość relacji hetero-, homo- i biseksualnej zostaje uznana zarówno w odniesieniu do związku – małżeńskiego albo partnerskiego – jak i w odniesieniu do rodzicielstwa, poprzez adopcję i sztuczne zapłodnienie. W odniesieniu do tego mówi się o rainbow families, „tęczowych rodzinach”: rodzina powstaje w oparciu o pragnienia i indywidualne ustalenia.

Najpoważniejsze zmiany zachodzą w środowiskach wychowawczych…
Tak, program gender wszedł już albo właśnie wchodzi do szkół w wielu krajach. Jest to projekt, zgodnie z którym młodzież powinna dorastać w przekonaniu, że nie istnieje rodzina, ale istnieją „rodziny”, i że gender jest neutralne. W ten sposób wprowadza się relatywizację w oparciu o zasadę równości, która jest mylona z zasadą równorzędności. Chce się rozpowszechnić przekonanie, że dzieci muszą dorastać, uważając za równorzędny wybór płci określonej albo neutralnej, podobnie rodzinę złożoną z mamy i taty albo też z dwóch matek lub dwóch ojców. Przekazuje się także przesłanie, że ten, kto nie uważa tego wyboru za równorzędny, wprowadza dyskryminację. Ten edukacyjny model bez-różnicy proponuje się jako oparty na zasadzie równości, w rzeczywistości jednak kryje on wizję relatywistyczną. Dzisiaj trzeba natomiast uświadamiać młodzieży fakt, że tożsamość płciowa nie jest produktem wychowania, kultury czy też woli, ale jest konstytutywnym źródłem naszego istnienia. Trzeba także jasno powiedzieć, że rodzina jest naturalną wspólnotą, że różnica płciowa jest warunkiem prokreacji, a więc istnienia samego społeczeństwa. Jest zasadniczym elementem w procesie identyfikacji osoby.