„(...) wystarczy patrzeć, mając nawet 60 lat, oczyma dziecka”

Listy

Soulaiman, siostra Łucja, Elena, Enrico, Sako, Marcia, Giovanna, Stefano (z marcowych „Tracce”)
Paola Bergamini

Syria. „Bezpieczeństwo kryje się w wierze”
Dzień przed trzęsieniem ziemi modliłem się i prosiłem Boga, by pomógł mi przezwyciężyć wszystkie wyzwania i trudności, które przeżywamy w naszym kraju. Patrzyłem na Krucyfiks i zadawałem sobie pytanie: „Jak długo jeszcze będziemy musieli cierpieć? Jaki jest cel naszego bólu?”. Od 12 lat żyjemy w stanie wojny, nawet dziś brakuje niezbędnych rzeczy i wszystko jest trudne. W nocy 6 lutego obudziły mnie wstrząsy. Byliśmy przerażeni pośród ciemności, bo nie mamy elektryczności. Dom się trząsł. Moja żona płakała, pytała mnie o naszego młodszego syna: „Gdzie jest Micho?”. Od razu zadzwoniliśmy do Elisasa, drugiego syna studiującego w Homs. Powiedział, że spadł z łóżka i od razu uciekł na ulicę. To były straszne chwile. Pomyślałem o modlitwach z poprzedniego dnia i w tych chwilach Bóg odpowiadał: „Bezpieczeństwo kryje się w wierze. Bądź blisko Mnie, będę cię chronić i dam ci siłę i nadzieję”. W następnych dniach zszokowały mnie wieści napływające z najbardziej dotkniętych obszarów. Sześciu kolegów zginęło w Latakii, wielu naszych przyjaciół straciło swoich bliskich i domy, wiele dzieci pozostało bez rodziców. Ten, kto przeżył, cierpi zimno i przebywa w obozach. Robię, co mogę, by pomóc tym, których znam. Otrzymałem wiele wiadomości od przyjaciół z Ruchu w Rosji i we Włoszech. Po raz kolejny udowodnili mi, że nie tylko Bóg jest ze mną i ukazuje się za pośrednictwem tej wielkiej rodziny, ale komunikuje mi swoją miłość i miłosierdzie.
Soulaiman, Damaszek (Syria)

San Remo, wychowanie i misja
Drogi Davide, współdzieląc z kilkoma przyjaciółmi osąd dzisiejszej sytuacji kulturowej, komentując na przykład wspólnie to, co wydarzyło się na Festiwalu w San Remo, jeszcze wyraźniej zdałam sobie sprawę, jak (dużo) trzeba się modlić i poświęcać wychowaniu. Myślę, że istnieje w świecie zachodnim ogromny problem kulturowy i dlatego musimy sobie pomagać jak tylko to możliwe w tym, by na nowo zrozumieć, że tylko w relacji z Chrystusem w życiu chrześcijańskiej wspólnoty, która staje się dla osoby miejscem wychowawczym i misyjnym, można zmierzyć się z dryfem antropologicznym, który widzę w działaniu. Bardzo pomocne było w tym to, o czym z naciskiem mówiłeś w swoim wystąpieniu podczas spotkania, które odbyło się w Rzymie 20 stycznia („Przepowiadanie na rzecz pokoju”). Przetłumaczyliśmy na język czeski twoje wystąpienie, a potem oglądnęliśmy razem nagranie, o którym wspomniałeś, wraz z wykonaniem Wełtawy pod batutą Fricsaya, jako konkretny przykład wychowywania. Przepiękne nagranie, ważne także dla nas, klauzurowych zakonnic, powołanych do tego, by każdego dnia stawiać czoła formacji samych siebie i naszych dziewczyn, których, dzięki Bogu, jest wiele. Następnie uderzyło mnie niedawno, że opat generalny naszego zgromadzenia, stając w obliczu ogromnych problemów, które uderzają w Kościół – myślę na przykład o osłabieniu i starzeniu się wielu wspólnot religijnych lub o wydarzeniach związanych z nadużyciami i skandalami – zaproponował nam wszystkim, aby wyjść od znaczenia słowa „powołanie”. Wybór, który dziś na Zachodzie nie jest oczywisty, niestety także dla środowiska religijnego. Otóż właśnie: powołanie, wychowywanie i misja są również dla nas, zakonnic klauzurowych, filarami zdrowego sposobu myślenia (rozum-ratio), odczuwania (uczuciowość-voluntas) i działania (dzieło-opus), które świat potrzebuje odkryć na nowo. Noszę w sercu pragnienie, by Ruch stawał się coraz bardziej miejscem wychowawczym w tym temacie, zwłaszcza dla młodszych i bardzo młodych. Ale nie tylko: myślę o dzieciach. Noszę w sercu marzenie, by rodziny z Ruchu nie zamykały się w sobie, ale przeżywały w komunii swoje zadanie wychowawcze, które jest tak fundamentalne. Zapewniam, że wciąż modlimy się za ciebie i za Ruch.
s. Łucja, Klasztor Trapistek Matki Bożej Wełtawskiej (Czechy)

