Nieść krzyż w Gazie
Pierwszy Plan - Środkowy WschódTydzień piekła. I nietrwałe zawieszenie broni, które nie wiadomo, ile potrwa. Między pociskami rakietowymi Hamasu a izraelską ofensywą – dla chrześcijan żyjących w strefie Gazy Boże Narodzenie jest rozliczeniem się z racjami wiary oraz swojej obecności, która wydaje się niczym wobec potęgi innych. Opowieść o życiu George’a, Johnny’ego, Hanny, Diany… Nieustanne pytanie: „Dlaczego?”. I tylko jedna pewność: „Bóg działa”.
„Witaj Gabriello, mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku…” Początek listu George’a do przyjaciółki przepełnia troska o jego adresatkę, która mieszka we Włoszech. George żyje zamknięty w Strefie Gazy od urodzenia, jest chrześcijaninem, jednym z dwóch tysięcy na 1,5 miliona muzułmanów. Te kilka linijek skreśla w czasie, gdy w izraelskim nalocie właśnie zostaje zbombardowany dom jego sąsiada. „Gaza znajduje się w stanie wojny, my wiemy jednak, w głębi naszego serca, że Pan nie pozostawia nas samych”. Linie telefoniczne raz działają, raz nie, a George zawierza swoje liczne troski, lęki i nadzieje portalom społecznościowym oraz mailom wysyłanym do kilku przyjaciół. „Teraz nasze powołanie to niesienie kawałka krzyża Chrystusa oraz pokazywanie go innym. Jest to obowiązek każdego chrześcijanina, podtrzymywać to chwalebne drzewo pośród tego, czym się żyje”.
Również wtedy, gdy życie składa się z lęku i cierpienia. Z momentów, które George przeżywał często, w tych dniach wojny. Wojny, która trafiła na pierwsze strony gazet na całym świecie, zanim nastało zawieszenie broni, tak nietrwałe, że z pewnością nie wyzwala od lęku. Napady Hamasu. Izraelska ofensywa. Ziemi Świętej znów zagraża wojna. I oni, chrześcijanie, którzy po raz kolejny rozliczają się z racjami i początkiem swojej obecności. Obecności tak kruchej, że wydaje się niczym, pod bombami oraz wobec potęgi „innych”. A jednak tak ważnej. Decydującej tam, gdzie wszystko się zaczęło.
„Wyjdźcie im na spotkanie”. Wkrótce Boże Narodzenie. George oczekuje go bez elektryczności i z otwartymi oknami, żeby huk pocisków nie wybił szyb. A potem bezsenne noce, spędzone przy córce Lairze. „Za każdym razem, gdy huczą pociski rakietowe, mówimy jej, że ktoś puka do drzwi”. Nigdy jednak ich nie otwiera, ze strachu przed tym, kto – albo co – mógłby wejść. George boi się, że mała może doznać urazu na całe życie. „Módlcie się za dzieci – pisze na Facebooku podczas bezsennych nocy. – One nie są winne temu, co dzieje się pośród tych fałszywych ideologii”. A potem dodaje: „A wy, którzy cierpicie, zróbcie tak, jak powiedział wam On: wyjdźcie im na spotkanie. Nie samochodem ani pieszo, nie samolotem ani z pociskiem rakietowym. Weźcie różaniec”.
W lokalnej wspólnocie chrześcijan Różaniec odmawia wiele osób, codziennie. Każdy w swoim domu, zaszyty w nim ze strachu podczas tego tygodnia piekła. Po zawarciu rozejmu, dwa proste słowa zawierzone swojemu dziennikowi: „Bóg działa”. George nigdy w to nie wątpił. Aby mieć co do tego pewność, wystarczy spojrzeć na jego oczy na zdjęciach wykonanych w tamtych dniach i opublikowanych na Facebooku. Tak, Gabriello, George również ma się dobrze. Co więcej, można powiedzieć, że jest szczęśliwym człowiekiem.
„Dlaczego Bóg dopuszcza, by w Gazie działy się takie rzeczy?”. Wybuch gniewu Johnny’ego natychmiast każe zamilknąć jego dobrej przyjaciółce, siostrze Nabili, która zapytała go, jak się ma. To były pierwsze dni wojny. „Jeśli chcesz, możesz Go o to zapytać”, i daje mu koronkę, by się modlił. Nie reaguje. To jest trudny czas dla Johnny’ego i jego rodziny. W ciągu dnia nie można wyjść z domu, a w nocy – spać. Dom to najmniejsze więzienie w tym większym, jakim jest cała Strefa. „Nie rozumieliśmy nic z tego, co się działo – opowiada. – Słyszeliśmy bardzo głośne wybuchy i nie wiedzieliśmy, czy były to pociski palestyńskie, czy izraelskie naloty”. Wyczerpany próbuje zadzwonić do swojego przyjaciela w niedzielę wieczorem, około 23.00, kiedy Gaza znów jest bombardowana podczas nalotów. Znowu to samo pytanie: „Dlaczego? – Nie wiem – odpowiada mu Mujib. – Jesteśmy chrześcijanami, musimy przebaczyć. Ja się za nich modlę”. Potem przyjaciel opowiedział mu o Abu Boulosie Salemie, niedawno zmarłym wyznawcy prawosławia. Cierpiał na serce i po entym nalocie, „kiedy przychodzą chwile, gdy nie masz pewności, czy doczekasz jutra”, jego serce nie wytrzymało.
