Ostatnie rozmowy
Ilość stron: 312
W latach 50. minionego wieku, gdy Europa podnosiła się z ruin wojny, a Kościół przeżywał okres, w którym był bohaterem procesu odbudowy, młody kapłan pisał, że chrześcijańska wspólnota „jest w zupełnie nowy sposób Kościołem pogan. Już nie, jak niegdyś, Kościołem pogan, którzy stali się chrześcijanami, ale Kościołem pogan, którzy nazywają się jeszcze chrześcijanami, ale w rzeczywistości stali się poganami” (por. s. 295).
Od samego początku swojej duszpasterskiej działalności Joseph Ratzinger miał dar jasności osądu oraz odwagę parezji. I już wtedy słowa te, zdumiewające w zwartych Niemczech Adenauera, przysporzyły mu nieprzyjemności zarówno w środowisku kościelnym, jak i politycznym.
Smutek lektury książki papieża Benedykta, zatytułowanej Ostatnie rozmowy, zostaje całkowicie zrekompensowany przez radość wypływającą z ponownego przebycia wraz z nim drogi życia człowieka wiary i Kościoła, z wysłuchania jego opowieści – przedstawionych w charakterystyczny dla niego spokojny i jasny sposób – osądów, wrażeń, nadziei życia w całości zanurzonego i ukierunkowanego na Pana, kotwicę i latarnię jego istnienia.
Zapytania rozmówcy, familiarne i czasem naiwne, umożliwiają czerpanie przyjemności z lektury także temu, kto mógłby mieć problem z poruszaniem się po labiryntach historii i teologii. Ale zasadnicza zasługa należy do Josepha Ratzingera, który – jak wiadomo – z usposobienia jest antyromantyczny, nieporywczy, lubi spokojne tony i linearny rozwój, niweluje w rozsądku niezmiennej i pokornej wiary wszelką możliwą chropowatość, mitygując każde ludzkie oczekiwanie sensacyjnych wiadomości. I to właśnie ten piękny kształt, jaki przybrało jego długie życie, z pewnością niepozbawione dramatów, oczarowuje, tak samo jak jego głęboka, trwała, autentyczna spójność z darem i przykładem wiary odziedziczonej po rodzinie prostych i pobożnych chrześcijan. I podążając za wątkiem jego wspomnień, który biegnie poprzez dziesięciolecia, aż po rezygnację ze Stolicy Apostolskiej oraz obecne życie modlitwy i refleksji w klasztorze Mater Ecclesiae w Watykanie, widać, jak nieustannie troszczył się, jako duszpasterz i teolog, o żywą wiarę, to znaczy przeżywaną, otwartą na rzeczywistość, a zarazem nieulegającą światu.
Wszystkie epitety, których doczekał się w swoim życiu Joseph Ratzinger („progresista”, „konserwatysta”, by nie wspominać o innych), wiążą się z jego wizją chrześcijaństwa, która w konkretny sposób kształtuje istnienie osoby, a więc historię, i utrzymuje nieruchomo utkwione w Bogu – który jest naszym początkiem, towarzystwem i celem – ufne spojrzenie.
Stąd też jego sympatia do wszystkich tych osób i doświadczeń, które przyjąwszy wiarę, zrodziły nowe formy. Drobny przykład: mówiąc o problemach związanych ze statyczną i biurokratyczną wizją Kościoła katolickiego w Niemczech, Joseph Ratzinger komentuje: „Wydaje mi się stanowić wielkie zagrożenie dla niemieckiego Kościoła to, że dysponuje tak wieloma opłacanymi pracobiorcami, co stwarza nadwyżkę świeckiej biurokracji. Włochów nie stać na tak liczny płatny personel, współpraca bazuje w przeważającej mierze na dobrowolności. Na przykład regularne spotkania katolików w Rimini odbywają się wyłącznie dzięki oddaniu i przekonaniu uczestników. Wszystko, co należy wykonać, żeby wznieść hale i zapewnić obsługę techniczną, organizują wolontariusze nieodpłatnie” (s. 254). Poruszający cytat duszpasterza wszystkich ludzi, stojącego na progu Wieczności: droga z nim w matce Kościele była, jest i będzie bardzo cenną nadobfitością łaski.
(Tommaso Ricci, Ślady, numer 5 / 2016)