„Szukam życia”
Od miesięcy czuję, że płonie we mnie płomień, który czasami sprawia mi ból nie do zniesienia, zaś innym razem wykorzystuję owo „wypalanie”, by naprawdę zrozumieć zawartość mojego serca. Każdego dnia widzę, jak ludzie śmieją się z rzeczy, które tak szybko rozpływają się w „nicość”, a ja zadaję sobie pytanie: dlaczego ja też się nie śmieję? Widzę ludzi wypełniających swoją pustkę, stworzoną przez coraz większą potrzebę szczęścia, smutnymi rzeczami, i za każdym razem czuję się odmienna. Widzę następnie, że ci sami ludzie, z którymi kiedyś się przyjaźniłam, już mnie nie obchodzą. Dlaczego tak się dzieje? Co się zmieniło? Dlaczego nie jest tak jak dawniej, kiedy wszystko było „prostsze”? Oto pytania, które zajmują moje serce przez ostatnie miesiące. W tym roku odbyłam wiele pięknych spotkań, poznałam i odkryłam na nowo osoby, które mają miejsce zarezerwowane w moim sercu, a są to moi przyjaciele, ci prawdziwi, ci, których szukam. Rozmawiając z wieloma bliskimi osobami po wakacjach, zrozumiałam, że to wszystko, czym chciałam żyć, znajdowało się tam: prawdziwa i konkretna rzeczywistość, w której nie tylko szukam szczęścia, ale nim żyję, gdzie nie jestem proszona o nic innego, jak tylko o to, bym przyniosła siebie, gdzie doświadcza się przebaczenia i przyjęcia, bycia szczerymi z ludźmi, których kochasz. Na Szkole Wspólnoty rozmawialiśmy o zaangażowaniu, o aspekcie mojego życia, o którym bardzo często myślę: w stosunku do chłopaka, do szkoły, do samej siebie, do przyjaciół albo GS, w każdym przypadku jest to moja codzienna rzeczywistość. W tekście zostaje podkreślone, jak w spotkaniu prawdziwego życia ważne jest zaangażowanie, i jest wymagana energia i cała własna wrażliwość, krótko mówiąc: własne człowieczeństwo. Czytając, czułam, że zaczyna zapełniać się pustka spowodowana tym pytaniem: dlaczego się nie zadawalam i szukam prawdy, szukam życia w każdej osobie? Tutaj odkrywam decydujące znaczenie Chrystusa w moim życiu we współdzieleniu życia, rozumianym jako współdzielenie życia z zaangażowaniem i współdzielenie życia z tymi obecnościami, które czynią moje życie skarbem. Ponadto im bardziej człowiek czuje swoje człowieczeństwo, tym bardziej traktuje poważnie własne doświadczenia, tym intensywniej przeżywa własne istnienie. Dalej będę szukała drogi pełnej znaczenia, zamiast rozcieńczać momenty.
Elena, Parma (Włochy)