Pogrzeb Salema. Następnego dnia Mujib postanowił pójść na pogrzeb. Na ostatnie pożegnanie Salema przyszli wszyscy. Żona i pięcioro dzieci, przyjaciele i ten, kto w ogóle go nie znał. Około dwustu parafian pozostawiło na kilka godzin swoje domy. Szaleni, żeby tak ryzykować, gdy nad głowami latały rakiety! „Rodziny nie mają czasem nic do jedzenia, ponieważ wychodzenie na ulicę jest niebezpieczne – opowiada proboszcz parafii, ksiądz Jorge. – Tymczasem ponad dwieście osób postanowiło tu przyjść, by się za niego modlić”. Nie chodzi jednak tylko o liczby. „Byłem zaskoczony, widziałem tych ludzi radosnych, z uśmiechem na twarzy. Opowiadali mi o swoich dniach spędzanych w domu, gdzie modlili się w rodzinach. Opowiadali o tym uszczęśliwieni”. Johnny również był na pogrzebie Salema. I kto wie, czy zobaczywszy tak liczny i szczęśliwy tłum, on również nie znalazł odpowiedzi na dręczące go pytanie.
Hanna i Diana są małżeństwem od 10 lat. Mieszkają w Gazie od urodzenia, a więc około 35 lat. Ich jedyna córka Claire ma 8 lat. Podczas ostatniej wojny w 2009 roku minibus Hanny został zniszczony, a on stracił pracę (jeździł po całej Strefie Gazy, realizując zamówienia klientów). „Ja natomiast, kilka miesięcy później, zachorowałam na raka – opowiada Diana. – Kiedy zaczęła się ta wojna, baliśmy się najgorszego. Wciąż mieliśmy przed oczami operację militarną «Płynny Ołów»”. Claire w tamtym czasie często była z dziadkami, ponieważ rodzice przebywali poza domem. Wtedy doznała urazu. „Często moczyła się w nocy, a kiedy słyszała jakiś hałas albo wystrzał, zaczynała drżeć”. Dlatego tym razem, „kiedy usłyszeliśmy pierwsze wybuchy, natychmiast pobiegliśmy do domu”. Claire czekała na nich, podenerwowana. Diana podbiegła do niej i przytuliła ją do piersi. „Tamte minuty nie miały końca – opowiada. – Zamknęliśmy się w sypialni, ukryci pod kołdrami. Claire poprosiła mnie, byśmy razem odmówili Zdrowaś, Maryjo”. Kiedy bezzałogowe samoloty przestały latać nad Gazą, Claire powiedziała Dianie: „Wiesz, mamo, to było najpiękniejsze niebezpieczeństwo w całym moim życiu”. Prawdopodobnie bała się tak samo, jak cztery lata temu. Teraz jednak była z nią mama. To jest ta obecność, która podtrzymuje cię w życiu. Ona zmieniła wszystko.
Odroczony problem. Na kilka godzin przed podpisaniem rozejmu, ostatnie naloty zniszczyły kilka budynków. Nie oszczędzono nawet budynku mass mediów. Zrównane z ziemią zostały również domy cywilów. Rodzina Struir wracała właśnie z kościoła obrządku łacińskiego. Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, prowadzonej przez ojca Jorge’a, błagano o dar pokoju. Po powrocie okazało się, że ich dom został zrównany z ziemią, a wszystkie ich rzeczy pogrzebane pod gruzami. Pobiegli do proboszcza, by poprosić o kilka łóżek polowych na parafii. Jeszcze teraz niektórzy chronią się tam nocą. „Kiedy zobaczyłem, że wracają, nie wiedziałem, co powiedzieć” – mówi nam ojciec Jorge. Coś przeczuwał, szukał właściwych słów, by odpowiedzieć na wszystkie zadane mu pytania o znaczenie. Pan Suir uprzedził go jednak: „Niech będzie pochwalone imię Pana, bo jest dobry”.
Teraz cała Gaza odetchnęła z ulgą. Rozejm ogłoszony w Kairze nakazał zawieszenie broni. Porozumienie jednak już okazało się nietrwałe. Ludzie wiedzą z doświadczenia, że tego rodzaju rozejm odracza problem na sześć, siedem miesięcy. Co najwyżej na rok. Wszyscy chcą pokoju pogodnego i trwałego. Łącznie z dwoma tysiącami chrześcijan ze Strefy Gazy. Oni również na niego czekają. Wiedzą jednak, że wkrótce Boże Narodzenie.