Mistrz i Małgorzata
Ilość stron: 552
Pierwsze wydanie: 2011
Powieść skomplikowana i jak mało która pełna fantastycznych pomysłów. Mistrz i Małgorzata nosi wyjątkowe znamiona już w samej swojej historii powstania. Pisana i przepisywana nieprzerwanie przez około 10 lat, od końca lat 20. aż do śmierci pisarza, mogła zostać opublikowana dopiero pod koniec lat 60. Wcześniej groziło jej zniszczenie, kiedy została potępiona z tych samych powodów, dla których jej autor naraził się reżimowi. Otóż w 1930 roku w zdumiewającym liście do Stalina nazwał się pisarzem „mistycznym”, potrzebującym wolności tak, jak ryby potrzebują wody.
Złożoność tekstu tkwi już w samej jego strukturze – splot trzech historii o całkowicie odmiennym wydźwięku i umiejscowieniu czasowo-przestrzennym. Pierwszy wątek to przygody bandy diabłów w komunistycznej i ateistycznej Moskwie lat 30. Wydaje się, że pierwszy pomysł na powieść zrodził się u Bułhakowa po jego udziale w dziwnej procesji, która przeszła ulicami Moskwy 7 stycznia 1923 roku (Boże Narodzenie w Kościele prawosławnym), podczas której świętowano nową uroczystość – „Narodzenie Komunistycznej Młodzieży”. Drugim wątkiem, przeciwstawiającym się niemal całkowicie owej przemocy, która nie zadawalała się bluźnieniem Bogu, ale chciała Go wyeliminować z historii, jest właśnie historia procesu Chrystusa oraz Jego męki, opowiadana jako kronika wydarzeń przez naocznego świadka, samego diabła. Trzecim wątkiem jest historia miłości Małgorzaty i Mistrza, pisarza, który zaczął pisać powieść o Poncjuszu Piłacie i Jeszui, za co został skazany na wykluczenie ze społeczeństwa, wpadając z tego powodu niemal w obłęd oraz nosząc się z zamiarem spalenia tego, co napisał do tej pory. Jednak dzięki miłości Małgorzaty oraz interwencji diabłów „rękopisy nie zostają spalone”, a my w momencie kulminacji wszystkich wydarzeń możemy ponownie przeczytać opowieść.
Tematem przewijającym się przez całą powieść, który czyni ją fascynującą, jest właśnie to wyzwanie, by na nowo odczytać historię jako tekst powieści oraz jako samą rzeczywistość wraz z całą jej tajemnicą, wyzwanie, z którego może wyjść zwycięsko tylko ten, kto słucha, jest ciekawy tego, by widzieć, i rezygnuje z pretensji, by wiedzieć i posiadać już wszystko, zgodnie z określonym wcześniej schematem. Zostaje nam to zasugerowane w scenie otwierającej powieść, kiedy dwóch komunistycznych intelektualistów usiłuje przekonać dziwną postać – o której nie wiedzą jeszcze, że jest nią diabeł – o tym, że Bóg nie istnieje. Jest to zwięzła dysputa, której sens nadaje wymiana finałowych kwestii, kiedy jeden z dwóch mężczyzn spiera się z diabłem, który dopiero co podał mu całą serię racjonalnych powodów (filozoficznych, historycznych, naukowych, astrologicznych…) na uznanie istnienia Boga: „Widzi pan, profesorze, (…) na tę sprawę mamy zupełnie odmienny pogląd” (s. 24). Ostatecznie diabeł rezygnuje z wykorzystania wszystkich swoich zdolności, by dojść do sedna sprawy, ponieważ „tu nie trzeba mieć żadnych poglądów” (tamże), i jak powie dalej: „To fakt. A fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem” (s. 371). I w ten sposób zaczyna opowiadać historię męki Chrystusa jako naoczny świadek, mówiący o faktach, w których uczestniczył, o wydarzeniu, które było mu współczesne. A „wydarzenie” po rosyjsku to sobytie, co dosłownie znaczy „bycie z”.
(Ślady, numer 1 / 2012)