Jedyne pytanie, które ma znaczenie
Najdroższy Davide, 11 lutego odbył się pogrzeb Teresy Beatrice, naszej małej dziewczynki, która żyła sześć godzin (w 2021 roku straciliśmy Francesco z powodu tego samego syndromu). Również przy tej okazji najbardziej oczywistym faktem jest to, że nasza miara jest naprawdę ograniczona i nie jest nawet dalece porównywalna z miarą Boga. Obrazek, który podarowaliśmy przyjaciołom po pogrzebie, przedstawiał Matkę Bożą z Dzieciątkiem Matisse’a, właśnie po to, by sprowadzić na nowo wszystko i wszystkich do tego, co zasadnicze, o czym mówiłeś podczas assemblei w Emilii-Romanii. Istota w tym naszym doświadczeniu otwartości na życie była równie przepotężna, co bolesna, ponieważ obnażyła ograniczenia, słabości, schematyzmy i błędne przekonania nasze i wielu ludzi wokół nas: staranie się o dziecko ze świadomością, że występuje 25-procentowe prawdopodobieństwo, że będzie chore, niedokonywanie aborcji, gdy się dowiedzieliśmy, że nasza córka jest chora, poszukiwanie życia, kiedy można się było zadowolić tym, co jest, sprawienie bólu przyjaciołom i krewnym ze względu na prawie „samolubny” wybór. Tyle wątpliwości, tyle stwierdzeń i tyle bliskich osób, które zostały przyćmione bardziej uprzedzeniami i (moralistycznymi) schematami niż ogarnięte pragnieniem zadania sobie tego jedynego pytania, które wszystkim wstrząsa: gdzie jest Bóg w tej okoliczności? Moja żona i ja byliśmy pod wrażeniem twojego sposobu interpretowania roli przewodniczącego CL, w którym przypomniałeś o odpowiedzialności wszystkich, i być może to jest ta specyficzna odpowiedzialność, która pozwoliła nam odkryć na nowo Ruch poprzez twarze przyjaciół, którzy trzymali nas za rękę, którzy się zaangażowali. Charyzmat definiujesz jako perfumy, perfumy osoby, która jest ci droga, ale której już nie ma: możesz nimi spryskać kogokolwiek innego, ale jeśli nie docierasz do istoty tego, czego szukasz, będą tylko odsyłać cię oschle z powrotem do pamięci o osobie. Te przeżyte miesiące z Teresą pod sercem i następne sześć godzin przed jej śmiercią byłyby po ludzku nie do zniesienia, gdybyśmy nie doświadczyli miłości, która obejmuje nas całościowo, która sprawia, że ​​mówimy: „Tam jest Bóg”, w tej kołysce na intensywnej terapii, w tym przeżytym chrzcie św. przygotowanym z udziałem lekarzy, którzy kilka miesięcy wcześniej walczyli, abyśmy poddali się aborcji, przez przyjaciół takich jak pediatra Chiara, która przez telefon doradzała nam przy podejmowaniu decyzji medycznych. Wreszcie przyszło nam powiedzieć: „Koniec z zamartwianiem się, niech zajmie się tym Duch Święty”. Cóż za wolność, aby móc zaakceptować ograniczenie przyjaciół, którzy najpierw się zdystansowali, a na pogrzebie przytulili się do nas i przygotowali przyjęcie dla Teresy. Przy tym jednak nie ustaje pytanie do Boga, dlaczego to wszystko musi przejść przez nieludzkie cierpienie.
Enrico

W Japonii: Nagai i ksiądz Giussani
W lutym nasz przyjaciel ze wspólnoty w Tokio Gabriele Di Comite, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Takashiego i Midori Nagai, uczestniczył w rozmowie z profesor Haruhi Katayamą z wydziału teologicznego Uniwersytetu Sophia, jednej z najważniejszych uczelni w Japonii, na temat: „To, co nigdy nie umrze – Wieczność w życiu codziennym: duchowość Takashi Nagai i Midori”. Rozmowa jest częścią internetowego kursu teologii, oferowanego przez Uniwersytet, poświęconego zagadnieniu: „Memento mori: chrześcijańska wizja życia i śmierci w teraźniejszości (teraz)”. Kilka osób powiedziało mi, że pewność i siła, z jaką Gabriele mówił o życiu i wierze Takashiego i Midori, pomogło im lepiej zrozumieć, w jaki sposób Ruch proponuje zmierzyć się z codziennym życiem. Znajomy podkreślił, że pojęcia takie jak „intensywne przeżywanie rzeczywistości”, „słuchanie zawsze wołania własnego serca”, „życie jako powołanie”, o których zawsze słyszeliśmy od księdza Giussaniego, stały się jasne i konkretne. Uderzyło mnie to, że Gabriele zaczął mówić o swojej przynależności do Ruchu i Memores Domini, to znaczy o życiu wiarą we wspólnym życiu, w pracy, i pokazał, że ci małżonkowie są świadectwem tego, za czym pragniemy podążać. Jego odczytanie książki Ciò che non muore mai („To, co nigdy nie umiera”) – autobiograficznej opowieści Nagai, która niedawno ukazała się w języku włoskim – było prawdziwą niespodzianką. Takashi był w stanie rozpoznać „to, co nigdy nie umiera”, wychodząc od cichego świadectwa swojej żony, która od początku wspierała go na drodze do świętości. Wreszcie, to był pierwszy raz, kiedy jeden z nas, mówiąc po japońsku, stanął publicznie w japońskim środowisku intelektualnym, otwierając w ten sposób możliwość, że ktoś może zainteresować się, zakochać, zrozumieć wartość i głębię myśli i metody wychowawczej księdza Giussaniego. Jest to niestrudzone pytanie, które zadajemy Panu, odkąd założyliśmy dom Memores Domini w Japonii 25 lat temu.
Sako i Marcia, Hiroszima (Japonia)

CZYTAJ TAKŻE: Salvatore i zapach szczęścia

Przedsiębiorca i prorok
Zostałem zaproszony do Treviso z okazji obchodów stulecia urodzin księdza Giussaniego, aby dać świadectwo o tym, jak spotkanie z księdzem Giussanim odmieniło moje pojmowanie pracy, a zwłaszcza mojej działalności jako przedsiębiorcy. Byłem pod wrażeniem historii innego przedsiębiorcy z Treviso, który został zaproszony, by zabrać głos, a który nigdy ani nie spotkał Giussaniego, ani też nie miał konkretnych spotkań z osobami z CL. Jego „spotkanie” z księdzem Giussanim zrodziło się przypadkiem w podmiejskim kościele, gdzie ksiądz, którego nie znał, podczas kazania powiedział, że ksiądz Giussani jest ostatnim ze współczesnych proroków, ponieważ kiedy Kościół pozornie nadal był w dobrej formie, zrozumiał, że brakowało źródła chrześcijaństwa, i „zabrał się do roboty”. Zaintrygowany tym – jako że proroczy dryg dla przedsiębiorcy zawsze ma jakąś ciekawą stronę – wrócił do domu, wpisał w wyszukiwarce na YouTube „don Giussani” i zaczął oglądać nagrania, które znalazł. Podczas obiadu powiedział mi: „Czy poznałeś księdza Giussaniego? Ponieważ natknąłem się na nagranie, gdzie opowiada o Janie i Andrzeju, i słuchając go, wydawało mi się, że znajduję się tam, gdzie rozgrywa się ta scena!”. Otóż sądzę, że ten przedsiębiorca, pozornie z dala od historii i znajomości Ruchu, za pomocą krótkiego porównania uchwycił to, czym jest Ruch, i dlaczego do niego należę: ponieważ doświadczenie Chrystusa ma miejsce właśnie teraz i naprawdę rozumie się coś z chrześcijaństwa, kiedy wydarza się to mnie! A żeby ta współczesność się wydarzyła, nie jest potrzebne żadne „podłoże”: wystarczy patrzeć, mając nawet 60 lat, oczyma dziecka.
Stefano, Mediolan (Włochy)